6 maja 2016

Scorpions - "Virgin Killer" (1976)


Opisywane dzieło jest najbardziej znane ze swej kontrowersyjnej okładki. Fotografia przedstawia nagą dziewczynkę w prowokacyjnej pozie, zasłania jednak jej najbardziej intymną część ciała tzw. efektem pękniętego szkła. Na pomysł umieszczenia takiego zdjęcia wpadli przedstawiciele firmy RCA, wydającej ówcześnie albumy Scorpions. Takie kontrowersyjne zagranie miało oczywiście na celu podniesienie zainteresowania zespołem, którego dotychczasowe dokonania nie przynosiły zawrotnych korzyści. Nie była to pierwsza kontrowersyjna okładka Scorpions, ale żadna wcześniejsza nie wywołała takiego oburzenia czy wręcz oskarżeń o promowanie pedofilii. Dlatego też w wielu krajach krążek wydano z inną okładką, na której widać fotografię ówczesnego składu Scorpions - sprawiającą wrażenie dość przypadkowej. To samo zdjęcie pojawiło się na wielu późniejszych reedycjach.

O dziwo, ponad 30 lat po wydaniu albumu sprawą zainteresowało się FBI, a brytyjska organizacja Internet Watch Foundation, zajmująca się zwalczaniem potencjalnie nielegalnych treści w Internecie, dodała zdjęcie z 1976 roku na swoją czarną listę. Jej działania doprowadziły do tego, że pod koniec 2008 roku zablokowano stronę Wikipedii poświęconej temu krążkowi. Użytkownicy internetowi zaprotestowali przeciwko takiej cenzurze, a gdy uznano, że niesłynne zdjęcie stanowi bardziej element twórczości artystycznej, niż czyn pornografii dziecięcej, blokada po czterech dniach została przerwana. No cóż, nawet sami muzycy mają po latach mieszane uczucia co do tej okładki... Ale przecież nie ma ona wpływu na samą muzykę, a to jej omówienie stanowi najważniejszy cel tej recenzji.

"Virgin Killer" to logiczna kontynuacja koncepcji z "In Trance", a zarazem pierwsze wydawnictwo kapeli, na którym nie zaszły żadne zmiany personalne. Można wręcz stwierdzić, że gdyby wymieszać nagrania zawarte na tych dwóch płytach, słuchacze nie odczuliby niemalże żadnej różnicy. No właśnie - niemalże. Chodzi mi o to, że "Virgin Killer" posiada słabszą produkcję niż jego poprzednik, co objawia się m.in. tym, że instrumenty sprawiają wrażenie nieco przytłumionych, zwłaszcza perkusja. Tragedii nie ma, jednak na "In Trance" Deter Dierks zrobił wykonał swoją pracę bardziej profesjonalnie. Zaś styl muzyczny, jak już wspomniałem, nie uległ większej zmianie.

Po raz kolejny widać kontrast w kompozycjach - Roth stawia głównie na eksperymenty, a duet Schenker-Meine sprawdza swoje siły w pisaniu bardziej przebojowych utworów. Wyjątkiem jest otwieracz "Pictured Life", napisany przez całą trójkę. Skądinąd całkiem udany i z ciekawym otwarciem, w którym ma się wrażenie, że muzycy grają już przez pewien czas, a część poprzedzająca została ucięta. Większość pierwszej strony wydania winylowego została zdominowana przez kompozycje wspomnianego duetu, w tym fajny, rozpędzony "Catch Your Train", gdzie szczególną uwagę przykuwa partia wokalna. Klaus Meine śpiewa w niesamowicie agresywny sposób, momentami brzmiąc jak Axl Rose z lat 80. Ale już kolejny rocker, "Backstage Queen", w ogóle nie przekonuje, głównie przez wyjątkowo nieciekawą linię melodyczną. Dla mnie to jeden z najsłabszych punktów programu, ale nie jedyny budzący zastrzeżenia.

O ile Uli Roth po raz kolejny pokazuje, że naprawdę zna się na swoim fachu pod względem instrumentalnym, tak dużo słabiej prezentuje się on podczas śpiewania. Rzekłbym nawet, że gorzej od prób na poprzednich dwóch wydawnictwach. Przez to kilka kawałków podpisanych przez gitarzystę budzi spory niedosyt. Podam przykład - tytułowe "Virgin Killer" jest odpowiednio zadziorne, a przy tym dobrze zaśpiewane przez... Klausa. Gdyby zabrał się za to Roth, byłoby dużo słabiej. W dwóch innych utworach nie ma już tego udogodnienia. W "Hell Cat" muzyk eksperymentuje z muzyką funkową. Nawet jeśli zabrać z niego irytujący, ocierający się o rapowanie wokal, to nie wynagradza tego zawartość muzyczna. Z kolei "Polar Nights" jest interesujący od strony muzycznej, ale wiele traci przez odpychającą partię wokalną Rotha.

Z kompozycji Rotha zdecydowanie najlepiej wypada intrygujący "Yellow Raven", opatrzony klimatycznym wstępem gitarowym, w którym słychać m.in. szum morza i odgłos mew. Utwór fajnie się rozkręca, gitarzyści co chwilę proponują ciekawe motywy, a naprawdę kapitalnie wypada nagłe zaostrzenie pod koniec. Takim graniem u Scorpions nigdy nie pogardzę. Nie należy tego rozpatrywać jako szczyt możliwości zespołu w tym czasie, niemniej bardzo przyjemnie się tego słucha. Poza tym warto nadmienić, że duet Meine-Schenker czuje się coraz pewniej w tworzeniu ballad. Czego największym dowodem "In Your Park" - subtelne, choć niepozbawione zaostrzeń nagranie ze świetną pracą gitar i wspaniałym klimatem. "Crying Days" również charakteryzuje się częstymi zmianami nastroju, jednak nie wypada już tak przekonująco.

To strasznie nierówny materiał, który nie zawsze daje satysfakcję. Łatwo dostrzec, że jest to spadek poziomu względem wcześniejszych krążków, na szczęście tylko chwilowy. Mogę usprawiedliwić Scorpionsów tym, że wydawali płyty rok po roku (a do tego doszły jeszcze nieustanne trasy koncertowe), dzięki czemu nie mieli wiele czasu, by dobrze wyselekcjonować materiał. Mimo to, nadal otrzymujemy zawodowo zagrany hard rock, który kompozycyjnie w większości prezentuje całkiem zadowalający poziom. Nie da się ukryć, że gdybyśmy zostawili tylko te najlepsze fragmenty "In Trance" i "Virgin Killer" otrzymalibyśmy jedną z najwybitniejszych pozycji w historii kapeli, ustępującą jedynie genialnemu debiutowi.

Moja ocena - 7/10

Lista utworów:
01. Pictured Life (Klaus Meine, Uli Jon Roth, Rudolf Schneker)
02. Catch Your Train (Klaus Meine, Rudolf Schneker)
03. In Your Park (Klaus Meine, Rudolf Schneker)
04. Backstage Queen (Klaus Meine, Rudolf Schneker)
05. Virgin Killer (Uli Jon Roth)
06. Hell Cat (Uli Jon Roth)
07. Crying Days (Klaus Meine, Rudolf Schneker)
08. Polar Nights (Uli Jon Roth)
09. Yellow Raven (Uli Jon Roth)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz