16 sierpnia 2018

Judas Priest - "Killing Machine" (1978)


Album "Killing Machine", wydany w tym samym roku, co poprzedni, w dużej mierze przyczynił się do wzrostu popularności Judas Priest. Zespół stawał się coraz bardziej rozpoznawalny, w czym dużą zasługę miała słynna akcja promocyjna. Zmienił się wizerunek Judasów, zainspirowani m.in. modą punkową muzycy zaczęli nosić ćwieki czy łańcuchy, ubierać skórzane ciuchy, a na koncerty zaczęli stopniowo przygotowywać dla widzów sporo niespodzianek (był to m.in. legendarny wjazd Roba Halforda motocyklem na scenę przed wykonaniem utworu "Hell Bent for Leather"). W okresie końcówki lat 70. takie pomysły były dość niecodzienne i kontrowersyjne, co tylko poskutkowało większym zainteresowaniem grupą.

Nie bez znaczenia był też fakt, że "Killing Machine" przyniósł pierwsze przeboje kapeli. Dwa pochodzące z niego single wylądowały na listach przebojów w Wielkiej Brytanii, po raz pierwszy w historii Judas Priest - "Take on the World" trafiło na 14. miejsce UK Singles Chart, a "Evening Star" na 53. Powstały do nich również pierwsze w karierze Judasów teledyski. Spory wynik jak na standardy tego zespołu. W sumie tylko dwa późniejsze single przebiły wynik "Take on the World" i oba pochodziły z następnego wydawnictwa pod tytułem "British Steel" ("Breaking the Law" i Living After Midnight"). To wszystko pokazuje jak dużym zainteresowaniem na przełomie lat 70. i 80. cieszył się w Wielkiej Brytanii powoli rodzący się klasyczny heavy metal.

Słuchając zawartości, trudno nie zauważyć jeszcze większego uproszczenia muzyki niż w przypadku "Stained Class". To po prostu zestaw krótkich, metalowych czadów, w którym próżno znaleźć coś złożonego na miarę "Raw Deal" czy "Victim of Changes" czy coś tak wybitnego, jak monumentalny "Beyond the Realms of Death". Muzycy nie chcieli kopiować wcześniejszych dzieł, w związku z czym odrzucili wszelkie wpływy rocka progresywnego, skupiając się na zwrotkowo-refrenowym schemacie, wzmocnionego ciężkim brzmieniem i porywającymi solówkami. W ten sposób wytworzyli swój klasyczny styl, który (choć czasem z pewnymi zmianami) będą kontynuować przez najbliższe dekady. Czyli czysty heavy metal bez większych urozmaiceń.

Mimo niewielkich zmian względem brzmienia, płyta robi wrażenie nieco wolniejszej od "Stained Class". Kawałki są za to bardziej masywne, w niektórych przypadkach można by rzec, że wręcz ociężałe (jak np. w "Delivering the Goods"). Poza tym łatwo wyczuć, że Rob Halford zmienił troszkę swój styl śpiewania, nie wchodząc już tak często na wysokie rejestry wokalne, jak w przypadku "Sad Wings of Destiny", "Sin After Sin" i "Stained Class". Mniej do roboty ma także sekcja rytmiczna, szczególnie perkusista Les Binks, który gra w bardziej standardowy sposób i ubarwia całość w mniejszym natężeniu niż na poprzedniku.

Poza tym, w porównaniu do poprzednich trzech dzieł na "Killing Machine" twórcy materiału momentami udali się w bardziej komercyjne rejony. Jakby przy całym ciężarze i dynamice całości zamarzyło im się podbicie stacji radiowych. Co doskonale słychać na przykładzie przytoczonych wcześniej singli, posiadających zapamiętywalne, ale zbyt komercyjne refreny, zupełnie nie przypominające ich wcześniejszej twórczości. Zalatujący stylem grupy Boston "Evening Star" może byłby całkiem niezły, ale popowy, okropny refren psuje wszystko. Lepiej wyszło to w "Take on the World", choć też nie idealnie. Słychać inspiracje różnymi stadionowymi hitami (najwidoczniej celem było posiadanie swojej wersji "We Will Rock You") i próbowano uzyskać coś podobnego, ale uzyskany efekt też nie do końca przekonuje. Przynajmniej komercyjnie te utwory się przebiły, choć czy zasłużenie?

Z innych propozycji, które niespecjalnie mnie przekonują muszę wymienić złowieszczy, ale dość monotonny "Evil Fantasies" i średnio ciekawy, tytułowy "Killing Machine". Dużo lepiej prezentuje się reszta materiału. Kawałki takie, jak "Delivering the Goods" czy "Burnin' Up", wręcz ociekają energią, czadowaniem i ciekawymi, choć prostymi motywami. A dynamiczny, niespełna 3-minutowy "Hell Bent for Leather" dosłownie miażdży, nawet po 40 latach od premiery. Swoją drogą jest to prawdziwy koncertowy klasyk. Trudno nie zachwycić się niezwykle precyzyjną solówką gitarową Glenna Tiptona.

Moim ulubionym fragmentem jest jednak najbardziej nietypowy z zestawu "Before the Dawn" - bardzo nastrojowa ballada, w większości oparta na akompaniamencie gitary akustycznej. Na uwagę zasługuje w niej emocjonalny wokal Halforda i wspaniale płaczące solo gitarowe. To jeden z najpiękniejszych utworów grupy, a zarazem jeden z najbardziej niedocenianych. Bardzo dobrze wypada również "Running Wild" z soczyście tnącymi gitarami, zaś "Rock Forever" ze swoim chwytliwym riffem to kolejny heavymetalowy przebój (swoją drogą także wydany na singlu), ale nie odrzucający w takim stopniu, jak "Evening Star".

W wielu krajach "Killing Machine" ukazał się pod koniec 1978 roku, jednak w Stanach Zjednoczonych miał swoją premierę dopiero kilka miesięcy później. Nie tylko zmieniono tytuł na "Hell Bent for Leather" (amerykańska firma Columbia Records sprzeciwiła się niewłaściwym skojarzeniom pierwotnej nazwy), ale i zamieszczono dodatkową kompozycję, czyli cover "The Green Manalishi (With the Two-Pronged Crown)" z repertuaru Fleetwood Mac. Naprawdę fajna wersja, w której zachowano wszystko to, co było najlepsze w oryginale, jednocześnie tradycyjnie wzmacniając brzmienie oraz podkręcając tempo. Warto zwrócić na nią uwagę, tym bardziej, że przez następne 9 lat zespół nie umieszczał już przeróbek na swoich wydawnictwach. A naprawdę dobrze im to wychodziło, czego dowodem także "Diamonds and Rust" i "Better by You, Better Than Me".

Wśród pewnej części fanów zróżnicowanej formy czterech poprzednich dokonań, "Killing Machine" może budzić mieszane uczucia. Niektórzy uważają ten etap kariery za mniej interesujący względem wcześniejszych wydawnictw, inni jednak uważają go za początek tej właściwej drogi twórczości Judas Priest, która doprowadziła do powstania "British Steel" czy "Screaming for Vengeance", uważanych przez wielu słuchaczy za klasyczne heavymetalowe dzieła. Co prawda, zawarty tu materiał stylistycznie jest bardziej uproszczony i przewidywalny, ale jako całość nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Nadal słychać niezwykłą swobodę w graniu i ponadprzeciętny warsztat instrumentalistów, prześcigających się w tworzeniu ciekawych motywów i melodii. Tylko wszystko zostało podane w bardziej przystępnej oprawie.

Moja ocena - 7/10

Lista utworów:
01. Delivering the Goods (K. K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
02. Rock Forever (K. K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
03. Evening Star (Rob Halford, Glenn Tipton)
04. Hell Bent for Leather (Glenn Tipton)
05. Take on the World (Rob Halford, Glenn Tipton)
06. Burnin' Up (K. K. Downing, Glenn Tipton)
07. Killing Machine (Glenn Tipton)
08. Running Wild (Glenn Tipton)
09. Before the Dawn (K. K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
10. Evil Fantasies (K. K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)

2 komentarze:

  1. To nie była moda punkowa, tylko z klubów gejowskich, do których uczęszczał Halford. Ciekawe czy pozostali muzycy mieli pojęcie za kogo się przebierają :D

    A sam album moim zdaniem kiepski - poszli w komercję i sztampę. Z tego co pamiętam, poziom trzyma pierwszy kawałek i przeróbka Fleetwood Mac, która i tak nie dorównuje oryginałowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co wiem, z mody punkowej "wzięli" skórzane ubrania, a co do reszty image'u to możesz mieć rację. Co ciekawe, o swojej orientacji Rob opowiedział publicznie ok. 20 lat później.

      Usuń