Z
wydaniem "Dirty Deeds Done Dirt Cheap" wiąże się dość
ciekawa historia. Był to trzeci krążek jaki grupa wypuściła na
rodzimym, australijskim rynku, w 1976 roku, niedługo po nagraniu
"High Voltage" i "T.N.T.". W tym samym roku
pojawił się on także w wielu innych państwach świata, jednak w
Stanach Zjednoczonych ukazał się on dopiero 5 lat później, po
śmierci Bona Scotta. W USA prawdopodobnie zaczęto się interesować
materiałem po ogromnych sukcesach płyt "Highway to Hell"
i "Back in Black". Był to słuszny wybór, ponieważ na
fali popularności zespołu album pokrył się w USA 6-krotną
platyną. Jak na lekko archiwalny materiał, to naprawdę spore osiągnięcie.
Pozostaje
pytanie, czemu nie wypuszczono go wcześniej w Stanach Zjednoczonych,
skoro kompilacja "High Voltage" oraz lekko zmieniony w
trackliście "Let There Be Rock" ukazały się tam niemal od
razu? Ta sama wersja co w USA była już dostępna w 1976 roku m.in.
w Japonii, Niemczech czy Francji i została wypuszczona przez tę
samą wytwórnię Atlantis. Słuchając oryginalnego i amerykańskiego
wydania może pojawić się przypuszczenie o to pominięcie poprzez
słabszy poziom kompozycyjny. No bo w przypadku "Dirty Deeds
Done Dirt Cheap" istnieje kolejna zbieżność utworów między
wersją australijską a międzynarodową - na drugiej z nich nie
umieszczono "Jailbreak" i "R.I.P. (Rock in Peace)",
a w zamian dodano całkiem niezły, nieobecny na australijskim
wydaniu "Love at First Feel" oraz "Rocker" z
"T.N.T.". Moim zdaniem w obu wersjach album zasługuje na
tę samą ocenę. Jak zwykle zajmę się opisem oryginalnej,
australijskiej edycji.
Opisywanie
różnic między wersjami płyt AC/DC wydaje się bardziej
pasjonującym zajęciem niż opis samej muzyki, ponieważ ta w
przypadku "Dirty Deeds Done Dirt Cheap" jest praktycznie
identyczna jak na poprzednich dwóch dziełach tej kapeli. Nic w
stylu grupy się nie zmieniło, i nie zmieni w przyszłości. Co ma
swoje wady i zalety. Jak to zawsze mówię - można przymknąć oko
na taką prostotę, jeśli w jej ramach otrzymujemy po prostu udany
zbiór kompozycji. Na "Dirty Deeds Done Dirt Cheap" nie do
końca się to sprawdza. Scott i bracia Young często wydają się
nie mieć pomysłów na swoje utwory, co objawia się nadmiernym
przedłużaniem bez sensowniejszego rozwinięcia, a także powtarzaniem tych samych motywów.
Otwierający
całość mocny kawałek tytułowy nie zawodzi. Oparty na
charakterystycznym riffie, z pomysłowym refrenem, łączącym głos
Scotta z chórkami zespołu i mrocznym dodatkiem wokalnym Angusa,
należy do najlepszych propozycji. Podobnie rozpoznawalny motyw
gitarowy posiada "Problem Child", jednak nie przypadł
mi do gustu refren, który wydaje mi się
pozbawiony mocy. Zawarto tutaj dużo solówek Angusa, które jednak
nie wydają się zbyt ciekawe, a przez to nie ekscytują i
niepotrzebnie wydłużają kompozycję. Problem wydłużenia na siłę
najbardziej doskwiera w "Ain't No Fun (Waiting 'Round to Be a
Millionaire)" - gdyby skrócić go co najmniej o połowę,
mógłby być to całkiem udany przebój. Zaczyna się fajną
zagrywką i przez pierwsze trzy minuty miło się go słucha, jednak
w drugiej połowie zaczyna irytować i nużyć zbyt często
powtarzanym refrenem, a przy tym granym szybciej niż na początku, co sprawia dodatkowo uczucie chaosu.
Kilka
późniejszych nagrań nie prezentuje sobą nic ciekawego. "R.I.P.
(Rock in Peace)" i "There's Gonna Be Some Rockin'" to
typowe wypełniacze (w porywach do wpadek), które niczym się nie
wyróżniają. Opatrzony żartobliwym tekstem, okropny "Big
Balls" razi swoim marazmem i ociężałym charakterem,
podkreślonym dodatkowo nie najlepszą partią wokalną Scotta. Choć
z drugiej strony "Big Balls" jest przynajmniej bardziej
zwięzły. Za to w "Squealer" wypada wyróżnić całkiem niezłą,
choć prostą partię basu i nieprzeciętną robotę gitarową
Angusa.
Sytuację
ratuje końcówka albumu. Dostajemy tu m.in. stonowany "Ride
On", oparty na podkładzie typowym dla chicagowskiego bluesa. W
odróżnieniu od poprzednich prób z blusesem ("She's Got
Balls", "Little Lover" i "The Jack") tutaj
wyszło to naprawdę wspaniale. Dodatkowo, w porównaniu do
poprzednich kilku kawałków, jak najbardziej służy mu monotonia i
powtarzalność. Świetnie wypadają solówki Angusa, a uwagę
dodatkowo zwraca niższy niż zwykle głos Bona. Słucha się tego
nagrania z wielką przyjemnością. Nie ukrywam, że "Ride On"
jest jedną z moich ulubionych propozycji w katalogu AC/DC. Bardzo
dobry poziom trzyma też energiczny "Jailbreak". W
przeciwieństwie do wielu wcześniejszych kawałków nie uwiera w nim
częste powtarzanie refrenu.
"Dirty
Deeds Done Dirt Cheap" jest dla wielu kolejnym potwierdzeniem
talentu ówczesnego składu AC/DC, ale dla mnie wypada mniej
korzystnie od poprzednich dzieł i - w szczególności - kilku
następnych. Wydaje mi się, że zbyt wcześnie podjęto decyzję o
jego nagraniu (rozpoczęto w tym samym miesiącu, co wydanie "T.N.T."), ponieważ przy dopracowaniu niektórych utworów i
lepszej selekcji materiału mógłby być to naprawdę udany produkt.
Poziom wykonania jest zbliżony do tego z "High Voltage" i
"T.N.T.", jednak same kompozycje czasem są zbyt wydłużane
i przy tym nie mają wiele do zaoferowania. Na szczęście, nie obyło
się bez naprawdę mocnych punktów - zarówno na początku, jak i
końcu płyty, dzięki czemu można zaliczyć całość do tych
całkiem słuchalnych, ale nie dających pełnej satysfakcji.
Lista utworów:
01. Dirty Deeds Done Dirt Cheap (Bon Scott, Angus Young, Malcolm Young)
02. Ain't No Fun (Waiting 'Round to Be a Millionaire) (Bon Scott, Angus Young, Malcolm Young)
03. There's Gonna Be Some Rockin' (Bon Scott, Angus Young, Malcolm Young)
04. Problem Child (Bon Scott, Angus Young, Malcolm Young)
05. Squealer (Bon Scott, Angus Young, Malcolm Young)
06. Big Balls (Bon Scott, Angus Young, Malcolm Young)
07. R.I.P. (Rock in Peace) (Bon Scott, Angus Young, Malcolm Young)
08. Ride On (Bon Scott, Angus Young, Malcolm Young)
09. Jailbreak (Bon Scott, Angus Young, Malcolm Young)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz