Accept
jest obecnie, obok Scorpions, jedną z najpopularniejszych grup
niemieckich, grających ciężką muzykę - w tym wypadku heavy
metal. Początki omawianej kapeli sięgają jeszcze roku 1968, kiedy
to wokalista Udo Dirkschneider i przyszły producent Michael Wagener
założyli lokalny zespół Band X, który w późniejszych latach
zmienił nazwę na Accept (prawdopodobnie inspiracją do tego był
tytuł z tak samo nazwanej płyty Chicken Shack). Przez wiele lat
zachodziły w nim liczne zmiany personalne, a sam zespół utrzymywał
się na poziomie amatorskim. O pewnym przełomie można mówić w
roku 1976 roku, kiedy do Accept dołączył m.in. gitarzysta Wolf
Hoffmann czy basista Peter Baltes, którzy, w odróżnieniu od Dirkschneidera, utrzymali się w kapeli do dnia dzisiejszego.
Ich
pierwszy nagrany album nosił tytuł "Accept", jak robi
wiele muzycznych formacji na początku swojej działalności (choć
istnieje parę wyjątków od tej reguły, jak Pearl Jam,
Metallica, Avenged Sevenfold czy The Beatles - ich muzycy nazywali swoje płyty imieniem własnej kapeli w późniejszych etapach kariery). Zarejestrowano go pod koniec 1978 roku, a wydano na
początku roku następnego. Krążek nie odniósł sukcesu, a wielu
fanów uważa go za nie najlepsze początki prawdziwego
Accept.
"Accept"
uderza dość amatorskim brzmieniem, czasem gitary za bardzo zlewają
się ze sobą, powodując uczucie chaosu (jak np. w "Take Him in
My Heart"), a głos Dirkschneidera jest nie do końca wyraźny.
Chyba sam Udo nie był jeszcze do końca pewny swoich możliwości
wokalnych, bo pod tym względem w "Seadwinds" i "Sounds of War"
zastąpił go Baltes. Takie urozmaicenie wokalne będzie miało
jeszcze miejsce na dwóch następnych wydawnictwach Accept. Na
szczęście kompozycyjnie całość wypada lepiej, choć nierówno.
Zaczyna
się przyjemnie melodyjnym, choć szybkim "Lady Lou", w
którym po raz pierwszy słychać ten charakterystyczny głos Udo, którego nie
da się pomylić z żadnym innym. Stworzono tu niezłą,
zapamiętywalną linię melodyczną. Podobnie jak w wolniejszym
"Tired of Me". Wspomniany wcześniej, balladowy "Seadwinds"
to jeden z najciekawszych fragmentów krążka, z dopasowanym wokalem
Baltesa, który nie brzmi wcale gorzej od Dirkschneidera, a przy tym
ma całkiem przyjemną barwę głosu. Sama kompozycja również jest
całkiem zgrabna, z delikatnymi, szczególnie jak na Accept,
fragmentami i udanymi popisami gitarowymi Hoffmana.
Poziom
spada dopiero w zbyt chaotycznym, kiepskim "Take Him in My
Heart", w którym dodatkowo nie najlepiej poradził sobie Udo.
To samo mogę powiedzieć o nieprzemyślanym "That's Rock 'n'
Roll". Niewiele lepiej prezentuje się "Sounds of War",
w którym często zmieniają się motywy grane przez muzyków, co nie
sprzyja całej kompozycji. Za to "Free Me Now" przyjemnie
gna do przodu i pozostawia po sobie całkiem niezłe wrażenia.
"Helldriver" wyróżnia się fajnym, melodyjnym refrenem,
zaś w "Street Fighter" sporą część zajmują gitarowe
solówki Wolfa. Jednak najlepiej z całości prezentuje się
półballadowy "Glad to Be Alone", w którym pojawiają się
wspaniałe, różnorodne popisy Hoffmana, a także szczery, choć bełkotliwy głos Udo.
Może jednak lepiej było skorzystać w tym wypadku z zastępstwa
Baltesa. Mimo to, warto tego posłuchać.
Accept
wyraźnie poszukuje swojej drogi, a na prawdziwy popis umiejętności
muzyków przyjdzie jeszcze poczekać do ich trzeciego albumu
"Breaker". Da się jednak na debiucie wychwycić kilka
naprawdę interesujących fragmentów, które pokazują pewien
potencjał grupy, a całość jest po prostu dawką melodyjnego,
nieźle zagranego heavy metalu (choć przejawiają się tu również oznaki hard rocka, szczególnie w lżejszych fragmentach). Nie da się ukryć, że longplay ten
wytycza najważniejszą linię stylistyczną dla Accept w
przyszłości. Są powody do narzekania, ale nie warto tego albumu
całkowicie przekreślać. Mimo że do debiutów Angel Witch, Diamond Head czy
(zwłaszcza) Iron Maiden powstałych w podobnym czasie dość
daleko.
Moja ocena - 6/10
Lista utworów:
01. Lady Lou (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
02. Tired of Me (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
03. Seadwinds (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
04. Take Him in My Heart (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
05. Sounds of War (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
06. Free Me Now (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
07. Glad to Be Alone (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
08. That's Rock 'n' Roll (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
09. Helldriver (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
10. Street Fighter (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
Moja ocena - 6/10
Lista utworów:
01. Lady Lou (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
02. Tired of Me (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
03. Seadwinds (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
04. Take Him in My Heart (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
05. Sounds of War (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
06. Free Me Now (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
07. Glad to Be Alone (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
08. That's Rock 'n' Roll (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
09. Helldriver (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
10. Street Fighter (Peter Baltes, Udo Dirkschneider, Jörg Fischer, Frank Friedrich, Wolf Hoffmann)
Po wielokrotnym przesłuchaniu płyt Accept aż do Russian Roulette stwierdzam, że jedynka to bardzo dobra płyta i bardzo przyjemnie się jej słucha. Może nie wszystko wyszło najlepiej ale przecież to debiut. Zważywszy, że płyta była nagrywana w 1978 a wyszła na początku 1979 nie można wymagać aby był to czysty heavy metal bo takiego do końca nie było. Jedynka iron Maiden wyszła dopiero w 1980. Stąd zapewne tyle niejednorodnych stylistycznie kompozycji, co akurat uważam na plus. Wydaje nie się, że jest bardziej hard'n'heavy niż I'm Rebel, która w pewnych momentach zbliża się nawet do popu czy disco. Zdecydowanie wolę jedynkę niż amerykanizujące Metal Heart czy Russian Roulette.
OdpowiedzUsuń