31 grudnia 2017

Nirvana - "In Utero" (1993)


"Nevermind" okazał się gigantycznym międzynarodowym sukcesem, jednak muzycy Nirvany postanowili nie podążać ścieżką stylistyczną obraną na tamtym albumie. W rezultacie "In Utero" jest swojego rodzaju kolażem, przejawiającym cechy obu poprzednich studyjnych wydawnictw. Niektórym nagraniom bliżej do chaotyczności "Bleach" ("Scentless Apprentice" czy - wbrew tytułowi - "Radio Friendly Unit Shifter"), innym bliżej do przebojowości "Nevermind" (np. singlowe "Rape Me" i "Heart Shaped Box"), a momentami kapela z powodzeniem łączy obie te cechy ("Serve the Servants" czy "Frances Farmer Will Have Her Revenge on Seattle").

Dodatkowo zespół umieścił dwie urocze ballady ("Dumb", "All Apologies"), które można uznać za kontynuację koncepcji "Something in the Way" z "Nevermind", a także mocniejszy "Pennyroyal Tea", któremu bliżej do "About a Girl" z debiutu. Na brak urozmaiceń nie można narzekać. Ponadto "In Utero" można pochwalić za najbardziej profesjonalną z wydawnictw zespołu produkcję, zapewnioną przez Scott Litta, znanego m.in. ze współpracy z grupą R.E.M. Niestety, tym razem materiał prezentuje mniej równy poziom niż poprzednio; pod tym względem temu longplayowi bliżej do kompilacji "Intesticide". Jednak w tamtym przypadku taki obrót sprawy był wręcz nieunikniony - był to zbiór utworów stworzonych i nagranych w różnym czasie, a czasem wręcz odrzutów. W przypadku albumu studyjnego z premierowym materiałem mniej przymyka się oko na takie uchybienie. Choć z drugiej strony nadal otrzymujemy tu kilka niesamowitych kawałków.

Do takich należy najlepszy na płycie, niesamowicie przebojowy "Rape Me" z kontrowersyjnym tekstem i ciekawym riffem, będącym swojego rodzaju wariacją głównego motywu "Smells Like Teen Spirit". Powstał on dużo wcześniej od wielu umieszczonych tu numerów i był grany od wielu lat na koncertach. Tak jak wcześniej wspomniałem, spokojnie mógłby znaleźć się na "Nevermind" - być może obawiano się, że na krążku będą znajdowały się dwa bardzo podobne riffy gitarowe. Duży potencjał komercyjny drzemie również w "Heart-Shaped Box", ale przyznam że, w przeciwieństwie do wielu osób, nigdy mnie specjalnie nie zachwycał (do jego fanów należał sam Layne Staley - wokalista grunge'owej grupy Alice in Chains).

Na tej bardziej przystępnej części płyty koniecznie należy wskazać na brudny, ale naprawdę chwytliwy "Serve the Servants". Wspomniane wcześniej ballady również utrzymują zadowalający poziom, spośród nich najbardziej wyróżniłbym "Pennyroyal Tea", który łączy spokojne, sielskie wręcz zwrotki z mocnym refrenem. Atrakcyjny i po prostu ładny pod względem melodycznym jest też "Dumb", wzbogacony partią wiolonczeli. "All Apologies" - cóż mogę więcej dodać, oprócz tego, że tekst tego utworu jest w pewnym sensie pożegnaniem z fanami? Wydarzenia z 5 kwietnia 1994 roku brutalnie zweryfikowały słowa śpiewane przez Kurta.

Spośród tej bardziej chaotycznej części najbardziej przypadł mi do gustu agresywny "Scentless Apprentice" z opętanym wokalem Cobaina. Do reszty mam w zasadzie mniejsze lub większe zastrzeżenia. "Milk It" i "Very Ape" początkowo brzmią całkiem ciekawie, ale w całości są nijakie i monotonne. Niezłe czadowanie odnajdziemy za to w "Radio Friendly Unit Shifter", wzbogaconym o chaotyczne dźwięki gitar, a także w nie mniej przystępnym, krótkim "Tourette's" z kolejnym niechlujnym wokalem Kurta.

Na trzecim studyjnym krążku Nirvany nie utrzymano już tak wysokiego poziomu pod względem kompozycji, ale na szczęście przeważają tutaj udane utwory. Gdyby zespół utrzymał całą płytę w konwencji "Nevermind", moglibyśmy mówić o kopiowaniu poprzedniego dzieła, ale mimo wszystko kawałki utrzymane w tym stylu są tutaj lepsze. "In Utero" jest jednak dziełem osobistym (szczególnie tekstowo), unikalnym, prezentującym każde oblicze Nirvany, dlatego, mimo odrobiny mojego narzekania, warto się z nim zapoznać.

Moja ocena - 7/10

Lista utworów:
01. Serve the Servants (Kurt Cobain)
02. Scentless Apprentice (Kurt Cobain, Dave Grohl, Krist Novoselic)
03. Heart-Shaped Box (Kurt Cobain)
04. Rape Me (Kurt Cobain)
05. Frances Farmer Will Have Her Revenge on Seattle (Kurt Cobain)
06. Dumb (Kurt Cobain)
07. Very Ape (Kurt Cobain)
08. Milk It (Kurt Cobain)
09. Pennyroyal Tea (Kurt Cobain)
10. Radio Friendly Unit Shifter (Kurt Cobain)
11. Tourette's (Kurt Cobain)
12. All Apologies (Kurt Cobain)

3 komentarze:

  1. Dla mnie zawsze "In Utero" To było połączenie "Bleach" i "Nevermind" można powiedzieć że to trylogia. Przebojowość "Heart Shaped Box" połączona z agresją "Milk It" swojego czasu to były moje ulubione utwory. Z jednej strony niektóre utwory są wręcz prostackie "Tourette's" jakby Kurt na siłę chciał przesadzać, a z drugiej strony są bardziej w przebojowym stylu. Można powiedzieć że ta płyta to droga środka. Mimo to dla mnie album gorszy od dwóch poprzednich nie jest to już ta produkcja i ta agresja pierwszej płyty i nie jest to też dobrze ułożona przebojowość "Nevermind".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta płyta to był taki kompromis między zespołem pragnącym grać mniej komercyjnie a wytwórnią domagającą się hitów. Dlatego jako całość wypada dość niespójnie, a mimo to dobrze, gdyż broni się wieloma pojedynczymi fragmentami.

      Usuń