8 maja 2016

Scorpions - "Taken by Force" (1977)


Rudolf Schenker nigdy nie ukrywał, że celem powstania Scorpions był sukces komercyjny, a on sam chciał grać dla jak największej rzeszy publiczności. Zresztą, podobnie uważał jego stały współpracownik - Klaus Meine. Pierwsze dokonania nie potrafiły jednak przebić się wśród licznej konkurencji, a sam zespół cieszył się zainteresowaniem wyłącznie w Japonii. Powodów mogło być kilka - brak przyciągających uwagę singli, niewystarczająca promocja czy ambitne zapędy Uli'ego Jona Rotha. Nie ulega wątpliwości, że to właśnie ten muzyk próbował kierować działalność Scorpions w bardziej eksperymentalne, nieoczywiste rejony.

Już na poprzednim "Virgin Killer" łatwo szło wychwycić kontrast kompozycyjny, a także kierunek w jakim poszczególni autorzy chcieli pchnąć Scorpions. Podczas gdy Schenker i Meine wyraźnie kierowali się ku bardziej przystępnym i przebojowym kompozycjom, Roth pragnął tworzyć ambitniejsze rzeczy, w duchu dokonań Jimiego Hendrixa, a także przemycać m.in. pewne wpływy muzyki klasycznej. Taka rozbieżność miała pozytywne skutki pod względem urozmaicania twórczości, ale nie rokowała najlepiej pod względem sprzedaży płyt. Nie inaczej stało się z piątym studyjnym albumem grupy, "Taken by Force", nie wzbudzającym swego czasu prawie żadnego zainteresowania wśród słuchaczy - mimo że proporcje między zapędami Rotha a propozycjami duetu Schenker-Meine jakby trochę się zatarły i choć eksperymenty nadal są widoczne, to pod względem muzycznym całość sprawia wrażenie widocznej pracy zespołowej, a nie podzielonego obozu, jak na "Virgin Killer".

Co jest o tyle ironiczne, że warunki nagrywania nie należały do najłatwiejszych. "Taken by Force" powstawał w tzw. bólach i atmosferze ciągłych sporów. Decydującą rolę o kształcie albumu miał Rudolf, co kłóciło się z artystyczną wizją drugiego z gitarzystów, i np. na skutek tego nie udziela się on wokalnie w żadnej kompozycji. Muzyk odizolował się od swojego otoczenia i na skutek coraz mniejszej swobody artystycznej zaczął myśleć o opuszczeniu Scorpions. Wydaje mi się, że już podczas nagrywania wszyscy wiedzieli, że "Taken by Force" będzie ostatnią płytą studyjną, na której zagra Roth. Tak też się stało. Mimo że formacja niewątpliwie straciła niesamowicie ważnego i utalentowanego muzyka, w pewnym sensie mogła odetchnąć z ulgą i bez większych trudności ruszyć na podbój świata, w tym amerykańskiego rynku muzycznego.

Longplay ten wydaje się być tym przejściowym, jedną nogą tkwiący w eksperymentalnym stylu z poprzednich krążków, a drugą w tym prostym i w pełni skomercjalizowanym z następnych. Proporcje te są idealnie wyważone, dzięki czemu każdy wielbiciel kapeli powinien znaleźć tutaj coś dla siebie. Przy okazji tego wydawnictwa zadebiutował w Scorpions nowy bębniarz, Herman Rarebell, który zastąpił cierpiącego na kłopoty z sercem Rudy'ego Lennersa i nie rozstawał się z grupą aż do 1995 roku. Rarebell jest bębniarzem bardzo przeciętnym i w większości grającym w absolutnie niewyszukany sposób, choć przyznam, że na tym albumie idzie mu akurat całkiem dobrze i momentami naprawdę nie przypomina to często topornej pracy perkusji z kilku następnych dzieł. Na szczęście Rarebell okazał się cennym nabytkiem pod względem tworzenia i już tutaj, w przypadku "He's a Woman - She's a Man", zadebiutował jako tekściarz (choć sam tekst ewidentnie nie należy do szczególnie błyskotliwych). Na kolejnych wydawnictwach jego udział będzie jeszcze większy.

Otoczkę nagrywania "Taken by Force" najlepiej obrazuje dynamiczny "I've Got to Be Free" - tekstowy atak Uli'ego, wymierzony w kolegów z zespołu. Dobitnie pokazuje on, że gitarzysta nie czuł się w grupie najlepiej i zamierzał z niej odejść. Co ciekawe, zaśpiewał tutaj Meine, a nie jak zwykle twórca danej kompozycji. Może i dobrze (w końcu Meine posiadał znacznie lepsze warunki wokalne), choć trudno oprzeć się wrażeniu, że z wokalem autora utwór zyskałby na sile pod względem literackim. Roth jest też autorem dwóch bardzo mocnych punktów longplaya, w tym największego zawartego tu dokonania, czyli genialnego, hipnotyzującego "The Sails of Charon". Dzięki rewelacyjnym motywom i solówkom gitarowym od razu można poczuć niesamowitą, tajemniczą, jakby orientalną atmosferę. Roth absolutnie mistrzowską robotę, ale i reszta instrumentalistów dobrze się do niego dopasowuje. Uwagę zwraca także pełna pasji i jadu partia wokalna Meine'a. Trudno opisać to, co muzycznie dzieje się w tym kawałku, tego po prostu trzeba posłuchać! Bardzo przyjemnie słucha się też nieco funkowego, niezwykle wyluzowanego (m.in. dzięki łagodnemu brzmieniu gitar) "Your Light" z kolejnymi intrygującymi zagrywkami autora.

Do żelaznych punktów całości należy ballada "We'll Burn the Sky", autorstwa Schenkera i z tekstem Moniki Dannemann - ówczesnej partnerki (a później także żony) Uli'ego, a przy tym byłej dziewczyny... Jimi'ego Hendrixa (co uświadamia, że często u mnie przytaczane zamiłowanie do idola nie odbywało się tylko na polu muzycznym). Spokojniejsza część czaruje urokliwą melodią, a podczas zaostrzenia wspaniałe solówki są grane z wielkim zaangażowaniem (choć jeszcze lepiej wypadały w wersjach koncertowych). Widać, że Roth pod koniec działalności w Scorpions chciał pozostawić po sobie jak najlepsze wrażenie. Pozostałe kompozycje są już autorstwa wspomnianego wcześniej duetu. Spośród nich warto zwrócić szczególną uwagę na zadziwiającego swoją budową "The Riot of Your Time" - akustyczne zwrotki kontrastują ze świetnym, gwałtownym refrenem (w którym słychać m.in. żwawy 16 bit grany przez Rarebella). Bardzo sympatycznie prezentuje się również moment, gdzie obaj gitarzyści grają partię unisono w solówce.

Bardzo dobry poziom trzyma "He's a Woman - She's a Man". To już prawdziwie heavymetalowy żywioł, śmiało zapowiadający zbliżające się nadejście muzycznego ruchu NWOBHM, a do tego świetnie wyprodukowany i zagrany z ikrą. Scorpionsom udało się umiejętnie połączyć chwytliwość z ostrym brzmieniem. Trochę tylko mniej energii ma w sobie udany otwieracz "Steamrock Fever", choć z trochę niezgrabnym refrenem. Jeśli chodzi o inne uchybienie, to na końcu otrzymujemy dość monotonną i stereotypową balladkę "Born to Touch Your Feelings". Mającą ładne fragmenty, ale jako całość zbyt wydłużoną i nie posiadającą ciekawego rozwinięcia. A przecież w tym czasie grupie wychodziły prawie wszystkie tego typu utwory (czego przykładem wyżej wymienione "We'll Burn the Sky"). Wersja zremasterowana z 2001 roku zawiera dodatkowo nieporadny "Suspender Love" oraz wersję "Polar Nights" z koncertówki "Tokyo Tapes" (oryginalnie z winylowego wydania; z racji pierwotnego przekroczenia całości o czas 80 minut nie zmieściła się ona na wznowieniu CD).

Mimo że "Taken by Force" powstawał w nie najlepszej atmosferze, okazał się spójniejszy i znacznie bardziej dopracowany od swojego poprzednika. To po prostu świetny, różnorodny, znakomicie brzmiący, naładowany energią materiał, niemalże pozbawiony słabszych punktów, a przy tym najprawdopodobniej najcięższy z wydawnictw zespołu. Po jego wydaniu Roth nagrał jeszcze ze Scorpionsami udaną koncertówkę "Tokyo Tapes", będącą właściwym podsumowaniem ich dotychczasowych osiągnięć, później odszedł i założył kapelę Electric Sun, gdzie w pełni rozwijał swoje hendriksowskie inspiracje. Był to koniec pewnego etapu zespołu...

Moja ocena - 9/10

Lista utworów:
01. Steamrock Fever (Klaus Meine, Rudolf Schenker)
02. We'll Burn the Sky (Monika Dannemann, Rudolf Schenker)
03. I've Got to Be Free (Uli Jon Roth)
04. The Riot of Your Time (Klaus Meine, Rudolf Schenker)
05. The Sails of Charon (Uli Jon Roth)
06. Your Light (Uli Jon Roth)
07. He's a Woman - She's a Man (Klaus Meine, Herman Rarebell, Rudolf Schenker)
08. Born to Touch Your Feelings (Klaus Meine, Rudolf Schenker)

1 komentarz:

  1. Grał jak Hendrix, odnalazł jego dziewczynę, ożenił się z nią... Dobrze że jeszcze nie zmienił koloru skóry i nie zaczął zażywać tych samych używek co jego idol :D

    Moim zdaniem to już zatrącało o psychofana

    OdpowiedzUsuń