1 września 2017

Iron Maiden - "The Book of Souls" (2015)


Przyznam, że miałem lekkie obawy, co do "The Book of Souls". Po dobrym wykonawczo, ale ogólnie średnio zadowalającym "The Final Frontier" oczekiwałem wreszcie czegoś bardziej zwięzłego, z krótszymi killerami na miarę "Aces High". Gdy zobaczyłem informację o czasie trwania zarówno albumu, jak i utworów byłem nieco przerażony (aż 3 z nich trwają ponad 10 minut - to dokładnie tyle, co na poprzednich 15 wydawnictwach). Muzycy po raz pierwszy wyszli tu poza standardowy czas płyty kompaktowej 80 minut. Jednak mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że obawy te okazały się bezpodstawne i "The Book of Souls" wydany na 40-lecie istnienia zespołu jest w większości dokładnie takim albumem, jakiego można wymagać od twórczości Żelaznej Dziewicy.

Po raz kolejny: nie jest to longplay łatwy w odbiorze, wiele tu skomplikowanych - jak na muzykę Iron Maiden - aranżacji i rozwiązań. Na skutek tego, po pierwszych dwóch przesłuchaniach kompletnie nic z niego nie zapamiętałem, a utwory mimo różnorodności zlewały mi się ze sobą. Na szczęście, potem było coraz lepiej i obecnie mogę śmiało powiedzieć, że Iron Maiden wróciło na właściwe tory.

Już sam początek robi wrażenie. "If Eternity Should Fail" to wspaniały, rozbudowany, a przy tym niesamowicie chwytliwy kawałek. Pierwszy od 25 lat, który został dostarczony przez samego Bruce'a na album Maidenów - brawa dla niego. Zaczyna się nietypowo, z elektronicznym, podniosłym motywem, po którym słyszymy charakterystyczne dla twórczości tego zespołu unisona. Dobre wrażenie robi rozpędzona część instrumentalna czy wolniejszy fragment z nietypową grą Nicko. Cudny początek. Z drugiej strony pierwszy singiel "Speed of Light" to charakterystyczny maidenowy czad - trochę nijaki, ale z naprawdę dobrymi solówkami każdego z trzech gitarzystów. Choć i tak wypada nieco lepiej niż o 5 lat starszy "El Dorado", który pełnił na "The Final Frontier" podobną funkcję.

Najbardziej mdłym numerem na krążku jest jednak "The Great Unknown" (podobnie jak trzeci w kolejności "Mother of Mercy" z "The Final Frontier"), który nie wypada zbyt ciekawie. Nawet refren razi bezbarwnością. Z kolei "The Red and the Black" to jeden z moich tutejszych ulubieńców. Mam do niego jeden zarzut - kompletnie niepasujące stadionowe zaśpiewy. Reszta to jednak cud, miód i malina, utwór pełen świetnych riffów czy linii wokalnych - Bruce zaprezentował tu bardzo dobrą formę. Jednak największe wrażenie robi absolutnie porywająca część instrumentalna, pełna wprost rewelacyjnych, często powtarzanych solówek. A wiem z doświadczenia, że na żywo ten numer wypada jeszcze lepiej. Kapitalne nagranie - trwa ponad 13 minut, ale w ogóle się tego nie odczuwa. Właśnie takiego grania oczekiwałem od poprzednich dwóch krążków i dopiero tutaj to dostałem.

"When the River Runs Deep" to ironowa galopada z ciekawym zwolnieniem w refrenie. W rezultacie to kolejna atrakcyjna i przebojowa propozycja na albumie. 10-minutowe nagranie tytułowe kompozycyjnie wyraźnie podzielono na dwie części: rozwijającą się pierwszą połowę z akustycznym początkiem i intrygującymi, orientalizującymi riffami, oraz drugą z kolejnymi porywającymi popisami instrumentalistów (jedynie chaotyczna solówka Murray'a nie do końca mnie tu przekonuje) i - ponownie - akustyczną końcówką. Wyśmienita rzecz, znów na poziomie niesamowitego zespołu jakim jest Iron Maiden.

Po takim strzale agresywny "Death or Glory" już nie porywa, choć sam w sobie nie należy do najgorszych. Początek "Shadows of the Valley" brzmi bardzo znajomo... Już wiem, to po prostu wariacja riffu z "Wasted Years". Warto tu zwrócić uwagę na przebojowy refren i - znów - świetną współpracę gitar. "Tears of a Clown" to tekstowy hołd grupy dla Robina Williamsa. Stylistycznie nawiązuje trochę do "A Matter of Life and Death" i stanowi kolejną udaną propozycję muzyków. Balladowy, typowo murray'owy "The Man of Sorrows" urzeka fantastycznymi zagrywkami, skupionym śpiewem Dickinsona i wspaniałym, melodyjnym refrenem. Trudno po raz kolejny nie pochwalić gitarzystów za ich świetne popisy.

I wreszcie 18-minutowy "Empire of the Clouds", drugie w pełni autorskie dzieło Dickinsona. Przyznam, że za pierwszym razem uznałem ten utwór za strasznie przekombinowany, jednak wraz z kolejnymi odsłuchami zacząłem zauważać, że wszystko tu do siebie idealnie pasuje. Po długim, ładnym fragmencie z akompaniamentem pianina i smyczkami panowie przechodzą do coraz bardziej czadowych motywów. Pojawiają się tu naprawdę rewelacyjne solówki gitarowe, znakomite wrażenie robi dynamiczna część instrumentalna. Może nie jest to gigant na miarę "Rime of the Ancient Mariner", ale i tak świetne dokonanie, ukazujące, że Iron Maiden nadal stać na wiele. Warto poświęcić mu czas.

"The Book of Souls" na szczęście robi dużo większe wrażenie od "The Final Frontier". Mimo że trwa ok. 15 minut dłużej, wypada mniej nużąco, a przesłuchanie go w całości może być dużo łatwiejszym zadaniem. Dostarczono tu dużo lepsze, zgrabniejsze kompozycje, które w większości prezentują naprawdę zadowalający poziom. Także brzmieniowo nie mogę się do niczego przyczepić. Poszedłbym o krok dalej i nazwałbym to wydawnictwo największym dokonaniem zespołu od czasu "Brave New World". Ma uchybienia, ale zalet jest wystarczająco dużo, by wystawić wysoką ocenę.

Na koniec jeszcze jedna uwaga - członkowie Iron Maiden od czasu "Virtual XI" nie tylko prezentują coraz dłuższe czasowo płyty, ale i odstępy między ich wydawaniem są coraz większe. Jeśli będzie tak dalej, to 17. studyjnego albumu możemy się spodziewać w... 2021 roku.

Moja ocena - 8/10

Lista utworów:
01. If Eternity Should Fail (Bruce Dickinson)
02. Speed of Light (Bruce Dickinson, Adrian Smith)
03. The Great Unknown (Steve Harris, Adrian Smith)
04. The Red and the Black (Steve Harris)
05. When the River Runs Deep (Steve Harris, Adrian Smith)
06. The Book of Souls (Janick Gers, Steve Harris)
07. Death or Glory (Bruce Dickinson, Adrian Smith)
08. Shadows of the Valley (Janick Gers, Steve Harris)
09. Tears of a Clown (Steve Harris, Adrian Smith)
10. The Man of Sorrows (Steve Harris, Dave Murray)
11. Empire of the Clouds (Bruce Dickinson)

2 komentarze: