Wyrzucenie
Ozzy'ego Osbourne'a z Black Sabbath, z powodu narastających kłopotów
wokalisty z narkotykami i alkoholem, było jednym z ważniejszych
wydarzeń muzycznych końcówki lat 70. Wizerunek formacji był
kojarzony nie tylko z posępnymi riffami Tony'ego Iommi, ale przede
wszystkim z charakterystycznym głosem Ozzy'ego. Z perspektywy czasu
okazało się, że było to jednak dobre posunięcie. Zarówno
"Blizzard of Ozz", jak i "Heaven and Hell"
przyniosły ciekawszy materiał niż dwa ostatnie, słabsze niż
wcześniej albumy Sabbathów. Mi osobiście nieco bardziej do gustu
przypadło dzieło Osbourne'a.
Sam
Ozzy nie był pod koniec lat 70. w najlepszej sytuacji życiowej i pogrążał się coraz bardziej w narkotycznych nałogach, z których
wyciągnęła go jego przyszła żona, Sharon. Przy okazji została ona również
menadżerką jego nowej kapeli, pierwotnie nazwanej Blizzard of Ozz. Jednak gdy wydawca postanowił wydać dzieło jako solowy album wokalisty, nazwę zmieniono na na Ozzy Osbourne. Twórczość solowa była bardziej przebojowa i melodyjna
od dokonań Sabbathów, nastawiona na lżejsze melodie, piosenkowość
i przeznaczona dla szerszego kręgu odbiorców rocka. Ozzy również
oderwał się od swojej mechaniczności
wokalnej i zaczął śpiewać w bardziej melodyjnym stylu. I trzeba
przyznać, że w takim wydaniu również
dobrze się odnalazł.
Ozzy
zebrał na swój pierwszy longplay naprawdę dobry skład, m.in.
klawiszowca Dona Airey'a (obecnego członka Deep Purple) czy basistę
Boba Daisley'a, grającego wcześniej m.in. w blackmorowskim Rainbow.
Największą uwagę zwraca jednak nazwisko Randy'ego Rhoadsa -
jednego z najlepszych heavymetalowych wioślarzy wszech czasów,
który choć nie miał długiej kariery, zapisał się złotymi
zgłoskami na kartach historii muzyki. Na "Blizzard of Ozz" zaprezentował w pełni swój kunszt, miał
on również kluczowy skład w powstanie kompozycji na ten krążek.
Dla wielbicieli gitarowych brzmień "Blizzard of Ozz" to prawdziwa
gratka, wręcz trudno nie zachwycić się pomysłami Rhoadsa, a także
jego techniką gry.
Warto odnotować, że w 2002 roku pojawiły się reedycje wielu dotychczasowych płyt Ozzy'ego. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że m.in. na "Blizzard of Ozz" oryginalne partie Daisleya i Kerslake'a zastąpiono całkowicie nowymi partiami ówczesnej sekcji rytmicznej grupy - Roberta Trujillo i Mike'a Bordina. Do dziś nie wiadomo kto stał za tym pomysłem - sam Ozzy czy jego przedsiębiorcza partnerka. Powodem takiego zagrania był konflikt między muzykami - Daisley'owi i Kerslake'owi nie chciano zapłacić należnego wynagrodzenia. W 1986 roku oskarżyli oni Osbourne'a o niezapłacone honoraria, ostatecznie wygrywając dopisanie ich jako współautorów do utworów na pierwsze dwa albumy. Na szczęście, na późniejszym wznowieniu w 2011 roku, z okazji 30-lecia obu krążków, przywrócono oryginalne ścieżki.
Warto odnotować, że w 2002 roku pojawiły się reedycje wielu dotychczasowych płyt Ozzy'ego. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że m.in. na "Blizzard of Ozz" oryginalne partie Daisleya i Kerslake'a zastąpiono całkowicie nowymi partiami ówczesnej sekcji rytmicznej grupy - Roberta Trujillo i Mike'a Bordina. Do dziś nie wiadomo kto stał za tym pomysłem - sam Ozzy czy jego przedsiębiorcza partnerka. Powodem takiego zagrania był konflikt między muzykami - Daisley'owi i Kerslake'owi nie chciano zapłacić należnego wynagrodzenia. W 1986 roku oskarżyli oni Osbourne'a o niezapłacone honoraria, ostatecznie wygrywając dopisanie ich jako współautorów do utworów na pierwsze dwa albumy. Na szczęście, na późniejszym wznowieniu w 2011 roku, z okazji 30-lecia obu krążków, przywrócono oryginalne ścieżki.
Świetne
wrażenie robi już sam początek w postaci mocnego, a przy tym
przebojowego "I Don't Know". Od razu słychać inny,
niesabbathowy styl, sam utwór nie ustępuje znacznie wielu
dokonaniom z przeszłości Ozzy'ego. "Crazy Train" to już
konkretny, energetyczny metalowy hit, oparty na nieśmiertelnym,
rewelacyjnym riffie i posiadający nie mniej ekscytujące popisy
solowe, które do dziś zajmują bardzo wysokie miejsca w
zestawieniach na najlepsze solówki gitarowe. Dla odmiany, "Goodbye
to Romance" to spokojna, nostalgiczna balladka, tekstowo będąca
niejako pożegnaniem Ozzy'ego z jego dawną kapelą. Całkiem
przyjemna, choć zbyt rozwlekła.
Uroczą
miniaturkę "Dee" stworzył sam Rhoades, choć jako
przerywnik sprawdza się ona średnio i nie stanowi dobrego
wprowadzenia do potężnego "Suicide Solution" - nagrania,
które przysporzyło Osbourne'owi problemów prawnych. Oskarżano go
o zamieszczenie w tekście słów zachęcających do popełnienia
samobójstwa, a sam kawałek został uznany za główną przyczynę
odebrania sobie życia przez 14-letniego fana Ozzy'ego, Johna
McColluma, który zrobił to w trakcie jego słuchania. Choć Ozzy
tłumaczył się potem, że tak naprawdę "Suicide Solution" jest
poświęcony pamięci Bona Scotta, pierwszego wokalisty AC/DC.
Kontrowersyjny utwór, który wypada całkiem dobrze od strony muzycznej.
Najlepszy
na krążku "Mr. Crowley" zaczyna się legendarnym
klawiszowym wstępem Airey'a, zaś w dalszej części świetne
wrażenie robi partia wokalna Ozzy'ego, bliższa jego sabbathowej
przeszłości, a także rewelacyjna gra Randy'ego, który po prostu
przechodzi tu samego siebie - na tych solówkach wychowały się całe
tabuny gitarzystów. Po prostu wzorowa robota. "No Bone Movies"
to przyjemny rockowy wymiatacz, w którym po raz pierwszy większą
rolę odgrywa perkusja (w sumie bębniarz Lee Kerslake był jednym z
współautorów tego numeru). W smutnym "Revelation (Mother
Earth)" znalazło się miejsce na kolejne świetne sola Rhoadsa
(ta dynamiczna, ognista końcówka!) i poważne refleksje Ozzy'ego.
Piekielnie dobre wrażenie robi tutaj niesamowity, szalenie klimatyczny popis klawiszowy w środku utworu, coś pięknego.
"Steel Away (the Night)" z fajnie uwypuklonym basem już
nie robi takiego wrażenia, ale sprawdza się jako zakończenie
płytki.
"Blizzard
of Ozz" do dziś robi piorunujące wrażenie. Ogromna w tym
zasługa Randy'ego Rhoadsa, bez niego album zdecydowanie nie byłby
tak dobry. Sekcja rytmiczna gra prosto (chwilami aż za bardzo) i rzadko wysuwa się na
pierwszy plan, co kontrastuje z porywającymi popisami Randy'ego.
Również Osbourne jest w dobrej formie wokalnej i pokazuje, że
nawet bez wsparcia kolegów z Black Sabbath potrafi tworzyć muzykę,
która naprawdę może się podobać. Choć sama produkcja albumu
mogłaby być nieco lepsza. Jednym zdaniem - solowy debiut Księcia
Ciemności to klasyka, którą po prostu trzeba znać. Ten
niesamowity człowiek w 1980 roku podniósł się z dołka i
przypomniał światu, że nadal stać go na wiele. Choć bez odpowiednich współpracowników kariera ta mogłaby nie potoczyć się tak pomyślnie, o czym John Michael Osbourne (jak naprawdę nazywa się Ozzy) nie powinien nigdy zapominać.
Moja ocena - 9/10
Lista utworów:
01. I Don't Know (Bob Daisley, Ozzy Osbourne, Randy Rhoads)
02. Crazy Train (Bob Daisley, Ozzy Osbourne, Randy Rhoads)
03. Goodbye to Romance (Bob Daisley, Ozzy Osbourne, Randy Rhoads)
04. Dee (Randy Rhoads)
05. Suicide Solution (Bob Daisley, Ozzy Osbourne, Randy Rhoads)
06. Mr. Crowley (Bob Daisley, Ozzy Osbourne, Randy Rhoads)
07. No Bone Movies (Bob Daisley, Lee Kerslake, Ozzy Osbourne, Randy Rhoads)
08. Revelation (Mother Earth) (Bob Daisley, Ozzy Osbourne, Randy Rhoads)
09. Steel Away (the Night) (Bob Daisley, Ozzy Osbourne, Randy Rhoads)
02. Crazy Train (Bob Daisley, Ozzy Osbourne, Randy Rhoads)
03. Goodbye to Romance (Bob Daisley, Ozzy Osbourne, Randy Rhoads)
04. Dee (Randy Rhoads)
05. Suicide Solution (Bob Daisley, Ozzy Osbourne, Randy Rhoads)
06. Mr. Crowley (Bob Daisley, Ozzy Osbourne, Randy Rhoads)
07. No Bone Movies (Bob Daisley, Lee Kerslake, Ozzy Osbourne, Randy Rhoads)
08. Revelation (Mother Earth) (Bob Daisley, Ozzy Osbourne, Randy Rhoads)
09. Steel Away (the Night) (Bob Daisley, Ozzy Osbourne, Randy Rhoads)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz