Album "Killing Machine", wydany w tym samym roku, co poprzedni, w dużej mierze przyczynił się do wzrostu popularności Judas
Priest. Zespół stawał się coraz bardziej rozpoznawalny, w czym dużą zasługę
miała słynna akcja promocyjna. Zmienił się wizerunek Judasów, zainspirowani m.in. modą punkową muzycy zaczęli
nosić ćwieki czy łańcuchy, ubierać skórzane ciuchy, a na koncerty zaczęli
stopniowo przygotowywać dla widzów sporo niespodzianek (był to m.in.
legendarny wjazd Roba Halforda motocyklem na scenę przed wykonaniem utworu
"Hell Bent for Leather"). W okresie końcówki lat 70. takie pomysły
były dość niecodzienne i kontrowersyjne, co tylko poskutkowało większym
zainteresowaniem grupą.
Nie bez znaczenia był też fakt, że "Killing
Machine" przyniósł pierwsze przeboje kapeli. Dwa pochodzące z niego single
wylądowały na listach przebojów w Wielkiej Brytanii, po raz pierwszy w historii
Judas Priest - "Take on the World" trafiło na 14. miejsce UK Singles
Chart, a "Evening Star" na 53. Powstały do nich również pierwsze w
karierze Judasów teledyski. Spory wynik jak na standardy tego zespołu. W sumie
tylko dwa późniejsze single przebiły wynik "Take on the World" i oba
pochodziły z następnego wydawnictwa pod tytułem "British Steel"
("Breaking the Law" i Living After Midnight"). To wszystko
pokazuje jak dużym zainteresowaniem na przełomie lat 70. i 80. cieszył się w
Wielkiej Brytanii powoli rodzący się klasyczny heavy metal.
Słuchając zawartości, trudno nie zauważyć jeszcze większego
uproszczenia muzyki niż w przypadku "Stained Class". To po prostu
zestaw krótkich, metalowych czadów, w którym próżno znaleźć coś złożonego na miarę "Raw Deal" czy "Victim of Changes" czy coś tak
wybitnego, jak monumentalny "Beyond the Realms of Death". Muzycy nie
chcieli kopiować wcześniejszych dzieł, w związku z czym odrzucili wszelkie
wpływy rocka progresywnego, skupiając się na zwrotkowo-refrenowym schemacie,
wzmocnionego ciężkim brzmieniem i porywającymi solówkami. W ten sposób
wytworzyli swój klasyczny styl, który (choć czasem z pewnymi zmianami) będą
kontynuować przez najbliższe dekady. Czyli czysty heavy metal bez większych
urozmaiceń.
Mimo niewielkich zmian względem brzmienia, płyta robi
wrażenie nieco wolniejszej od "Stained Class". Kawałki są za to
bardziej masywne, w niektórych przypadkach można by rzec, że wręcz ociężałe
(jak np. w "Delivering the Goods"). Poza tym łatwo wyczuć, że Rob
Halford zmienił troszkę swój styl śpiewania, nie wchodząc już tak często na
wysokie rejestry wokalne, jak w przypadku "Sad Wings of Destiny",
"Sin After Sin" i "Stained Class". Mniej do roboty ma także
sekcja rytmiczna, szczególnie perkusista Les Binks, który gra w bardziej
standardowy sposób i ubarwia całość w mniejszym natężeniu niż na poprzedniku.
Poza tym, w porównaniu do poprzednich trzech dzieł na
"Killing Machine" twórcy materiału momentami udali się w bardziej
komercyjne rejony. Jakby przy całym ciężarze i dynamice całości zamarzyło im się podbicie stacji radiowych. Co doskonale słychać na przykładzie przytoczonych wcześniej
singli, posiadających zapamiętywalne, ale zbyt komercyjne refreny, zupełnie nie przypominające ich wcześniejszej twórczości. Zalatujący
stylem grupy Boston "Evening Star" może byłby całkiem niezły, ale
popowy, okropny refren psuje wszystko. Lepiej wyszło to w "Take on the
World", choć też nie idealnie. Słychać inspiracje różnymi stadionowymi
hitami (najwidoczniej celem było posiadanie swojej wersji "We Will Rock You") i próbowano uzyskać coś
podobnego, ale uzyskany efekt też nie do końca przekonuje. Przynajmniej
komercyjnie te utwory się przebiły, choć czy zasłużenie?
Z innych propozycji, które niespecjalnie mnie przekonują
muszę wymienić złowieszczy, ale dość monotonny "Evil Fantasies" i
średnio ciekawy, tytułowy "Killing Machine". Dużo lepiej prezentuje
się reszta materiału. Kawałki takie, jak "Delivering the Goods" czy
"Burnin' Up", wręcz ociekają energią, czadowaniem i ciekawymi, choć
prostymi motywami. A dynamiczny, niespełna 3-minutowy "Hell Bent for
Leather" dosłownie miażdży, nawet po 40 latach od premiery. Swoją drogą
jest to prawdziwy koncertowy klasyk. Trudno nie zachwycić się niezwykle
precyzyjną solówką gitarową Glenna Tiptona.
Moim ulubionym fragmentem jest jednak najbardziej nietypowy
z zestawu "Before the Dawn" - bardzo nastrojowa ballada, w większości
oparta na akompaniamencie gitary akustycznej. Na uwagę zasługuje w niej
emocjonalny wokal Halforda i wspaniale płaczące solo gitarowe. To jeden
z najpiękniejszych utworów grupy, a zarazem jeden z najbardziej niedocenianych.
Bardzo dobrze wypada również "Running Wild" z soczyście tnącymi
gitarami, zaś "Rock Forever" ze swoim chwytliwym riffem to kolejny
heavymetalowy przebój (swoją drogą także wydany na singlu), ale nie odrzucający
w takim stopniu, jak "Evening Star".
W wielu krajach "Killing Machine" ukazał się pod koniec 1978 roku, jednak w
Stanach Zjednoczonych miał swoją premierę dopiero kilka miesięcy później. Nie
tylko zmieniono tytuł na "Hell Bent for Leather" (amerykańska firma Columbia Records sprzeciwiła się niewłaściwym skojarzeniom pierwotnej nazwy), ale i zamieszczono
dodatkową kompozycję, czyli cover "The Green Manalishi (With the
Two-Pronged Crown)" z repertuaru Fleetwood Mac. Naprawdę fajna wersja, w
której zachowano wszystko to, co było najlepsze w oryginale, jednocześnie tradycyjnie wzmacniając brzmienie oraz podkręcając tempo. Warto zwrócić na
nią uwagę, tym bardziej, że przez następne 9 lat zespół nie umieszczał już przeróbek
na swoich wydawnictwach. A naprawdę dobrze im to wychodziło, czego dowodem
także "Diamonds and Rust" i "Better by You, Better Than
Me".
Wśród pewnej części fanów zróżnicowanej formy czterech
poprzednich dokonań, "Killing Machine" może budzić mieszane uczucia.
Niektórzy uważają ten etap kariery za mniej interesujący względem
wcześniejszych wydawnictw, inni jednak uważają go za początek tej właściwej
drogi twórczości Judas Priest, która doprowadziła do powstania "British
Steel" czy "Screaming for Vengeance", uważanych przez wielu
słuchaczy za klasyczne heavymetalowe dzieła. Co prawda, zawarty tu materiał
stylistycznie jest bardziej uproszczony i przewidywalny, ale jako całość nie
schodzi poniżej pewnego poziomu. Nadal słychać niezwykłą swobodę w graniu i ponadprzeciętny
warsztat instrumentalistów, prześcigających się w tworzeniu ciekawych motywów i
melodii. Tylko wszystko zostało podane w bardziej przystępnej oprawie.
Moja ocena - 7/10
Lista utworów:
01. Delivering the Goods (K. K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
02. Rock Forever (K. K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
03. Evening Star (Rob Halford, Glenn Tipton)
04. Hell Bent for Leather (Glenn Tipton)
05. Take on the World (Rob Halford, Glenn Tipton)
06. Burnin' Up (K. K. Downing, Glenn Tipton)
07. Killing Machine (Glenn Tipton)
08. Running Wild (Glenn Tipton)
09. Before the Dawn (K. K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
10. Evil Fantasies (K. K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
Moja ocena - 7/10
Lista utworów:
01. Delivering the Goods (K. K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
02. Rock Forever (K. K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
03. Evening Star (Rob Halford, Glenn Tipton)
04. Hell Bent for Leather (Glenn Tipton)
05. Take on the World (Rob Halford, Glenn Tipton)
06. Burnin' Up (K. K. Downing, Glenn Tipton)
07. Killing Machine (Glenn Tipton)
08. Running Wild (Glenn Tipton)
09. Before the Dawn (K. K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
10. Evil Fantasies (K. K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
To nie była moda punkowa, tylko z klubów gejowskich, do których uczęszczał Halford. Ciekawe czy pozostali muzycy mieli pojęcie za kogo się przebierają :D
OdpowiedzUsuńA sam album moim zdaniem kiepski - poszli w komercję i sztampę. Z tego co pamiętam, poziom trzyma pierwszy kawałek i przeróbka Fleetwood Mac, która i tak nie dorównuje oryginałowi.
Z tego co wiem, z mody punkowej "wzięli" skórzane ubrania, a co do reszty image'u to możesz mieć rację. Co ciekawe, o swojej orientacji Rob opowiedział publicznie ok. 20 lat później.
Usuń