5 października 2019

The Beatles - "Help!" (1965)


Na przełomie lat 1964-1965 nie tylko wydano płytę "Beatles for Sale", ale i muzycy ruszyli w promującą ją świąteczną trasę po Wielkiej Brytanii, trwającą od 24 grudnia 1964 roku do 16 stycznia roku następnego. Potem na kilka miesięcy dali sobie spokój z koncertowaniem, na dobre powracając dopiero w czerwcu, odbywając trasę po kilku krajach Europy (Francja, Hiszpania i Włochy) w dniach 20 czerwca-3 lipca. Za sprawą swojej popularności, z biegiem czasu muzycy mieli także możliwość do dostąpienia kolejnych zaszczytów, nie tylko o charakterze pobijania kolejnych rekordów muzycznych.

W czerwcu dowiedzieli się oni, że mają zostać członkami Orderu Imperium Brytyjskiego. Miało stać się to podczas oficjalnego przyjęcia urodzinowego królowej Elżbiety II. Można było mieć wątpliwości czy taka zagrywka nie była zagraniem czysto politycznym, mającym na celu wykorzystać popularność grupy i tym samym zwiększyć liczbę głosów dla brytyjskiego premiera Harolda Wilsona, niemniej legendarna czwórka przyjęła ordery z typowym dla siebie luzem i poczuciem humoru. Nie obyło się bez kontrowersji, ponieważ takie odznaczenie dotychczas przyznawano głównie weteranom wojennym, narażającym swoje życie w imię ojczyzny. Po zaszczycie jaki spotkał Beatlesów, niektórzy spośród laureatów medalu uznali uhonorowanie muzyków za obrazę oraz obniżenie rangi Orderu, po czym zwrócili swoje odznaczenia na znak protestu. Mimo kontrowersji, królowa wręczyła chłopakom medale w podziękowaniu za ich pracę, owocującą poprawą bilansu handlowego Wielkiej Brytanii.

W międzyczasie chłopaki weszli nie tylko do studia nagraniowego, ale i stawili się na miejsce kolejnego planu filmowego. "A Hard Day's Night" w reżyserii Richarda Lestera cieszyło się tak dużym powodzeniem, że z ochotą przystąpiono do nakręcenia kolejnego obrazu z udziałem Beatlesów. Tym razem produkcja miała coś w rodzaju fabuły, choć raczej mało wyszukanej i dość osobliwej: Członkowie hinduskiej sekty religijnej zamierzają złożyć ofiarę swojej bogini Kaili. Problem w tym, że potrzebny do tego celu rytualny pierścień znajduje się w posiadaniu noszącego go na swoim palcu Ringo Starra. Sekta zrobi więc wszystko, by zdobyć pożądaną błyskotkę, a na domiar złego zdobyciem klejnotu interesuje się również dwóch nie do końca normalnych naukowców. Problemy pogłębiają się, gdy Ringo odkrywa, że pierścień utknął na jego palcu, a jeśli nie zwróci go sekcie, stanie się ich kolejną ofiarą.

Oczywiście, po raz kolejny sklejona na szybko fabuła stanowiła jedynie pretekst do tego, by widzowie znów mogli obejrzeć na dużym ekranie swoich ulubieńców i posłuchać najnowsze szlagiery zespołu. Reżyserem był ponownie Lester. Roboczo film zatytułowano "Eight Arms to Hold You", ale potem zdecydowano się na nazwę "Help". Okazało się, że tytuł został już wcześniej zajęty, dzięki czemu znaleziono genialne w swojej prostocie wyjście i do nazwy dodano wykrzyknik (po tej zamianie Lennon skomponował piosenkę o takim właśnie tytule). W porównaniu do "A Hard Day's Night" pozyskano niemalże trzykrotnie większy budżet, w wysokości 1,5 miliona dolarów, dzięki czemu liczba lokacji mogła zostać znacznie zwiększona.

I rzeczywiście - nagrania rozpoczęły się w lutym na Bahamach, w marcu ekipa przeniosła się na kolejne zdjęcia do Austrii, a następnie do Anglii. Wyższy budżet widać nie tylko w lokacjach, ale i przejściu z czarno-białej taśmy na kolorową. Do legendy przeszły zdarzenia mające miejsce podczas kręcenia tej produkcji. Beatlesi często nudzili się na planie, przez co codziennie palili marihuanę. Nie uczyli się nawet scenariusza, dzięki czemu wiele scen zostało zaimprowizowanych. Przez to w drugim obrazie z udziałem kwartetu, mimo pewnego zawiązania fabularnego, wciąż czuć improwizacje, swobodny charakter i luźną atmosferę. Lester dość zgrabnie połączył takie gatunki, jak komedia, musical i film przygodowy. Całość broni się przede wszystkim urokiem muzyków, zaś niektóre sekwencje, jak potyczka w restauracji czy zjazd na nartach, zapadają w pamięć.

"Help!" miał swoją premierę 29 lipca 1965 roku w Wielkiej Brytanii (2 tygodnie później w Stanach Zjednoczonych) i generalnie zyskiwał dość pozytywne recenzje, jednak ogólnie spotkał się ze słabszym przyjęciem niż "A Hard Day's Night". Chwalono głównych bohaterów, ale pojawiały się też opinie, że większy budżet nie przysłużył się produkcji, a całość straciła niepowtarzalny charakter poprzednika. Także sami muzycy nie byli zadowoleni z efektu końcowego i po latach otwarcie go krytykowali (mimo iż niektórzy pozytywnie wspominali czas kręcenia). Mimo to, frekwencja w kinach należycie dopisała, dzięki czemu film okazał się drugim kinowym sukcesem komercyjnym The Beatles.

Otoczka wokół tej produkcji nasuwa jeszcze więcej skojarzeń z "A Hard Day's Night". Podobnie jak w tamtym przypadku, regularnie do filmu powstał krążek będący czymś w rodzaju ścieżki dźwiękowej oraz nazwany tak samo, jak kinowe dzieło. I znów strona A zawiera premierowe utwory napisane specjalnie do filmu, a strona B pozostaje z nim niezwiązana. Nagrywano go między lutym a czerwcem, a pierwsze sesje nagraniowe odbyły się krótko przed rozpoczęciem zdjęć do filmu. Longplay został wypuszczony 6 sierpnia i chyba na nikim nie robił już wrażenia fakt, że natychmiast podbił notowanie najchętniej kupowanych płyt.

Sam album utrzymany jest w tonie poprzednich, ale pojawiają się w nim aranżacyjne urozmaicenia, co pozwala wysnuć stwierdzenie, że to właśnie od tej płyty twórcy rozpoczęli eksperymenty ze swoimi kompozycjami. Ciężko mówić o większym przełomie, jednak pewien krok do przodu został wykonany, a kilka kawałków brzmi nietypowo jak na muzykę popularną tamtego okresu. Prym w tworzeniu wiedzie oczywiście duet Lennon/McCartney, ale do komponowania powrócił też George Harrison, którego jedyną wcześniejszą próbą był "Don't Bother Me" z albumu "With the Beatles". Co więcej, tym razem dostarczył dwa utwory ("I Need You" i "You Like Me Too Much"). "Help!" okazał się także ostatnim krążkiem The Beatles, na którym zawarto przeróbki: "Act Naturally" Buck Owens and the Buckaroos oraz "Dizzy Miss Lizzy" Larry'ego Williamsa.

Projektem okładki znów zajął się Robert Freeman. Wygląda ona na powstałą w trakcie sesji zdjęciowej do filmu, w którym w kilku scenach chłopaki paradowali w dokładnie takich samych zimowych strojach. Freeman wpadł na pomysł przestawienia grupy z podniesionymi rękami, zaś ich ułożenie miało przedstawiać litery alfabetu semaforowego. Intencją fotografa było, by chłopcy w ten sposób utworzyli napis HELP. Efekty okazały się niewystarczające, więc postanowiono improwizować i ostatecznie wyszedł NUJV. W zdjęciu pojawiającym się w wersji amerykańskiej przestawiono kolejność chłopaków (tylko George pozostał na swoim miejscu), czego skutkiem napis NVUJ.

Co do wspomnianych już powiązań z "A Hard Day's Night", tyczy się to także wersji amerykańskiej. Tak samo, jak w przypadku tamtego albumu, amerykańskie wydanie "Help!" zawierało wyłącznie kompozycje wykorzystane w filmie, plus nieobecne na brytyjskim wydaniu instrumentalne tematy orkiestrowe, tym razem autorstwa Kena Thorne'a. Z pozostałych utworów trzy znalazły się na wydanym wcześniej "Beatles VI" ("You Like Me Too Much", "Tell Me What You See", "Dizzy Miss Lizzy"). Z kolei "It's Only Love" i "I've Just Seen a Face" trafiły na amerykańską wersję kolejnego longplaya kapeli, "Rubber Soul", zaś "Act Naturally" i "Yesterday" ukazały się dopiero na kompilacji "Yesterday and Today" z 1966 roku.

Po raz kolejny strona filmowa wypada bardziej interesująco od następnej. Zaczyna się od jednego z najbardziej charakterystycznych kawałków zespołu, czyli tytułowego "Help!". Utwór został pierwotnie napisany w formie ballady, jednak podczas sesji nagraniowej Beatlesi postanowili zagrać go szybciej, co przysłużyło się kompozycji, ponieważ to właśnie dynamiczne tempo w połączeniu z niezapomnianą melodią dało bardzo dobry rezultat. Dla porównania, niektóre kapele, takie jak Deep Purple (taką wersję umieszczono na jej debiutanckim albumie - "Shades of Deep Purple"), grały "Help!" w pierwotnym, wolnym tempie, i efekt nie był już tak pamiętny, jak w przypadku oryginału. W czasie powstawania płyty Lennon czuł się przytłoczony presją fenomenu Beatlesów, przybrał trochę na wadze (co sam określił potem etapem grubego Elvisa) i miewał depresyjne nastroje, dzięki czemu kawałek może jawić się jako opowieść o ówczesnym stanie jego umysłu i rozpaczliwym poszukiwaniu przez niego pomocy. Sam Lennon przyznawał, że zdał sobie z tego sprawę dopiero parę lat po napisaniu "Help!".

Nagranie tytułowe umieszczono na drugim singlu promującym, zaś na stronie B zawarto całkiem fajny, rock'n'rollowy "I'm Down" ze smaczkiem w postaci grającego na organach Lennona, w późniejszych czasach niejednokrotnie coverowany przez takie zespoły, jak Heart czy Aerosmith. Na longplay jednak się nie dostał. Podobny los podzielił powolny, nie odstający poziomem od "I'm Down" "Yes It Is" ze strony B singla "Ticket to Ride". Z kolei szalenie chwytliwy i posiadający nietypową pracę perkusji "Ticket to Ride" stanowi jedno z najciekawszych punktów płyty. Uwagę zwraca nagła zmiana metrum w końcówce, co w tamtych czasach było novum w muzyce pop. "Ticket to Ride" był również pierwszym autorskim utworem The Beatles trwającym powyżej trzech minut (wcześniej muzycy uzyskali to jedynie przy coverze "You Really Got a Hold on Me" z albumu "With the Beatles"). Już tutaj słychać, że grupa się rozwija i poszukuje nowych środków wyrazu. Pod względem popularności nie było żadnego zaskoczenia - zarówno "Ticket to Ride", jak i "Help!" okazały się kolejnymi wielkimi przebojami, zarówno w rodzimej Wielkiej Brytanii, jak i Stanach Zjednoczonych.

Jeśli już mowa o urozmaiceniach, to nie można pominąć znakomitego "You've Got to Hide Your Love Away", wyrażającego muzyczne uwielbienie Lennona dla poznanego niecały rok wcześniej przez czwórkę Boba Dylana. Dzięki temu utrzymane w folkowym klimacie nagranie posiada kapitalny wokal autora oraz... końcową partię fletu w wykonaniu Johnniego Scotta. Pierwszy raz od nagrywania debiutu skorzystano z usług muzyka sesyjnego, co w przyszłości będzie coraz częściej stosowane przez Beatlesów. Reszta połowy filmowej to typowo beztroskie oblicze Beatlesów. Warto wyróżnić stworzony przez Harrisona "I Need You", z ciekawym w swojej niemrawości motywem gitarowym, czy "You're Going to Lose That Girl" z dodatkiem bongosów. Oba momentalnie wpadają w ucho i pozostawiają po sobie niezłe wrażenia. Podobnie jak "The Night Before" - niezbyt się wyróżniający, ale niezwykle przyjemny. Mniej przekonuje mnie słabszy melodycznie, ale w gruncie rzeczy w miarę przyzwoity "Another Girl".

Z drugiej strony wyróżniają się dla mnie dwa utwory. Przede wszystkim napisany przez Paula McCartney'a "Yesterday" - jedna z najpopularniejszych (a może nawet najpopularniejsza) kompozycji w dorobku kapeli i zaskakująca przede wszystkim pod względem aranżacyjnym. Jedynym członkiem zespołu, jaki bierze w niej udział, jest śpiewający i grający na gitarze akustycznej McCartney, któremu akompaniuje wyłącznie kwartet smyczkowy. Kawałek posiada fantastyczną, nostalgiczną melodię (która ponoć przyszła Paulowi do głowy we śnie, jednak pierwotnie sądził on, że pochodzi z jakiegoś starego standardu i pytał kilka osób czy jej nie znają), wspartą przejmującym wokalem oraz dopasowanym podkładem orkiestry. W 1965 roku było to wyjątkowo świeże i oryginalne nagranie, wybiegające daleko poza popowo-rockową strukturę. Po latach okazało się nagraniem ponadczasowym.

Sam Paul uważa "Yesterday" za swoje największe dzieło. W kontekście jego powstania nieocenione okazały się uwagi George'a Martina, z którym opracował on partie instrumentów smyczkowych. Aranżacyjnie był to tak nietypowy w tamtym czasie utwór, że w Anglii obawiano się wydać go na singlu (w kilku innych krajach, w tym w USA, docierał na szczyty notowań). Przypominało to bardziej solowe nagranie autora, ale dzięki temu bardzo mocno wybijało się na tle innych nagrań The Beatles z tego okresu. Śmiało można stwierdzić, że to właśnie oni zapoczątkowali łączenie gry rockowych instrumentalistów z orkiestrą. Warto dodać, że "Yesterday" stał się z czasem najczęściej coverowanym utworem wszech czasów (obecnie szacuje się, że istnieje ponad 2 tysiące wersji). Chłopaki, podobnie jak w przypadku "You've Got to Hide Your Love Away", w śmiały sposób poszerzyli instrumentarium i efekty tych prób okazały się rewelacyjne.

Ze strony B sympatycznie wypada też "It's Only Love", oparty na naprawdę dobrej melodii. Inne autorskie kawałki już nieszczególnie przekonują. "Tell Me What You See" to w najlepszym wypadku wypełniacz, podobnie jak "You Like Me Too Much" Harrisona. Najsłabiej prezentuje się miałki "I've Just Seen a Face", kawałek w klimacie country. Szczególnie archaicznie brzmi on, gdy zestawi się go z następującym po nim, nowatorskim "Yesterday" (ciekawe, że oba napisał McCartney). Sytuacji nie poprawiają wspomniane wcześniej dwa covery - o ile rock'n'rollowy "Dizzy Miss Lizzy" posiada chociaż sporą dawkę żywiołowości, tak kolejny numer z klimatów country (a pierwszy w kolejności umieszczenia), śpiewany przez Starra "Act Naturally", wypada strasznie trywialnie. Jeśli ode mnie by to zależało, to zamieniłbym najsłabsze "Act Naturally" i "I've Just Seen a Face" na "I'm Down" i "Yes It Is". Zestaw byłby niemalże autorski (z żwawym coverem dla urozmaicenia), a poziom wyższy.

Niełatwo jednoznacznie ocenić takie wydawnictwo, jak "Help!". Z jednej strony pokazuje, że muzycy - mimo niesamowicie ugruntowanej pozycji i oddanej rzeszy fanów oczekujących po nich jedynie zgrabnych przebojów o miłości - chcą się rozwijać, a przynajmniej trzy zawarte tu utwory należą do najlepszych z pierwszej połowy wydawniczej działalności. Z drugiej strony dowodzi, że w tamtym czasie grupa nie potrafiła wydać pozbawionego ewidentnie słabszych momentów materiału. Ostateczne wrażenie pozostaje jednak pozytywne, choć gdyby nie pierwsza, trzecia, siódma i trzynasta kompozycja byłoby bardzo przeciętnie i krążek nie zniósłby zbyt dobrze próby czasu.

Moja ocena - 7/10

Lista utworów:
01. Help! (John Lennon, Paul McCartney)
02. The Night Before (John Lennon, Paul McCartney)
03. You've Got to Hide Your Love Away (John Lennon, Paul McCartney)
04. I Need You (George Harrison)
05. Another Girl (John Lennon, Paul McCartney)
06. You're Going to Lose That Girl (John Lennon, Paul McCartney)
07. Ticket to Ride (John Lennon, Paul McCartney)
08. Act Naturally (Voni Morrison, Johnny Russell)
09. It's Only Love (John Lennon, Paul McCartney)
10. You Like Me Too Much (George Harrison)
11. Tell Me What You See (John Lennon, Paul McCartney)
12. I've Just Seen a Face (John Lennon, Paul McCartney)
13. Yesterday (John Lennon, Paul McCartney)
14. Dizzy Miss Lizzy (Larry Williams)

4 komentarze:

  1. To Harrison pozostał na swoim miejscu. Bardzo fajna recenzja. Co do długości Ticket to Ride to prawie jestem pewien że 3 zwrotki i długość piosenki zostały stworzone na potrzeby video do filmu (słynne sceny na śniegu). Potem podczas koncertów zespół zawsze skracał piosenkę do dwóch zwrotek i nieco ponad dwóch minut...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuszna uwaga, już poprawiam. Nawet przy przyjrzeniu się okładce podczas pisania recenzji byłem przekonany, że to John.

      Dodam jeszcze, że niektóre sceny zostały dopisane na życzenie muzyków. Chyba w "Anthology" McCartney wspominał, że mówił twórcom, że nigdy nie jeździł na nartach i zapytał czy mogą to dopisać do scenariusza.

      Usuń
  2. Mam mieszane uczucia co do tej płyty. I myślę że ta płyta też taka jest czyli nierówna, nie było jeszcze tak nierównej płyty w ich dyskografii na tamten czas. Mamy tu parę świetnych kompozycji które są przejawem rozwoju. Ale z drugiej strony mamy dwa niepotrzebne covery i parę przeciętnych kompozycji które można było losowo wrzucić do poprzednich wydawnictw. Brak jej przebojowości "A Hard Day's Night" i też brak w niej prostactwa "Beatles for Sale", bezsensowny "Act Naturally" i archaiczny rock " Dizzy Miss Lizzy" który chyba miał powtórzyć sukces poprzednich czadów takich jak "Twist and Shout" i "Rock and Roll Music". Fajny "I Need You" ale partie organów wydają się całkowicie przypadkowe... "You've Got to Hide Your Love Away" Wręcz genialny, no i mistrzostwo najlepszy na płycie i niefortunnie umieszczony między prostackimi kompozycjami "Yesterday". Mimo to moja ocena jest taka sama.

    OdpowiedzUsuń
  3. PROSTACKIE kompozycje THE BEATLES? Hmmm,to wyjątkowo 'osobliwe' nazwanie utworów FAB FOUR.Prostackie-zwrot nijak ma się do twórczości Wielkiej Czwórki,choćby to miało się tyczyć ich słabszych czy nawet najsłabszych utworów,jak też niektórych coverów,które zresztą na ogół 'biły' oryginały na głowę.

    OdpowiedzUsuń