24 maja 2018

Def Leppard - "Euphoria" (1999)


Eksperyment pod tytułem "Slang" zdecydowanie się nie powiódł. Grupa próbowała podpiąć się pod modny w momencie wydania, choć pod tym względem już powoli upadający nurt rocka alternatywnego, pomieszany z poprockowym graniem. Mimo że znaleźli się nieliczni obrońcy tego wydawnictwa, to popularność kapelą i tak zmalała, a sama płyta sprzedawała się dużo słabiej niż poprzednie dokonania.

Taki obrót sprawy nie zadowalał muzyków, dlatego postanowili w pewnym stopniu powrócić do wypracowanego stylu znanego z "Hysterii" i "Adrenalize". Doszło nawet do tego, że Robert "Mutt" Lange pomógł twórcom w opracowaniu trzech utworów, a także użyczył dodatkowego wokalu w "Promises" i "All Night". Nie został jednak producentem albumu, a miejsce to zajął Pete Woodroffe, który podjął się tego zadania razem z zespołem. Krążek nadal nie przyniósł dużej poprawy pod względem komercyjnym, ale niewątpliwie mógł w mniejszym stopniu rozczarować niektórych fanów grupy.

Najwięcej starego Def Leppard ewidentnie odnajdziemy w singlowym "Promises", ze wstępem kojarzącym się ze słynnym "Photograph". Niemniej, ten przyjemnie melodyjny kawałek ten robi najlepsze wrażenie spośród całości, a przy tym posiada autentycznie chwytliwy refren, przypominający o najlepszych czasach Def Leppard. Szkoda, że nie utrzymano całego materiału na takim poziomie. Choć przecież otwierający longplay "Demollition Man" też do najgorszych nie należy. Ciekawostką jest w nim solo gitarowe, zagrane przez... Damona Hilla, dwukrotnego mistrza świata Formuły 1, który był w tym czasie sąsiadem basisty, Ricka Savage'a.

W dalszej części longplaya natrafimy na sporą liczbę uchybień. Balladowy "Goodbye" razi zbyt dużą porcją ckliwości, w "Back in Your Face" można mieć zastrzeżenia co do zbyt płaskiej produkcji, a "All Night" przywołuje nieprzyjemne skojarzenia z zawartością "Slangu", czyli poprockowego grania na zadziwiająco niskim poziomie. Gdyby nie dopisanie Lange'a jako współautora, stwierdziłbym nawet, że to jakiś odrzut ze "Slang", nie odstający od niego swoją słabością. Poziom wyrównuje całkiem zgrabny "Paper Sun" z klimatycznymi partiami gitarowymi. "It's Only Love" sprawia wrażenie niepotrzebnej powtórki po i tak średnio udanym "Goodbye", już sam wstęp od niego odstrasza. O ile w czasach największej świetności Def Leppard udawało się muzykom pisać zręczne, pamiętne ballady, tak w późniejszym etapie kariery niejednokrotnie mieli z tym problem.

W drodze do finału natrafimy na kilka absolutnie niezajmujących wypełniaczy ("21st Century Sha La La La Girl", "Day After Day"). Pewien potencjał kryje się w spokojnym "To Be Alive" i spośród tego typu propozycji wypada on najlepiej, nie czuć w nim żenady i obciachu. Przyjemnie słucha się utrzymanego w podobnym klimacie "Guilty", ale może dlatego, że pobrzmiewają tu echa świetnego "Animal". Całkiem ciekawie prezentuje się też drugi instrumental w dorobku Def Leppard - "Disintegrate", czyli całkiem niezły popis gitarowy Phila Collena. "Switch 512" to nie jest i popisy Clarke'a były po prostu lepsze, ale oba instrumentale opierają się na podobnej budowie. W końcowym, żwawym "Kings of Oblivion" też znalazło się trochę energii, choć nadal nic tu nadzwyczajnego.

Powrót do stylu bliższego "Hysterii" poniekąd się opłacił. Problemem tego dzieła jest to, że znalazło się na nim za dużo utworów. Gdyby skrócić całość o najsłabsze 4-5 z nich, krążek byłby krótki (może nawet zbyt krótki, jak na wydawnictwo z końcówki XX wieku), ale wrażenie pozostałoby dużo lepsze, choć nadal dalekie od ideału. Niemniej, "Euphoria" sprawia wrażenie widocznej poprawy po beznadziejnym "Slangu" i niewiele lepszym "Adrenalize", a także wyraźnie solidniejszej pozycji od następnego w kolejności "X". W porównaniu do sąsiadujących wydawnictw, na "Euphorii" w największym stopniu czuć ducha starego Def Leppard. A że nie należy do zbyt udanych - cóż, to problem prawie wszystkich studyjnych płyt wydanych po "Hysterii"...

Moja ocena - 5/10

Lista utworów:
01. Demolition Man (Vivian Campbell, Phil Collen, Joe Elliott)
02. Promises (Phil Collen, Robert John "Mutt" Lange)
03. Back in Your Face (Phil Collen, Joe Elliott)
04. Goodbye (Rick Savage)
05. All Night (Phil Collen, Robert John "Mutt" Lange)
06. Paper Sun (Vivian Campbell, Phil Collen, Joe Elliott, Rick Savage, Pete Woodroffe)
07. It's Only Love (Vivian Campbell, Joe Elliott, Robert John "Mutt" Lange, Rick Savage)
08. 21st Century Sha La La La Girl (Phil Collen, Joe Elliott, Rick Savage)
09. To Be Alive (Vivian Campbell, P.J. Smith)
10. Disintegrate (Phil Collen)
11. Guilty (Vivian Campbell, Phil Collen, Joe Elliott, Rick Savage, Pete Woodroffe)
12. Day After Day (Vivian Campbell, Phil Collen, Joe Elliott)
13. Kings of Oblivion (Phil Collen, Joe Elliott, Rick Savage)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz