1 marca 2018

Metallica - "Load" (1996)


Sukces "Czarnego albumu" i kilka następujących po nim krótkich tras koncertowych (w tym jedna z Guns N' Roses) spowodowały, że powstawanie materiału na następny krążek zostało odłożone na później, w efekcie czego "Load" powstał po 5-letniej, najdłuższej w tym czasie przerwie wydawniczej. Mimo wszystko, członkowie zespołu mieli dużo czasu na przygotowanie i opracowanie nowych utworów, a że wena twórcza dopisywała, to powstało ich wówczas tak dużo, że spokojnie udało się zapełnić także następny longplay, "ReLoad". Pierwotnie "Load" miał być albumem dwupłytowym, jednak wiele z kawałków wymagało dopracowania, na skutek czego powrócono do nich w późniejszym czasie.

Po tak wystrzałowym materiale jak "Czarny album" apetyt na nową płytę tylko wzrósł. Wielu słuchaczy zadawało sobie pytanie: jaka będzie nowa Metallica? Czy dotrzymają kroku nowej rzeczywistości muzycznej? Już poprzednie wydawnictwo było ostrym zwrotem stylistycznym w kierunku bardziej przystępnego, chwytliwego grania, więc czy muzycy pójdą za ciosem i stworzą podobny materiał czy powrócą do czasów trashowego młócenia? Prawdą jest, iż przez te 5 lat wiele się zmieniło na scenie muzycznej, a thrash metal nie cieszył się już takim powodzeniem - nawet tak uznane kapele, jak Megadeth czy Anthrax, zwróciły się wcześniej (wzorem Metalliki w 1991 roku) ku bardziej komercyjnemu graniu. Nie dziwi więc fakt, że również Metallica próbowała się dostosować do nowych trendów. Kiedy na początku 1996 roku na półkach sklepowych pojawił się długo wyczekiwany "Load" wszyscy byli zaskoczeni, często w negatywnym tego słowa znaczeniu.

Nie da się ukryć, że w tym kontekście muzycy wykazali się niemałą odwagą. Zmienił się bowiem image Metalliki, co objawiło się przede wszystkim skróceniem włosów przez chłopaków czy wręcz ich bardziej eleganckim, szykownym ubiorem. Jason Newsted jako pierwszy skrócił włosy, jeszcze w 1993 roku, a wkrótce dołączyła do niego reszta. Nawet logo Metalliki zostało uproszczone i zmodyfikowane. Najważniejszą zmianą był fakt, że omawiane studyjne dzieło było jeszcze bardziej wygładzone i spokojne od "Czarnego albumu". Muzycy nierzadko eksperymentują tu z country, widoczne są również wpływy rocka alternatywnego. Materiałowi bliżej do hard rocka niż heavy, a tym bardziej thrash metalu. W porównaniu do poprzednich wydawnictw riffy są tu jednocześnie ciężkie i zmiękczone produkcyjnie. Dominują średnie i wolne tempa, o thrashowych galopadach i metalowej ciężkości można praktycznie zapomnieć. Tak, czasy się zmieniają.

Uproszczeniu uległa także gra sekcji rytmicznej, szczególnie leniwie gra Lars Ulrich, co w sumie sprawdza się w takiej prostszej stylistyce. Niemniej, miłym smaczkiem byłoby jakieś perkusyjne urozmaicenie. Warto wyróżnić, że taka prostsza koncepcja otworzyła nowe możliwości wokalne dla Hetfielda, którego wokal momentami brzmi bardzo dobrze. James technicznie śpiewa dość czysto, z charakterystycznym feelingiem i odpowiednim pazurem. Aczkolwiek w żadnym nagraniu nie przebił swojego wokalnego popisu z "The Unforgiven".

Nie trzeba chyba wspominać, że zmiana koncepcji muzyki i jeszcze większe złagodzenie brzmienia nie spotkały się ze zrozumieniem wielu wielbicieli grupy, w tym osobom, które wcześniej narzekały na przebojowy "Czarny album". Jednak Metallica to Metallica i nawet średnie recenzje nie zaszkodziły longplayowi, który odniósł duży sukces kasowy. Sam osobiście nie jestem przeciwnikiem zmiany stylistycznej obranej przez chłopaków. Nie uważam, by mimo wymownej nazwy zespołu muzycy musieli przez całą karierę grać thrash czy inną odmianę metalu. Większym problemem są niektóre kompozycje, które wydają się nieprzemyślane i po prostu nudne.

21 maja 1996 roku Metallica wypuściła singiel "Until It Sleeps", będący pierwszą zapowiedzią "Load". To intrygujący, spokojny kawałek z wyraźną linią basu, jeden z lepszych na tym albumie. Jednak już na nim słychać, że muzycy są znudzeni mocniejszym graniem i stawiają na bardziej klimatyczne rzeczy. Takich nagrań jest tu więcej, np. przeciętny, nudny "Bleeding Me", do którego nigdy nie mogłem się przekonać, oraz kontrowersyjny flirt z country pod tytułem "Mama Said". Ten drugi utwór najbardziej podzielił słuchaczy, jedni uważali go za intrygujący eksperyment, inni za coś absolutnie niesłuchalnego. Ja akurat go lubię, przede wszystkim za śliczną melodię i skupiony wokal Jamesa, śpiewającego niesamowicie szczery, bardzo osobisty tekst, który po prostu chwyta za serce (w ogóle na całym longplayu pod względem literackim przeważa smutek i gorycz). Mimo wszystko trudno uwierzyć, że jeden zespół stworzył tak różnorodne kompozycje, jak "Mama Said" czy "Hit the Lights". Ciekawe, że na żywo "Mama Said" został wykonany tylko dwa razy. Do spokojniejszych kawałków można też zaliczyć bardzo ładny melodycznie "Hero of the Day", dla mnie jeden z najlepszych fragmentów "Load".

Na szczęście można tu wyłapać jeszcze więcej udanych propozycji. W "The House Jack Built" wykreowano nietuzinkowy, brudny klimat, kojarzący się trochę ze stylem Alice in Chains. Również w "Thorn Within" robi się naprawdę ciężko, poza tym znakomicie brzmi tu bas Newsteda. Pozytywne wrażenia pozostawia za sobą także przyjemnie melodyjny, naładowany energią "Wasting My Hate". Jednak to końcowemu "The Outlaw Torn" najbliżej do doskonałości. Ostateczny dowód na to, że Hetfield i Ulrich nie stracili smykałki kompozytorskiej. To jedna z najbardziej intrygujących kompozycji w historii Metalliki, ze świetnie narastającym napięciem, gniewnym refrenem i długą, powalającą częścią instrumentalną. Mimo że trwa niecałe 10 minut przykuwa uwagę przez cały czas. Dla tej jednej kompozycji warto dotrwać do końca albumu.

Niestety, reszta materiału nie trzyma określonego poziomu. "Ain't My Bitch" to chyba najsłabszy otwieracz w historii Metalliki, a równie nijako prezentuje się następny w kolejności "2 X 4". "King Nothing" brzmi jak nowa wersja "Enter Sandman", pod względem melodycznym będąc momentami jego autoplagiatem, niemniej robi dużo mniejsze wrażenie niż wspomniany słynny kawałek z "Czarnego albumu". A jeszcze słabiej od poprzednich nagrań wypada irytujący, rozwleczony "Ronnie", a także mizerny "Cure". Gdy myślimy, że nie może być jeszcze gorzej, pojawia się bezbarwny, niemalże asłuchalny "Poor Twisted Me", w którym nie ma ani jednego udanego fragmentu, a na dodatek słabo brzmi dziwnie przesterowany wokal Jamesa. Ostatnie trzy opisane przeze mnie utwory to nawet nie wypełniacze, jak "Bleeding Me" czy "2X4", a ewidentne wpadki.

Płyta, która dzieli fanów i krytyków - jedni uwielbiają, drudzy nienawidzą, a jeszcze inni są pośrodku. Ja jestem w tej ostatniej grupie. "Load" to aż 79 minut muzyki i 14 utworów, z których jedynie połowa prezentuje naprawdę zadowalający poziom. Muzycy przerzucają się w tworzeniu nowych pomysłów i aranżacji, jednak nie wszystkie spełniają oczekiwania. Na pewno materiał mógłby być lepiej wyselekcjonowany, a najsłabsze utwory pominięte. Jednak te lepsze fragmenty są na tyle udane, bym mógł ocenić materiał jako niezły. Z tego zestawu warto znać głównie "The Outlaw Torn" i "Mama Said".

Moja ocena - 6/10

Lista utworów:
01. Ain't My Bitch (James Hetfield, Lars Ulrich)
02. 2 X 4 (Kirk Hammett, James Hetfield, Lars Ulrich)
03. The House Jack Built (Kirk Hammett, James Hetfield, Lars Ulrich)
04. Until It Sleeps (James Hetfield, Lars Ulrich)
05. King Nothing (Kirk Hammett, James Hetfield, Lars Ulrich)
06. Hero of the Day (Kirk Hammett, James Hetfield, Lars Ulrich)
07. Bleeding Me (Kirk Hammett, James Hetfield, Lars Ulrich)
08. Cure (James Hetfield, Lars Ulrich)
09. Poor Twisted Me (James Hetfield, Lars Ulrich)
10. Wasting My Hate (Kirk Hammett, James Hetfield, Lars Ulrich)
11. Mama Said (James Hetfield, Lars Ulrich)
12. Thorn Within (Kirk Hammett, James Hetfield, Lars Ulrich)
13. Ronnie (James Hetfield, Lars Ulrich)
14. The Outlaw Torn (James Hetfield, Lars Ulrich)

5 komentarzy:

  1. Ja należę do tych którzy tę płytę bardzo lubią i nie wyrzuciłbym z niej ani jednego numeru (no może "Poor Twisted Me". Troszkę gorzej było z "ReLoad" gdzie dobrych numerów jest mniej, a momentów do wyrzucenia znacznie więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tę płytę kupiłem tylko dla utworu "Until In Sleeps". Jak ja uwielbiałem teledysk do tego kawałka. Po wysłuchaniu całości w tym 1996 w ucho wpadła mi jeszcze ta kontrowersyjna "Mama Said". Oba te utwory bardzo lubię do dziś. I właściwie do dziś interesują mnie tylko te dwa, reszta płyty jest mi obojętna. No tak mam.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja uwielbiam i poprzednie albumy, i tak samo "Load" i "Reload"...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie Load to najlepsza ich płyta.Tak że jest to kwestia gustu.Każdy ma inny

    OdpowiedzUsuń