13 grudnia 2019

IRA - "Znamię" (1994)


Przełom lat 1993-1994 upłynął muzykom na koncertowaniu (co uchwycono na solidnym "Live"), ale kiedyś trzeba było w końcu zabrać się do nagrywania nowego wydawnictwa. Przy tworzeniu utworów na jego zawartość pojawiła się zupełnie inna koncepcja materiału niż wcześniej. Muzyków, zwłaszcza gitarzystów Płucisza i Łukaszewskiego, coraz bardziej ciągnęło od prawdziwie ciężkiego, technicznego grania. Czego prawdziwy wyraz dali w "Znamieniu". To pozycja absolutnie wyjątkowa w katalogu IRY. Nigdy wcześniej ani później zespół nie brzmiał tak ciężko.

Jak dla mnie to zmiana jak najbardziej na plus. A to dlatego, że muzycy fantastycznie odnaleźli się w takiej konwencji. Kompozycje może nie są tak przystępne, jak wcześniej, ale zapadają w pamięć, są logicznie stworzone, a przy tym pełne ekscytujących popisów gitarowych. Swoje zrobił fakt, że w odróżnieniu od poprzedniego albumu tego nie nagrywano w pośpiechu, dzięki czemu można było o wiele bardziej dopracować wiele elementów. Fuchę komponowania przejął w tym przypadku Piotr Łukaszewski i myślę, że ta płyta najlepiej ukazuje jego twórcze umiejętności, a także to ile stracił zespół, kiedy opuścił go gitarzysta.

Przez swój charakter "Znamię" okazuje się najmniej komercyjnym dziełem kapeli. W poprzednich muzycy obok ostrych gonitw umieszczali również lżejsze, bardziej stonowane nagrania. Tutaj praktycznie brak radiowych propozycji (z jednym wyjątkiem), mogących zapewnić sukces na listach przebojów. Była to zbyt radykalna zmiana, by wielu słuchaczy mogło się z nią oswoić i ją docenić. Moim zdaniem taka odmiana wyszła na korzyść, szczególnie jeśli porównać ją z ostatnimi latami, kiedy to grupa przesadza z przypodobaniem się publiczności, nie grając z takim pazurem, jak dawniej, i robiąc to bez pomysłu.

Na longplayu postawiono przede wszystkim na mrok i ciężar. To bardzo brudny, duszny i mroczny materiał. Kawałki oparte są na miażdżących riffach, wspomagane intensywną grą sekcji rytmicznej i niezwykle mocnym wokalem Gadowskiego. Nie ma tu niemalże nic z rocka, to czysty metal. Mimo pewnej przebojowości, ciężkością nie ustępuje wielu dziełom thrashmetalowym. Niektórych słuchaczy, lubujących się w imprezowych klimatach czy balladach typu "Nadzieja" czy "Adres w sercu", taka dawka agresji i ciężaru może przytłoczyć. Kto jednak słucha z otwartą głową, nie oczekując niczego konkretnego, może docenić ten mniej typowy zestaw. Nie tylko za jego odmienność, ale i wykonanie, w którym łatwo wyłapać wiele intrygujących, budzących podziw fragmentów instrumentalnych.

Nie tylko bezkompromisowa zawartość muzyczna uległa zmianie, również tekstowo dominują odmienne, niezbyt lekkie tematy. Prawie koniec z beztroskimi tematami, przeważają tu bowiem rozważania o wojnie, strachu (zgodnie z dwoma tytułami), odrzuceniu, samotności... Jeśli połączyć to ze wspomnianą muzyką, ciężko powiązać całość z poprzednimi dokonaniami grupy. Na tyle, że wielu fanów swego czasu odrzuciło takie oblicze IRY, przez co krążek okazał się znacznie mniejszym sukcesem niż poprzednie. Może to przeważyło w kontekście nie kontynuowania mrocznej koncepcji przy tworzeniu następnych płyt? Szkoda.

Tytułowe "Znamię" to bardzo intrygujące otwarcie tego nowego rozdziału. Słychać inne podejście do warstwy wokalnej, ponieważ zajadły tekst jest przez Gadowskiego niemalże rapowany (co może dać pewne powiązania z Rage Against the Machine). Wokalista zdziera gardło jak tylko może, a instrumentaliści nie odpuszczają, grając w niezwykle intensywny sposób. Przy tym kawałek posiada nieprzeciętną, zapadającą w pamięć linię melodyczną. Moim zdaniem tak powinno się tworzyć tego typu nagrania, unikając wpadania w bezsensowną pułapkę grania dla samego grania. Wcale nie gorzej prezentuje się "Zmienić siebie" (w którym wyczuwam pewne powiązania z Pearl Jam) ze znakomitymi zwrotkami i nie mniej ciekawym refrenem. "Nie wierzę" należy do mniej udanych propozycji, choć nadal można odnaleźć w nim ciekawe urywki, szczególnie w części instrumentalnej, gdzie słychać niesłychanie dobrze zgraną pracę gitar.

Uwagę przykuwa za to powolne, kroczące "Na zawsze" ze sporą ilością dramaturgii, wyjątkowo niskim głosem Artura, inteligentnie dozowanym napięciem czy racjonalnym wykorzystaniem instrumentów klawiszowych. Co ciekawe, brakuje w nim solówek, a jego jednostajny, transowy charakter nie zmienia się w nim do końca, co tylko podkreśla jego wyjątkowość. Jego przeciwieństwem jest pędzący "Strach", zaś "Wojna", faktycznie mająca coś z żołnierskich klimatów, to nieźle wykorzystany kontrast beztroskie zwrotki-wybuchowe refreny (swoją drogą, słychać w nich chórki, za które odpowiadają wszyscy muzycy). Więcej miażdżących motywów znajduje się w mocarnej, wyjątkowo skomponowanej przez sekcję rytmiczną (i z tekstem Gadowskiego) "Skazie", a jeszcze lepiej wypadają najkrótsze z zestawu "Słowa", w której kolejna świetna linia melodyczna nie daje się stłamsić w otoczeniu agresywnych riffów.

Pomiędzy nimi umieszczono coś, co nie powinno znaleźć się w tym materiale. Zacznę od innej strony: W latach 90. zajmujący się tematyką rockową program "Rock Noc" zorganizował konkurs na napisanie najlepszego tekstu dla IRY. Wygrał nieznany osobnik, pisząc tekst, który okazał się potem podstawą dla utworu "Zakrapiane spotkanie". Jak sugeruje sam tytuł, tekstowo odstaje od reszty, i z tym nie mam problemu. W nagraniu słychać gitarę akustyczną i niezbyt dobrze brzmiące orkiestracje z klawiszy. Niby można mówić o pewnym wytchnieniu od dusznego otoczenia, jednak lekki, pogodny charakter kompozycji kompletnie nie pasuje do reszty i rozwala jej spójność. Nawet amatorski tekst wypada kiepsko, bo często nie zgadza się liczba sylab w rymujących się ze sobą wersach. Szkoda, że w kontekście doboru tracklisty nie pominięto "Zakrapianego spotkania", bo wtedy poważnie myślałbym nad przyznaniem wyższej oceny.

Przy wszelkich, umieszczonych powyżej pochwałach, muszę jednak stwierdzić, że twórcy nie mieli prawdopodobnie zbyt wiele pomysłów na materiał, by dobić do czasu trwania 40 minut. I nie chodzi nawet o literacki aspekt "Zakrapianego spotkania". Zespół umieścił na końcu wersje koncertowe z 1993 roku (choć w ogóle nie słychać publiczności, więc można równie dobrze pomyśleć, że to nagrania studyjne) dobrze już znanych kompozycji "Zostań tu" i "Zew krwi". Aczkolwiek pierwszy z nich naprawdę zasługuje na uznanie. Pamiętając jak biednie nagrany był oryginał, nie sposób nie zachwycić się tą wersją, w kontekście tego utworu prawdopodobnie najlepszą z całej działalności IRY. Dopiero tutaj "Zostań tu" odsłania cały swój potencjał. Niesamowicie ciężki, obdarty z kiczowatych keyboardów (i przesłodzonych zaśpiewów pa-ppa-pa-ra-pa-ppa - i nie wiem co im odbiło, że po latach znów do tego wrócili) i zagrany prawdziwie z mistrzowskim wyczuciem, stanowi najznakomitszy fragment całości. Nie można zapomnieć o tym, jak wielką drogę przeszedł przez te 5 lat Gadowski, będący w czasach nagrywania "Znamienia" w doskonałej formie. Coś pięknego. Jeśli chodzi o "Zew krwi", to nie wiem, czy traktować jego obecność jako zaletę. To całkiem fajny bonus (sam kawałek należy do bardzo dobrych pozycji), ale jego wersja w porównaniu do oryginału różni się tylko detalami. Niemniej, słucha się tego ze sporą przyjemnością.

"Znamię" to naprawdę bardzo dobry materiał, który nie unika potknięć, ale liczne zalety są w stanie je wynagrodzić. Przede wszystkim pewne poweru i kunsztu wykonanie, udane (w jakichś 90%) kompozycje, niepowtarzalna atmosfera, ale także chęć rozwoju, pójścia do przodu i nie odgrywania w kółko tych samych patentów. Czuć w tym wszystkim szczerość, świeżość i brak chęci przypodobania się dotychczasowym fanom oraz listom przebojów. Choć pewnie chłopaki i tak liczyli na większy sukces niż ten, który ostatecznie osiągnął longplay. Tak czy inaczej, po latach stwierdzam, że to najlepszy studyjny materiał w twórczości kapeli i jej najbardziej dojrzałe dzieło.

"Znamię" to unikalna i jedyna w swoim rodzaju pozycja w dyskografii IRY. W pewnym sensie kończy jej złoty okres. W późniejszych latach grupa wróciła do bardziej komercyjnego, radiowego oblicza. Ze znacznie mniej przekonującym rezultatem niż przed 1994 rokiem. Już nigdy potem nie grali tak porywającej muzyki. Ale to temat na inne recenzje...

Moja ocena - 8/10

Lista utworów:
01. Znamię (Piotr Łukaszewski)
02. Zmienić siebie (Artur Gadowski, Piotr Łukaszewski)
03. Nie wierzę (Artur Gadowski, Piotr Łukaszewski)
04. Na zawsze (Artur Gadowski, Piotr Łukaszewski)
05. Strach (Artur Gadowski, Piotr Łukaszewski)
06. Wojna (Artur Gadowski, Piotr Łukaszewski)
07. Skaza (Artur Gadowski, Wojciech Owczarek, Piotr Sujka)
08. Zakrapiane spotkanie (IRA, autor tekstu nieznany)
09. Słowa (Artur Gadowski, Piotr Łukaszewski)
10. Zostań tu (Artur Gadowski, Jakub Płucisz)
11. Zew krwi (Jakub Płucisz)

7 komentarzy:

  1. W tamtym momencie IRA powinna albo zacząć się rozwijać, albo definitywnie skończyć na tym krążku, zamiast krążyć wokół stylu który dał im popularność kilka lat wcześniej. Zresztą kilka polskich zespołów w 1994 wydało podobne krążki: Golden Life i Natura oraz dwójka Iluzjonu to pozycje znacznie cięższe niż poprzednie płyty tych zespołów, do tego jeszcze dochodzi mniej znany "Transmission into your Heart" Houka, który też jest wymieniany jako kultowa pozycja z polskiego cięższego grania połowy lat 90.

    przed IRĄ (albo zaraz na po dołączeniu) Łukaszewski pojawił się jeszcze na debiucie Skawalkera - jak lubisz gitarowe mięcho to polecam Ci ten krążek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby IRA skończyła na tym albumie, to nic wielkiego by się nie stało, zważywszy ile badziewia później nagrali. Myślę, że obecnie brak dobrych pomysłów jest spowodowany odejściem Łukaszewskiego i Płucisza (choć niby "Ogrody" z nimi w składzie też nie były zbyt ciekawe) i nie zwerbowanie na ich miejsce nikogo dość kreatywnego (Gadowski i tak zawsze odpowiadał tylko i wyłącznie za teksty).

      Debiut Skawalkera mam od pewnego czasu na celowniku, i myślę, że kiedyś przyjdzie kolej i na ten album.

      A jak w ogóle podoba Ci się album "Znamię"?

      Usuń
  2. Nie jest to już taki easy-listening jak poprzednie ich płyty, ale dzięki temu w trakcie słuchania nie czułem się przez większość czasu zażenowany.

    Moim zdaniem Gadowski nie ma warunków głosowych do bardzo dużego czadowania, więc te kawałki bardziej dynamiczne nie odpowiadają mi do końca, fajnie wypadają za to te momenty gdzie zespół sięga w prostej linii do grania w stylu Alice In Chains - Skaza brzmi jak "Them Bones", "Nie wierzę" też mógłby w sumie trafić na "Dirt". Kawałek tytułowy faktycznie brzmi jak RATM, skojarzył mi się też z o 2 lata późniejszymi "Białymi Ścianami O.N.A., w sumie Agnieszka miała podobny styl rapowania.

    Ogólnie nie jest to już granie po które sięgam często, jednak z wszelkiej maści polskiego mainstreamu pierwszej połowy 90. krążek ten wyróżnia się na plus.

    Autentycznie nie podoba mi się tylko nagrana jeszcze raz wersja "Zostań tu", tamta glamowo-whitesnake'owa jednak bardziej trzymała się kupy.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Znamię" to najbardziej pokrzywdzona w ocenie płyta zespołu IRA. Nigdy nie rozumiałem skąd taka surowa ocena, przejawiająca się mniejszą popularnością. To był i jest bardzo dobry album, owszem cięższy, ale też krytykujący IRĘ zawsze tego od zespołu wymagali. Doskonale pamiętam zarzucanie zespołowi komercyjności.
    Dla mnie z płyty na płytę IRA się rozwijała, ale też nie zmieniała się w inny zespół, taki który gra coś zupełnie innego.
    Po latach to chyba płyta z ich dorobku, której najlepiej mi się słucha. Ten rozwój w kolejnych płytach słyszałem w jakości realizacji, instrumentach, kompozycjach.
    Właśnie oglądałem dokument o 30-leciu płyty "Mój dom" i dowiedziałem się że na poprzednią płytę "IRA" nagrywano z automatem perkusyjnym bo na perkusję nie było miejsca, czyli nie wiedząc intuicyjnie czułem rozwój.
    Być może płyta "Znamię" powstała za wcześnie. Może na to cięższe ale przecież nie jakoś ekstremalnie ciężkie ludzie nie byli gotowi. Przecież gdy w 2015 Płucisz i goście ciężej zagrali i zaśpiewali "Mój dom" to spotkało się to z bardzo dobrym przyjęciem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też oglądałem ten dokument, ale o automacie wiedziałem wcześniej :D ostatnio sobie odświeżyłem płytę "Mój Dom", ale przede wszystkim pod kątem gitarowym, oceny samej muzyki nie zmieniłem. Powtórzę się - dla mnie Znamię to ostatnia płyta IRY która miała sens, zdecydowanie bardziej odpowiada mi rozwój niż wracanie na stare śmieci, po to żeby zatrzymać/odzyskać starych fanów.

      Robert, a Ty widziałeś ten dokument?

      Co to się w ogóle wydarzyło, że tak dobrze odbierasz Dream Theater, a "Awake" chyba nawet bardziej niż dobrze? ;)

      Usuń
    2. Widziałem.

      Co do DT - przyjemnie się słucha, gitara robi swoje ;)
      A tak na serio, to wiadomo, że nie jest to w żadnym stopniu wybitne granie, ale często słuchalne, z wieloma ciekawymi momentami (mimo że kompozycje czasem sprawiają wrażenie nieprzemyślanych, z pierdyliardami motywów i zmian tempa).
      "Awake" ma naciąganą ósemkę, ale ostatni utwór mnie przekonał, że warto dać.

      Usuń
  4. To była świetna płyta. Miała swój unikalny charakter. Pozdrawiam wszystkich fanów starszej muzyki!

    OdpowiedzUsuń