19 stycznia 2019

Judas Priest - "Unleashed in the East" (1979)


Pod koniec lat 70. zespół Judas Priest stawał się coraz bardziej popularny i rozpoznawalny. Większość wydawnictw, a szczególnie ostatnie dwa, były sporymi sukcesami nie tylko pod względem artystycznym, ale i komercyjnym. Przy okazji "Killing Machine" grupa zaczęła nawet gościć na listach przebojów, zajmując całkiem wysokie - jak na taki rodzaj muzyki - lokaty. Nic dziwnego, że muzycy i wytwórnia Columbia chcieli przypieczętować dotychczasowe sukcesy wydaniem koncertówki. Nie od dziś wiadomo, że wielu fanów czeka szczególnie na wypuszczenie oficjalnego zapisu występu na żywo.

"Unleashed in the East" pojawił się więc w idealnym momencie, podsumowując twórczość kapeli z lat 70. Choć wprawdzie nie uświadczymy tu przykładu ewolucji kompozycyjnej jaka dokonała się w twórczości Judas Priest na przestrzeni lat 1974-1978, ponieważ nie zawarto żadnego kawałka z debiutu. Niby miło byłoby usłyszeć choćby wykonanie "Run of the Mill" z czasów, gdy muzycy byli już większymi profesjonalistami, ale jest to niemożliwe, ponieważ w 1979 roku grupa nie grała już żadnej kompozycji z tamtej płyty. Jeśli chodzi o następne cztery krążki, to zdecydowanie w największym stopniu reprezentowano najbardziej przełomowy w dyskografii "Sad Wings of Destiny" (prawie połowa czasu trwania). Mowa tu o oryginalnym wydaniu z 1979 roku, z najbardziej znaną tracklistą, zawierającą 9 utworów.

W czasie premiery, w Japonii album ukazał się pod tytułem "Priest in the East". Nie była to jedyna różnica, ponieważ do wydawnictwa dołączano także minialbum zawierający wykonania "Rock Forever", "Delivering the Goods", "Hell Bent for Leather" oraz "Starbreaker". Z kolei do brytyjskiego wydania dodawany był minialbum z utworami "Rock Forever", "Hell Bent for Leather" oraz "Beyond the Realms of Death". W tych wersjach liczniej reprezentowany czy wręcz promowany był najnowszy album - "Killing Machine". Wersja japońska z trzynastoma kawałkami stała się podstawą dla edycji zremasterowanej z 2001 roku, która ukazała się w wielu krajach. Szkoda tylko, że nie dołączono do niej także "Beyond the Realms of Death" - moim zdaniem najlepszej kompozycji z całej dyskografii Judas Priest. W wersji na żywo brzmiała równie genialnie.

Opisywaną zawartość zarejestrowano podczas japońskiej trasy, drugiej w karierze Judas Priest. "Unleashed in the East" stanowi zapis z dwóch koncertów w Tokio - 10 lutego grupa wystąpiła w Koseinenkin Hall, a 15 lutego 1979 w Nakano Sunplaza Hall. Na wydawnictwo dostała się niemal cała setlista (na obu występach była ona identyczna). Jedynym z utworów nie wydanym na płycie długogrającej był np. "Evil Fantasies", również z najnowszego "Killing Machine". Mimo tego braku, jego wykonanie zostało zamieszczone w 1980 roku na stronie B brytyjskiego singla "Living After Midnight" z powstałego rok później longplaya "British Steel". Kapela wykonała na tych koncertach także "White Heat, Red Hot" i "Take on the World", których jednak oficjalnie nie wydano i obecnie można je znaleźć tylko na bootlegach. Dziwne, że mając aż 17 kawałków, chłopaki nie pokusili się o wydanie całego materiału na dwóch płytach winylowych. Być może nie byli zadowoleni ze wszystkich nagrań. Mimo to myślę, że ówcześni fani wcale nie żałowaliby pieniędzy na tak obszerny, i w dodatku pierwszy oficjalnie wydany, materiał koncertowy.

Przy okazji "Unleashed in the East" pojawiły się kontrowersje co do tego, czy materiał został w 100% nagrany na żywo. Wiadomo na pewno, że nie obyło się bez poprawek partii wokalnych. Rob Halford w czasie koncertów cierpiał na zapalenie krtani, na skutek czego jego głos nie był w olimpijskiej formie. W związku z tym takie poprawki wydawały się niemalże czymś oczywistym. Wiadomość o dogrywaniu wokali w studiu obiegła świat już przed premierą wydawnictwa. Poszła więc plotka, że dopieszczano i korygowano również partie instrumentalne. Na podstawie wywiadów przyjmuje się jednak, że oprócz wokali nic innego nie zostało dogrywane. Inna sprawa, czy wypowiedzi muzyków pokrywają się z prawdą, czy też nie...

Abstrahując od tych rozważań, dostajemy materiał na naprawdę wysokim poziomie artystycznym. Chłopaki po raz pierwszy nawiązali współpracę z producentem Tomem Allomem (jednym z inżynierów dźwięku pierwszych trzech płyt Black Sabbath - jednej z inspiracji muzyków), który w przyszłości wyprodukuje także ich siedem krążków studyjnych i trzy inne koncertowe. I do jego pracy nie można się tutaj przyczepić - wszystko brzmi bardzo selektywnie, naturalnie i przejrzyście. Chwilami odnosi się wrażenie, że wszystko brzmi zbyt dobrze, a w studiu naprawdę nanoszono większe poprawki.

A sam repertuar to niemalże same sztosy. Trafiły się w nim takie perełki, jak np. "Running Wild", "Exciter", a także "Tyrant" i "The Ripper" - jedne z najwcześniejszych, wzorcowych metalowych wymiataczy w historii muzyki. Dość powiedzieć, że słucha się tych wykonań wprost fantastycznie. Zespół daje z siebie wszystko, gra z ogromną energią i zapałem. A nie można też zapominać o znakomitej, czyściutkiej produkcji. No właśnie - dzięki takiemu brzmieniu zyskują przede wszystkim utwory z "Sad Wings of Destiny", które pod względem kompozycyjnym wypadały tam znakomicie, jednak pod względem produkcyjnym korzystniej prezentują się wersje z "Unleashed in the East".

Duże wrażenie robi też materiał wzięty z początku "Sin After Sin", czyli "Sinner" i "Diamonds and Rust". Moim zdaniem dokonano trafnej selekcji, bo nie chciałbym tu np. słyszeć nużącego "Last Rose of Summer". Jednak przyznam, że niezbyt lubiany przeze mnie w wersji studyjnej "Starbreaker" na żywo trochę zyskuje. Choć szkoda, że pominięto ten efektowny, perkusyjny wstęp, w oryginale grany przez Simona Phillipsa. Dodano za to półminutowe perkusyjne solo. Przy okazji należy wspomnieć, że "Unleashed in the East" to ostatnie wydawnictwo Judas Priest z Lesem Binksem. Oprócz "Diamonds and Rust" muzycy sięgnęli również po inną przeróbkę, czyli "The Green Manalishi (With the Two-Pronged Crown)". Oba zostały zagrane z większą ilością energii niż w studyjnych wersjach. Tyczy się to także m.in. dodatkowych "Rock Forever" czy "Delivering the Goods", wzbogaconego o efektowną perkusyjną końcówkę. Jeśli już mowa o bonusach, to nie można nie wspomnieć o powalającym wykonaniu "Hell Bent for Leather".

Punktem kulminacyjnym jest dla mnie kapitalnie zagrane "Victim of Changes", mogące śmiało równać się z pierwowzorem, jednak tutaj zyskujące pod względem brzmienia. Jeśli z całego zestawu miałbym wybrać coś nieznacznie słabszego, to byłoby to "Genocide". Choć to, o dziwo, jeden z niewielu przykładów, gdzie muzycy podejmują próbę zagrania kompozycji nieco inaczej niż w oryginalnym wydaniu. Ale przecież i tu nie ma tragedii. Po prostu cenię ten utwór trochę mniej niż pozostałe, a wykonanie live nie wypada lepiej niż i tak całkiem niezły pierwowzór. Gdyby zamiast niego umieszczono przytoczone wcześniej wykonanie "Beyond the Realms of Death", ocena prawdopodobnie byłaby maksymalna.

Z bonusami czy nie - "Unleashed in the East" to porcja naprawdę kapitalnego grania. Mimo tego, że dobór utworów mógłby być jeszcze lepszy. To wydawnictwo, które idealnie oddaje to, czym był pod koniec lat 70. zespół Judas Priest i pokazuje, że jego muzycy nie odnieśli sukcesu w ramach przypadku czy farta. Ukazuje również jego prawdziwe sceniczne brzmienie, dodatkowo nie wygładzane, jak w przypadku studyjnych dokonań. Dla fanów ciężkiego brzmienia zapoznanie się z nim to wręcz konieczność. Jeśli ktoś lubi takie klimaty, a jeszcze nie słuchał tego albumu, to nie mam pojęcia co tu jeszcze robi.

Moja ocena - 9/10

Lista utworów:
01. Exciter (Rob Halford, Glenn Tipton)
02. Running Wild (Glenn Tipton)
03. Sinner (Rob Halford, Glenn Tipton)
04. The Ripper (Rob Halford, Glenn Tipton)
06. Diamonds and Rust (Joan Baez)
07. Victim of Changes (Al Atkins, K.K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
08. Genocide (K.K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
09. Tyrant (Rob Halford, Glenn Tipton)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz