29 czerwca 2016

Scorpions - "Eye II Eye" (1999)


Balladowy "Pure Instinct" nie odniósł znaczącego sukcesu, więc na kolejnej płycie Scorpionsi zdecydowali się na jeszcze bardziej radykalny krok - postanowili unowocześnić nieco swoje brzmienie. Mogło wyjść z tego coś naprawdę interesującego, coś, co odświeżyłoby styl grupy. Niestety, muzykom znowu zabrakło weny na stworzenie ciekawego materiału, a także na jego dopracowanie. Przy okazji można tu wyciągnąć ten sam zarzut, co w przypadku "Savage Anusement" - krążek posiada niesamowicie tandetne, nowoczesne brzmienie, które jest jego największą bolączką i dziś po prostu się nie broni.

Ostatecznie wypuszczono eksperyment czy też jednorazowy skok w bok, który po prostu się nie udał. Muzycy celowali w kierunku tej najmniej wymagającej publiczności, co wyraźnie odstraszyło starych fanów a wielu nowych nie przyniosło. Nic więc dziwnego, że krążek poniósł zasłużoną klapę i do dziś wymienia się go wśród najsłabszych dokonań Scorpions. Warto wspomnieć, że "Eye II Eye" był pierwszym albumem na którym zagrał perkusista James Kottak - ostatecznie współpracujący z zespołem przez 20 lat, co było najdłuższym czasowo stażem na tym stanowisku.

Otwierający całość "Mysterious" wyszedłby całkiem zgrabnie, gdyby nie nietrafiona aranżacja, która znacząco go psuje. A jeszcze bardziej tandetnie wypada "To Be No. 1" z jakimiś dziwacznymi komputerowymi odgłosami, które prawdopodobnie miały brzmieć nowocześnie. Poza tym, dawno nie słyszałem tak źle i płasko brzmiących gitar, pod tym względem podobnie prezentuje się perkusja. Jeśli to miało być to zapowiadane przez członków zespołu unowocześnienie brzmienia i odświeżenie stylu, to, niestety, wypadło tragicznie.

Są na tym krążku dwa dobre utwory. Dwa na czternaście - niezbyt dobra to wiadomość. Najlepsze wrażenie spośród całości robi "Yellow Butterfly" z odrobiną dramaturgii. Mógłby być on hardrockowym klasykiem, gdyby nie zepsuto go produkcją. Kawałek ten posiada porządne solo - czuć, że Jabs chce jak najlepiej pokazać swoje umiejętności i ogranicza go prosta budowa kompozycji. Do udanych można zaliczyć również "Mind Like a Tree" z transowym, zapamiętywalnym riffem. I w sumie tyle - do innych propozycji mam zastrzeżenia. Z tych lepszych propozycji jako tako broni się utwór tytułowy, którego słucha się całkiem przyjemnie. Nawet aranżacja tak nie odstrasza. W "Aleyah" podoba mi się refren, a w rzewnym "A Moment in a Million Years" uszlachetniony wokal Klausa, który w pozostałych kawałkach jest poniżej dobrego poziomu. Dwa ostatnie kawałki nie są jednak niczym szczególnym i na poprzednich wydawnictwach byłyby zwykłymi zapchajdziurami.

Wyjątkowo bezbarwnie wypadły pozostałe ballady - "10 Light Years Away", "What U Give U Get Back" i "Obsession" to okropnie przesłodzone, popowe koszmarki. Do radia idealne, ale nie mające praktycznie żadnej wartości. Autorom zabrakło pomysłu na ciekawe tego typu kompozycje, ponieważ o żadnej z nich nie pamięta się już kilka dni po ich przesłuchaniu. Brakuje emocji, odrobiny napięcia czy przyjemnego dreszczyku. Nie ma się co oszukiwać, czasy "Holiday" czy "Send Me an Angel" już dawno minęły. Obok "To Be No. 1" najmniej udanym utworem jest miałki "Skywriter". Jako ciekawostkę można zaliczyć "Du Bist So Schmutzig", zaśpiewany w całości po niemiecku, co przypomina słuchaczom z jakiego kraju pochodzą muzycy. Czy było to konieczne - nie wiem.

Skoro jesteśmy już przy języku niemieckim, to słuchając "Eye II Eye" nasuwa się jedno proste pytanie: was ist das? To przykre, że tak zasłużony dla świata muzyki zespół jak Scorpions nagrał tak kiepskie wydawnictwo. Podobnie jak w poprzednim "Pure Instinct" bronią się tu pojedyncze utwory, niektóre z nich są całkiem niezłe i godne przesłuchania. Jednak na "Pure Instinct" było więcej udanych propozycji przy jednoczesnym krótszym czasie trwania o ok. 10 minut. Jako całość omawiany longplay wypada słabo, ponieważ znalazło się na nim wiele ewidentnie irytujących momentów. Dodatkowo, dochodzą nietrafione pomysły eksperymentowania z elektroniką, które pogłębiają uczucie tandety. Bez nich album i tak nie byłby dobry (bo kompozycje w większości prezentują co najwyżej przeciętny poziom), ale w bardziej tradycyjnej formie mógłby stać się bardziej przyswajalny.

Do dziś się zastanawiam do kogo miało trafić to wydawnictwo, ponieważ zarówno brzmieniowo, jak i stylistycznie jest dość odległy od przeszłych dokonań. Niby można tu odnaleźć parę charakterystycznych składników muzyki Scorpions, ale toną one w kiepskim wykonaniu, nieciekawych melodiach i płaskim brzmieniu całości. Zabieg elektronicznych aranżacji nasuwa skojarzenia z powstałym w tym samym roku "Risk" Megadeth, ale tam efekt był bardziej przekonujący. Dzieła kapeli z Hanoweru nie polecam. Przy okazji nasuwają się dwa podstawowe wnioski - lepiej zbytnio nie kombinować z aranżacjami, a nowoczesny Scorpions to zły Scorpions. Lata 90. zaczęli wybornie, a skończyli je jako pośmiewisko.

Moja ocena - 3/10

Lista utworów:
01. Mysterious (Jean-Michel Byron, Matthias Jabs, Klaus Meine, Ralph Rieckermann, Rudolf Schenker)
02. To Be No. 1 (Matthias Jabs, Klaus Meine, Peter Wolf)
03. Obsession (Klaus Meine, Peter Wolf)
04. 10 Light Years Away (Marti Frederiksen, Mick Jones, Klaus Meine, Rudolf Schenker)
05. Mind Like a Tree (Klaus Meine, Rudolf Schenker, Peter Wolf)
06. Eye II Eye (Klaus Meine, Rudolf Schenker)
07. What U Give U Get Back (Klaus Meine, Rudolf Schenker, Peter Wolf)
08. Skywriter (Klaus Meine, Rudolf Schenker)
09. Yellow Butterfly (Marti Frederiksen, Klaus Meine, Rudolf Schenker)
10. Freshly Squeezed (Klaus Meine, Rudolf Schenker, Peter Wolf)
11. Priscilla (Klaus Meine, Rudolf Schenker)
12. Du Bist So Schmutzig (Matthias Jabs, James Kottak, Klaus Meine, Rudolf Schenker)
13. Aleyah (Klaus Meine, Rudolf Schenker)
14. A Moment in a Million Years (Klaus Meine)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz