21 września 2019

The Beatles - "A Hard Day's Night" (1964)


Na początku 1964 roku o The Beatles wiedział każdy czytający prasę, słuchający radia bądź interesujący się choć trochę muzyką. Wtedy pierwszym większym wydarzeniem w otoczeniu grupy była trzytygodniowa seria osiemnastu występów w Paryżu, w sali koncertowej L'Olympia. Właśnie w tym czasie fantastyczna czwórka dowiedziała się w paryskim hotelu, że singiel "I Want to Hold Your Hand" dotarł na 1. miejsce amerykańskiego notowania, co umożliwiło im koncertowanie w tamtym kraju. Wszyscy obiecali sobie bowiem, że wystąpią w USA dopiero wtedy, gdy stworzą hit, który dotrze na szczyt tamtejszej listy. Takie postanowienie można uznać za akt pewnej ignorancji, ale i wielkiej ambicji. Z drugiej strony, w czasach narastającej Beatlemanii hit na szczycie amerykańskiego notowania singli był tylko kwestią czasu.

W 1963 roku promocją płyt The Beatles w USA zajmowały się niewielkie firmy Swan i Vee-Jay, jednak nie przynosiło to wielkich korzyści. Dopiero wieść o sukcesie "I Want to Hold Your Hand" doszła do prestiżowej wytwórni płytowej Capitol i już wkrótce jej zarządcy postanowili wziąć Beatlesów pod swoje skrzydła. Odtąd wydawali oni oficjalnie wszystkie rodzime odpowiedniki europejskich wersji dzieł zespołu. Brianowi Epsteinowi udało się w 1963 roku wynegocjować fundusze od Capitolu na promocję w kontekście przyjazdu muzyków zza ocean. Wytwórnia wydała wówczas 40 tysięcy dolarów na promocję o niespotykanej wówczas skali, co jeszcze bardziej podsyciło oczekiwania tamtejszych słuchaczy na przyjazd najsłynniejszej europejskiej kapeli rockowej.

Pierwszy przylot kapeli do USA był nie tylko ogromnym przeżyciem muzycznym, ale także doniosłym wydarzeniem na karcie historii Stanów Zjednoczonych. Śmiało można powiedzieć, że Beatlesi poważnie przetarli szlak dla wielu brytyjskich wykonawców, dla których scena USA była praktycznie nieosiągalna. To głównie dzięki nim wiele grup bluesowych czy rockowych pochodzących z Wielkich Brytanii odbyło swoje pierwsze trasy koncertowe w Stanach Zjednoczonych czy zaczęło się pojawiać na tamtejszych listach przebojów. Zjawisko to, nazwane brytyjską inwazją, rozpoczęło się 7 lutego 1964 roku. Muzycy wylądowali na lotnisku JFK w Nowym Jorku, gdzie zebrało się ponad 10 tysięcy osób. Jak można było się spodziewać, na miejscu za sprawą tłumu, czyli krzyczących, rozhisteryzowanych fanów, mogących zobaczyć pierwszy raz na żywo swoich idoli, rozpętało się prawdziwe szaleństwo. Na tym samym lotnisku odbyła się pierwsza konferencja prasowa zespołu, a media powtarzały wszelkie dowcipne i błyskotliwe uwagi czarującej czwórki.

Na skutek wielkiego zainteresowania wśród amerykańskich słuchaczy, Beatlesami zainteresowała się również jedna z najbardziej wpływowych i znanych gwiazd tamtejszej telewizji - Ed Sullivan. Pierwszy ich występ w tym programie, mający miejsce dwa dni po przylocie do Stanów Zjednoczonych, obejrzało 73 milionów widzów, co stanowiło ok. 1/3 ludności w USA. W tamtych czasach było to niesamowitym wyczynem. Właśnie w tym dniu został pobity rekord oglądalności w historii amerykańskiej telewizji. Oprócz wywiadów chłopaki wykonali także kilka kompozycji ze swojego repertuaru. Do historii przeszedł m.in. moment odczytania przez prowadzącego telegramu gratulacyjnego od samego Elvisa Presley'a. Muzycy wystąpili u Sullivana jeszcze raz w lutym, równe 2 tygodnie później.

Oczywiście ogromnym zainteresowaniem cieszyły się także inne koncerty, z których pierwszy odbył się 11 lutego w waszyngtońskiej arenie Coliseum, zwykle używanej jako miejsce do meczów koszykówki czy organizowania walk bokserskich. Zarówno na ten koncert, jak i dwa następne w Carnegie Hall, wyprzedały się wszystkie bilety. Beatlemania rozprzestrzeniała się w ekspresowym tempie. Był to kluczowy etap wypromowania The Beatles na skalę światową. Ich przyjazd do USA wprowadził do tamtejszego społeczeństwa zbiorowy zachwyt, pozytywną energię i poczucie ekscytacji, tak bardzo potrzebnych po koszmarze w Dallas, gdzie kilka tygodni wcześniej zamordowano prezydenta Johna F. Kennedy'ego. Ameryki prawdopodobnie nie ogarnęło wcześniej muzyczne szaleństwo na taką skalę.

Ów wpływ oraz niebywały potencjał komercyjny drzemiący w The Beatles zauważyła amerykańska wytwórnia filmowa United Artists. Jej przedstawiciele zaproponowali muzykom kontrakt zobowiązujący ich do nakręcenia trzech filmów pod znakiem tej wytwórni. Pierwszy z nich zaczęto kręcić już w 1964 roku. Była to opowieść o jednym dniu z życia Beatlesów (oczywiście nie w dokumentalnej, a fabularyzowanej wersji, co potwierdza m.in. fikcyjna postać dziadka Paula McCartney'a), czyli występ w telewizji, spotkanie z fanami czy ucieczka przed tłumem. Oczywiście, przy okazji ta praktycznie pozbawiona fabuły produkcja stanowiła prezentację kilku najnowszych kawałków zespołu. Prace nad kręceniem "A Hard Day's Night" (w polskim tłumaczeniu - Noc po ciężkim dniu) w reżyserii Richarda Lestera rozpoczęto w marcu, a zakończono w kwietniu. Intrygujący, w oryginale będący grą słów tytuł produkcji zawdzięczamy Ringo, który wymyślił go przypadkowo po całym dniu wyczerpującej pracy, jeszcze w czasach koncertowania w Hamburgu (istnieje pogłoska, że Lennon użył wcześniej tego zwrotu w jednym ze swoich wierszy, jednak sam John zawsze uważał Starra za pomysłodawcę powiedzenia). Z racji na niewielki budżet, który szacuje się na 560 tysięcy dolarów, całość została nakręcona na czarno-białej taśmie.

Film spotkał się z ciepłym przyjęciem, otrzymując bardzo przychylne noty od krytyków i fanów, a także stając się artystycznym oraz kasowym (w tym ponad 12 mln dolarów wydanych w amerykańskich kinach) triumfem. Dotarł nawet do polskich kin pod nazwą "The Beatles". Po latach "A Hard Day's Night" został uznany najlepszym filmem z udziałem Beatlesów. Choć nie wszystkie zawarte w nim pomysły prezentują się zbyt dobrze (np. spoglądający na Ringo Lennon śpiewający w tym czasie "If I Fell"), to po latach dzieło, pełne uroczych i niewymuszenie zabawnych momentów, broni się nadzwyczaj solidnie. Mimo że obraz ten został fabularnie podkoloryzowany, to ma w sobie wiele z autentyczności (przykładowo - ludzie goniący muzyków w pociągu to prawdziwi fani grupy). Okazało się również, że Beatlesi (szczególnie Ringo, przeżywający spośród wszystkich największe perypetie) wypadają naturalnie przed kamerą i są całkiem niezłymi aktorami. Do tego film otrzymał dwie nominacje do Oscara - dla George'a Martina za najlepszą muzykę oraz dla Aluna Owena za najlepsze oryginalne materiały do scenariusza.

Jednocześnie pracowali oni nad wydaniem nowej płyty, nazwanej tak samo jak film i będącej... po części (czyt. w większości) jego soundtrackiem. W związku z filmowym odpowiednikiem "A Hard Day's Night", na wydawnictwie istnieje pewien podział materiału - na stronie A umieszczono siedem nagrań pojawiających się w produkcji Lestera, zaś strona B zawiera sześć kawałków niezwiązanych z filmem. Obie premiery odbyły się Wielkiej Brytanii niemalże równocześnie, w odstępie kilku dni - film wyszedł 6 lipca 1964 roku, a album cztery dni później. Uzyskał on podobnie pozytywne recenzje co film i był z pewnych względów wyjątkowym osiągnięciem. Tym, co zwracało na nim szczególną uwagę był brak coverów oraz wyłącznie autorskie propozycje. Beatlesi już rok wcześniej przetarli szlak w kontekście nie umieszczania większości coverów na płycie kosztem swoich kompozycji, ale tutaj poszli o krok dalej.

Taka zagrywka była ówcześnie precedensem na rynku muzycznym i podkreśla, że duet Lennon/McCartney chciał pokazać się od jak najlepszej strony twórczej. Nie bez znaczenia był fakt najdłuższego wtedy 9-miesięcznego odstępu między tym a poprzednim wydawnictwem. W przypadku napisania większości materiału główny ciężar spadł na Johna, kosztem mniejszego niż zwykle wkładu Paula, który dostarczył zaledwie 3 utwory, choć jedne z najbardziej pamiętnych - "And I Love Her", "Can't Buy Me Love" i "Things We Said Today". Poza tym brał on udział w powstawaniu kilku innych. Po debiucie na "With the Beatles", Harrison tym razem nie brał udziału w tworzeniu, z kolei Starr zaczął podejmować pierwsze próby kompozytorskie dopiero cztery lata później. Przy okazji, "A Hard Day's Night" to jeden z nielicznych albumów, na którym w żadnym nagraniu nie śpiewa Ringo. Czy to dobrze, czy nie - oceńcie sami.

Zapowiedzią premierowych poczynań The Beatles był wydany 20 marca 1964 roku (choć w Stanach Zjednoczonych 4 dni wcześniej) singiel czerpiącego nieco z rock and rolla "Can't Buy Me Love", z kolejną naprawdę chwytliwą melodią. W tamtym czasie co zespół by nie wypuścił, i tak byłoby skazane na komercyjny sukces. 2 kwietnia piosenka osiągnęła 1. miejsce na liście przebojów w Wielkiej Brytanii i utrzymywała się tam przez kolejne trzy tygodnie, a dwa dni później uzyskano podobny wynik w Stanach Zjednoczonych (w tamtym czasie na rynku USA nagrania kapeli zajęły pięć pierwszych miejsc listy Billboard Hot 100 - kolejny rekord pobity przez The Beatles). Przy tym wszystkim, muzycy nie zamierzali marnować ani jednej stworzonej w tamtym czasie kompozycji na niealbumowy singiel, co pokazuje, że w połowie lat 60. płyty długogrające zaczęły stopniowo zyskiwać na wartości kosztem singli.

Wydana dwa tygodnie wcześniej, 26 czerwca 1964 roku, amerykańska wersja longplaya zawierała tylko kompozycje z filmu, plus niefilmowy "I'll Cry Instead" oraz cztery utwory w instrumentalnych aranżacjach George'a Martina ("I Should Have Known Better", "And I Love Her", "Ringo's Theme (This Boy)" i "A Hard Day's Night"). Reszta nagrań z wydania brytyjskiego została rozproszona po innych amerykańskich wydawnictwach - na wydany wcześniej "The Beatles' Second Album" trafił "You Can't Do That", na późniejszym "Something New" umieszczono "Things We Said Today", "Any Time at All" i "When I Get Home", a w przypadku "Beatles '65" był to "I'll Be Back". We wszystkich tych przypadkach uzyskanie 1. miejsca notowań czy multiplatynowej sprzedaży było kwestią formalności (jedynie "Something New" uzyskał 2. miejsce na rzecz utrzymującego się na wyższej lokacie "A Hard Day's Night").

Filmowa część robi na mnie lepsze wrażenie. Niemalże nie mam się tu do czego przyczepić. Już na starcie umieszczono całkiem imponujący utwór tytułowy, z charakterystycznym, umieszczonym na samym początku akordem, uzyskanym dzięki nałożeniu na siebie dźwięków gitary i pianina przez producenta George'a Martina. Ciekawe, że przez lata wiele osób głowiło się nad tym jak go odtworzyć, zaś sam dźwięk należy obecnie do grona najbardziej rozpoznawalnych w historii muzyki popularnej. "A Hard Day's Night" to oczywiście piosenka z głosem Lennona, zaś wokalny udział McCartney'a był możliwy tylko dlatego, że według słów Johna on sam nie potrafił odpowiednio wyciągnąć frazy When I'm home... Kawałek promował album na drugim singlu i, co oczywiste, powtórzył on sukces "Can't Buy Me Love".

Równie dobre wrażenie sprawia melodyjny i śpiewny "I Should Have Known Better" z fajną partią harmonijki. Swoją drogą, był to pierwszy utwór kapeli, w którym wykorzystano 12-strunową gitarę, obsługiwaną przez George'a. Według mnie najpiękniejszy punkt całości stanowi lennonowski "If I Fell" z niezwykle uroczymi harmoniami wokalnymi i czarującą melodią. W swoistej odpowiedzi na "If I Fell" (albo odwrotnie - zależy który powstał pierwszy) McCartney zaprezentował równie ponadczasową balladę "And I Love Her". Patent z gitarą akustyczną i umieszczeniem bongosów pojawił się już wcześniej w przeróbce "Till There Was You" z poprzednika, jednak tutaj został ciekawiej wykorzystany. Spore wrażenie robi wokal autora i ładne solo George'a. Paul napisał pierwszą ze swych miłosnych ballad i już na starcie potwierdził status specjalisty od tworzenia przytulanek.

Umieszczony między nimi "I'm Happy Just to Dance with You" z wokalem Harrisona to też solidny, bujający numer, choć nie robiący tak dobrego wrażenia, jak sąsiednie nagrania. Ze strony filmowej pozostaje jeszcze do przytoczenia "Tell Me Why", i w jego kontekście mógłbym napisać to samo, co w przypadku "I'm Happy Just to Dance with You". Ponoć "Tell Me Why" powstało w ostatniej chwili, by dodać jeszcze więcej utworów do ścieżki dźwiękowej filmu, i może dlatego nie jest tak ceniony jak pozostałe. Zaś we wspomnianym przez mnie niejednokrotnie "Can't Buy Me Love" uwagę może zwrócić fakt, że to jeden z pierwszych przypadków w historii muzyki rozrywkowej, gdzie nagranie nie zaczyna się od zwrotki, lecz refrenu. Takie smaczki dodają kompozycjom The Beatles jeszcze większej wartości.

Strona B nie wypada już tak zajmująco, ale nie warto jej przekreślać. To po prostu beatlesowskie granie na dość stabilnym poziomie. Spośród niej najbardziej wyróżnia się ostatnia kompozycja dostarczona przez McCartney'a, czyli "Things We Said Today" - niezwykle nostalgiczna i niedoceniana, a posiadająca jedną z lepszych zawartych tu melodii, mocno wyróżniającą się zwłaszcza na tej połowie longplaya. Drugim najlepszym utworem jest "I'll Be Back" z całkiem intrygującą linią wokalną Johna i Paula. Pierwotnie miał być nagrany w tempie walca, jednak nietrudno zgadnąć dlaczego zaniechano tego pomysłu. Podejście do takiego nagrania znalazło się na kompilacji "Anthology 1" z 1995 roku, gdzie momentami słychać mocne niedopasowanie warstwy wokalnej do muzyki. Do pozytywów można dołączyć kojarzący się z "It Won't Be Long", intensywny "Any Time at All" oraz melodyjny "When I Got Home". Z kolei takie kawałki, jak "I'll Cry Instead" czy "You Can't Do That", posiadają więcej nijakich melodii, czego nie wynagradza nawet warstwa wokalna. Co nie znaczy, że są fatalne, bliżej im do przeciętniaków.

"A Hard Day's Night" to niewątpliwie świadectwo postępu jakie dokonało się na polu muzycznej twórczości The Beatles, nie tylko ze względu na brak przeróbek (choć to akurat pokazuje muzyków od ambitnej strony twórczej). W tamtym czasie można było od nich oczekiwać wyłącznie dostarczenia kilku krótkich i zgrabnych popowych hitów, i z tego zadania krążek wywiązuje się wręcz wzorowo. Może brak na nim prawdziwie wybitnych momentów, dzięki którym mógłbym go ocenić jeszcze wyżej (choć znakomitych chwil nie brakuje), ale bez wątpienia jest to pozycja warta poznania. Tak więc warto nadrobić ewentualne zaległości i przekonać się, że legendarna czwórka nie odniosła sukcesu przypadkowo.

Moja ocena - 8/10

Lista utworów:
01. A Hard Day's Night (John Lennon, Paul McCartney)
02. I Should Have Known Better (John Lennon, Paul McCartney)
03. If I Fell (John Lennon, Paul McCartney)
04. I'm Happy Just to Dance with You (John Lennon, Paul McCartney)
05. And I Love Her (John Lennon, Paul McCartney)
06. Tell Me Why (John Lennon, Paul McCartney)
07. Can't Buy Me Love (John Lennon, Paul McCartney)
08. Any Time at All (John Lennon, Paul McCartney)
09. I'll Cry Instead (John Lennon, Paul McCartney)
10. Things We Said Today (John Lennon, Paul McCartney)
11. When I Got Home (John Lennon, Paul McCartney)
12. You Can't Do That (John Lennon, Paul McCartney)
13. I'll Be Back (John Lennon, Paul McCartney)

1 komentarz:

  1. Dla mnie najlepsza z początkowego okresu. Prawie każdy utwór to hit. Ilość wokalnych Harmonii i świetnych melodii osiągnęła prawie perfekcyjny poziom, nawet harmonijka nie brzmi irytująco. To fakt że są tutaj dwa słabsze utwory których mogło nie być "I'll Cry Instead" i "You Can't Do That". Ale przy takiej ilości to normalne. A "I'll Be Back" jest po prosty piękny, tak nostalgiczny pięknie zamyka płytę. A twoja recenzja świetna i jaka obszerna, ocena również wysoka ja daje 7/10 jest to ich pierwsza naprawdę hitowa płyta ale 8 zarezerwowałem dla późniejszych dzieł. Jestem jakoś emocjonalnie powiązany z tym zespołem.

    OdpowiedzUsuń