9 kwietnia 2016

Aerosmith - "Get Your Wings" (1974)


Muzycy Aerosmith swoim debiutem weszli w świat rocka z niemałym przytupem, zaś na następnym krążku zaczęli w jeszcze większym stopniu kształtować swoje klasyczne brzmienie. W tym kontekście cenne okazało się nawiązanie współpracy z Jackiem Douglasem, który od czasu "Get Your Wings" wyprodukował dla grupy m.in. cztery albumy studyjne z lat 1974-1977. Douglas pomógł chłopakom wprowadzić ich brzmienie w proces studyjny lat 70., a tym samym umożliwił im dotarcie do mainstreamu. Choć longplay pierwotnie zajmował dużo niższe miejsca na listach przebojów, po latach był kupowany częściej niż debiut, głównie za sprawą sukcesu następnego "Toys in the Attic".

W kontekście przygotowania materiału wciąż decydujące znaczenie miała kreatywność Stevena Tylera, który dostarczył samodzielnie aż cztery kompozycje (choć to i tak mniej imponujący wynik niż na debiucie - tam było ich aż pięć), a trzy inne współtworzył. Gitarzyści Joe Perry i Brad Whitford nadal w podobny sposób podzielili między sobą partie rytmiczne oraz prowadzące, czasem zamieniając między sobą swoje role. Dzięki takim zabiegom Aerosmith porównywano w tym czasie do The Rolling Stones. Choć były to powiązania dość uproszczone - zespół już w tak wczesnym momencie kariery podążał własną, odważną ścieżką. Warto jednak zaznaczyć, że podczas nagrywania "Train Kept A-Rollin'" Perry i Whitford zostali tymczasowo zastąpieni przez Steve'a Huntera i Ricka Wagnera - ówczesnych gitarzystów grupy Alice'a Coopera. Partie Huntera znajdują się też w "Same Old Song and Dance". Do dziś zastanawia mnie to chwilowe zastępstwo.

O sekcji rytmicznej jak zwykle nie można powiedzieć wiele - po prostu odwala standardową, lecz dobrą robotę (największe pole do popisu ma przede wszystkim w rozpędzonym "Train Kept A-Rollin'"). Słychać za to, że zmienił się nieco głos wokalisty, który powoli zaczynał przypominać późnego Tylera. Brzmienie jest zdecydowanie bardziej wypolerowane i mniej surowe niż na debiucie, zaś stylistycznie album stanowi w dużej mierze kontynuację poprzednika. Gdyby nie bardziej zmodyfikowana produkcja, stwierdziłbym, że oba krążki zostały nagrane podczas jednej sesji nagraniowej. Nie znajdziemy tu wielu innowacyjnych rozwiązań czy pomysłów. Choć w otwierającym go "Same Old Song and Dance" dostajemy świetne solo na saksofonie, które pojawia się na moment zamiast tradycyjnej gitarowej solówki (taka również się tu znajduje). Całość opiera się na ostrym, a zarazem melodyjnym riffie Perry'ego. Od razu słychać pewniejszy głos Stevena i ciekawsze linie melodyczne. Podobny poziom prezentuje pulsujący "Lord of the Thighs", opatrzony banalnie prostym, lecz przykuwającym uwagę wstępem perkusyjnym. Swoją drogą, była to ostatnia kompozycja powstała na potrzeby "Get Your Wings".

Następujący po nim "Spaced" to kolejny melodyjny, przebojowy rocker, jednak w odróżnieniu od poprzednich posiadający intrygującą atmosferę, wspomaganą dodatkowo przez klawisze i nietypowy, mroczny wstęp. Dla odmiany, w "Woman of the World" najbliżej do bluesowych klimatów. Mimo że muzycy zwalniają tutaj tempo, to kawałek posiada dynamiczną, ostrą część instrumentalną, gdzie obok efektownych partii gitar pojawia się także harmonijkowy popis Tylera. Warto również zwrócić uwagę na chwytliwy "S.O.S. (Too Bad)", posiadający niezwykle udaną, melodyjną solówkę Whitforda. Był to jeden z pierwszych takich przypadków w twórczości Aerosmith, i już tutaj gitarzysta pokazał, że pod względem techniki gry wcale nie ustępuje Perry'emu, a wręcz go przewyższa. Moim ulubionym, i przy okazji najlepszym, fragmentem longplaya jest nieco nostalgiczna, rzewna ballada "Seasons of Wither", z fantastyczną melodią i cudownym wokalem. Ponadto, znakomicie zestawiono w nim brzmienia akustyczne i elektryczne, pojawiające się dokładnie wtedy kiedy trzeba. To godny następca "Dream On" i prawdziwa perełka w dyskografii Aerosmith. Po prostu trzeba posłuchać.

Zdecydowanie warto wyróżnić też "Train Kept A-Rollin'" - cover z repertuaru Tiny'ego Bradshawa. Numer ten wcześniej został spopularyzowany m.in. przez The Yardbirds, i to na tej wersji opierali się muzycy. Wersja Aerosmith nadaje całości wyraźnie hardrockowego charakteru, przy czym stopniowo się rozkręca i zmierza do dynamicznej, ognistej końcówki. W całym nagraniu słychać fantastyczne solówki Huntera i Wagnera, przebijające znaczną część popisów jakie kiedykolwiek wyszły spod palców gitarzystów Aerosmith. W celu wywołania koncertowej otoczki, w drugiej połowie "Train Kept A-Rollin'" Douglas dodał odgłosy publiczności, pochodzące z o 3 lata starszej koncertówki "The Concert for Bangladesh" George'a Harrisona. Nie wiem czy było to potrzebne, ale nie wyszło najgorzej. To jedno z najbardziej porywających nagrań w historii zespołu. Na tle pozostałych kawałków rozczarowuje jedynie zakończenie albumu pod tytułem "Pandora's Box" - wydaje mi się on zbyt banalny (zwłaszcza, że następuje po "Seasons of Wither") i trochę przydługi. Instrumentalnie też nie ma powodów do uniesień.

Niecałe 40 minut zlatuje niepostrzeżenie. Muzycy zachowali poziom z poprzedniego krążka. Składniki te same, a efekt równie zadowalający. Album swego czasu pokazał, że na scenie muzycznej pojawił się zespół z niemałym potencjałem, coraz bardziej pewny swoich możliwości. To solidny kawał hardrockowej muzyki, z którym warto się zapoznać. A najlepiej zakończyć przesłuchiwanie na "Seasons of Wither", wtedy okaże się, że to świetny longplay.

Moja ocena - 8/10

Lista utworów:
01. Same Old Song and Dance (Joe Perry, Steven Tyler)
02. Lord of the Thighs (Steven Tyler)
03. Spaced (Joe Perry, Steven Tyler)
04. Woman of the World (Darren Solomon, Steven Tyler)
05. S.O.S. (Too Bad) (Steven Tyler)
06. Train Kept A-Rollin' (Tiny Bradshaw, Howard Kay, Lois Mann)
07. Seasons of Wither (Steven Tyler)
08. Pandora's Box (Joey Kramer, Steven Tyler)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz