1 maja 2016

Guns N' Roses - "Chinese Democracy" (2008)


Płyta swego czasu bardzo pożądana. Płyta długo wyczekiwana. Płyta-symbol. Płyta będąca wynikiem dążenia do perfekcji. Płyta, o której trudno mówić bez większych emocji - bo te miały miejsce w czasie jej wydania. W połowie pierwszej dekady XXI wieku wydawało się, że "Chinese Democracy" będzie powstawać wiecznie i nigdy nie ujrzy światła dziennego. Album ten powstawał od podstaw przez całe 14 lat. Śmiało można więc powiedzieć, że mógłby w zasłużony sposób znaleźć się w Księdze Rekordów Guinessa w kategorii najdłużej przygotowywane wydawnictwo.

Nagrania do pełnoprawnego następcy "Use Your Illusion" zaczęły się w 1994 roku, ale w tym czasie w zespole działo się gorzej niż źle. Współpraca między muzykami nie należała do udanych, przez co sesje te okazały się nieporozumieniem, a ich efekty wylądowały w koszu. Jedną z tzw. kości niezgody był fakt całkowitego odrzucenia przez Axla demówek z utworami Slasha (w związku z czym gitarzysta wykorzystał ten materiał w 1995 roku na album jego nowej grupy Slash's Snakepit - "It's Five O'Clock Somewhere"). Apodyktyczny i niełatwy charakter Rose'a wziął górę, przez co w drugiej połowie lat 90. z kapeli odeszli muzycy z klasycznego składu - Slash i Duff McKagan, a w ich ślady poszedł Matt Sorum. Ostatnim studyjnym utworem jaki nagrał ten kwintet był cover przeboju The Rolling Stones - "Sympathy for the Devil". Kawałek ten z ówczesnym składem zamiast Gilby'ego Clarka zagrał na gitarze rytmicznej Paul Tobias - przyjaciel Rose'a z dawnych lat. Axl wyrzucił Clarke'a w 1994 roku i na jego miejsce przyjął własnie Tobiasa, który pełnił tę funkcję przez 8 lat.

W okolicach 1997 roku zespół był na skraju rozpadu, ale Axl postanowił się nie poddawać i na miejsca byłych współpracowników zatrudnił nowe osoby. W rezultacie następne 10 lat to cała masa zawirowań i zmian personalnych, którym należałby się osobny artykuł. W powstawaniu "Chinese Democracy" brało udział kilkudziesięciu muzyków (z dawnego składu pozostał tylko klawiszowiec Dizzy Reed), a poszczególne kompozycje nagrywano i dopieszczano produkcyjnie przez kilka(naście) lat. Mimo niecodziennego odstępu czasu, jaki miał miejsce od wydania "Use Your Illusion", hype na nowy album był spory i wielu fanów z niecierpliwością wyczekiwało na premierowe kompozycje, stworzone w dużej mierze przez Rose'a. W końcu mówimy o twórcy takich arcydzieł, jak "Estranged" czy "November Rain"...

Choć niektóre z nich były już prezentowane na koncertach grupy na początku XXI wieku, jak tytułowe "Chinese Democracy", "Madagascar" czy "Street of Dreams" (pod nazwą "The Blues"). Pierwszy całkowicie premierowy utwór Guns N' Roses został wydany w 1999 roku - był to inspirowany rockiem industrialnym "Oh My God", umieszczony na soundtracku do filmu "I stanie się koniec". Można by pomyśleć, że grupa stylistycznie pójdzie właśnie w tym kierunku. Niestety, premiera była dalej przesuwana z roku na rok, co chwilę okraszana zapewnieniami ze strony Axla, że nowy album ukaże się już niebawem. Niby kapela już dawno zniknęła z pierwszych stron gazet, a zainteresowanie nią stopniowo malało, ale ciśnienie oraz presja i tak były duże. W końcu na wydanie longplaya zostały wydane niebotyczne koszty (niemalże 13 mln dolarów), m.in. dlatego, że był on nagrywany w kilkunastu studiach. I ponoć przez te 14 lat napisano tak obszerny materiał, że starczyłoby na zapełnienie dwóch lub trzech płyt. W końcu jednak nadszedł ten długo wyczekiwany dzień - po wielu zmianach, zarówno wśród producentów, jak i członków Guns N' Roses, 21 listopada 2008 roku udało się wreszcie wydać "Chinese Democracy".

Wielu słuchaczy przez lata zastanawiało się jak będzie wyglądać to wydawnictwo. Jak poradzi sobie Axl bez wsparcia reszty starego składu? Bo przecież nie tylko charyzma Rose'a sprawiała, że poprzednie dzieła były tak udane. Tym czymś była m.in. gitarowa sprawność Slasha, a także nieoceniona ręka kompozytorska Izzy'ego Stradlina. Przez skład Guns N' Roses przetoczyli się m.in. tacy gitarzyści, jak Robin Finck, Richard Fortus, Buckethead czy Bumblefoot, ale nikt z nich nie stworzył tak udanej pracy, jak Slash i Stradlin. Na pewno następcy wprowadzają do twórczości Gunsów nowe elementy, wpływy i inspiracje, ale zazwyczaj nie wychodzi z tego nic ekscytującego. Nowi podwładni przypominają raczej narzędzia w rękach Rose'a niż prawdziwy zespół z krwi i kości.

Przez ten czas można było mieć obawy o wokalną formę Axla, zważywszy, że przez kilka lat przechodził poważne problemy z krtanią. Na "Chinese Democracy" stanowczo nie daje sobie rady tak dobrze, jak w przeszłości i nie wchodzi już z taką łatwością na wysokie tony, ale chwilami ma przebłyski tej formy. Z drugiej strony, ten kto od lat krytykował jego możliwości, i tutaj będzie miał niemałe pole do popisu. Z kolei sam materiał jest dość rozstrzelany stylistycznie - czasami muzycy nawiązują do hardrockowego riffowania z "Appetite for Destruction", czasem do ballad z okolicy "Iluzjonów", a w niektórych kawałkach, podobnie jak we wspomnianym wcześniej "Oh My God", można wyłapać inspiracje rockiem industrialnym (najmocniej w "If the World" i "Shackler's Revenge"). W uszy rzuca się też nowoczesna produkcja i aranżacje, które czasem trafiają w punkt, a innym razem wydają się chybione i zbyt radykalne jak na muzykę Guns N' Roses. Zważywszy na okoliczności powstania, trudno podchodzić do takiego wydawnictwa z dystansem i bez sporych oczekiwań.

Jak więc wypada "Chinese Democracy"? Paradoksalnie, to co najlepsze dostajemy na samym początku. Elektroniczny początek utworu tytułowego może budzić pewne wątpliwości, na szczęście po dłuższej chwili wchodzi rockowy riff, nie tak odległy od niektórych fragmentów debiutu. Tylko całość brzmi nowocześniej. Udany początek, dający nadzieje na solidne dzieło. Niewiele gorzej prezentuje się "Shackler's Revenge" z kapitalnym refrenem. Może trochę za dużo tu zbędnego eksperymentowania (m.in. w udziwnionej solówce), niemniej wrażenia pozostają pozytywne. Bardzo dobry poziom utrzymuje chwytliwy "Better", w którym dla odmiany niezwykle dobrze wypadają zwrotki. W sumie "Better" kończy najlepszą część płyty, reszta razi nierównością.

Aczkolwiek nie brak tu ciekawych momentów, na przykład "This I Love" - najładniejsza kompozycja z "Chinese Democracy". Piękna melodia na fortepianie, dopasowana linia wokalna i naprawdę zgrabne solo tworzą jeden z najbardziej pamiętnych momentów krążka. A Axl przypomina, że posiada (albo posiadał 15-20 lat wcześniej) jeden z najbardziej wszechstronnych głosów, znakomicie operując swoimi rejestrami wokalnymi. Podobne rejony zespół bada w "Street of Dreams" czy "There Was a Time", które jednak pozostawiają mieszane odczucia. Szczególnie drugi z nich. Brak im czegoś, co pozwoliłoby do nich powracać. W "Street of Dreams" bardzo dobrze poradził sobie Axl, ale całość w niektórych momentach brzmi jak dużo słabsza kopia "November Rain" (choć z drugiej strony trudno dorównać takiemu arcydziełu). Troszkę lepiej wypada "Sorry" z przyjemnymi zagrywkami gitarowymi i gościnnym występem wokalnym Sebastiana Bacha, znanego z udziału w Skid Row.

Od "Scraped" odrzucają beznadziejne chórki we wstępie, poza tym to ledwie przyzwoity, czadowy numer. W sumie to samo można napisać o "Riad n' the Bedouins". Jednymi z lepszych fragmentów longplaya są: spokojny "If the World" oraz monumentalny "Madagascar", przejmująco zaśpiewany przez Rose'a. Choć w "Madagascar" nie pasują wstawione do niego przeróżne cytaty - patent ten sprawdził się dużo lepiej w słynnym "Civil War". Znalazły się tu również ewidentne średniaki (by nie powiedzieć - małe wpadki) - oprócz "There Was a Time" są to "I.R.S." i "Catcher in the Rye", które przelatują niemal niepostrzeżenie obok słuchacza. Na ich nieobecności album nic by nie stracił, a może i nawet zyskał. Zaś końcowe "Prostitute" jest lekko przekombinowane, ale całkiem miło się go słucha. Gdyby tylko nie był tak rozwodniony...

"Chinese Democracy" pokazuje, że dążenie do perfekcji w tak długim czasie niekoniecznie popłaca. W chwili jego wydania można było przeczytać wiele pozytywnych recenzji (szczególnie na polskich stronach), ale dziś jest raczej odbierany jako niezbyt udany powrót po latach. Jak nietrudno się domyślić, ogromne koszty produkcji albumu się nie zwróciły, nie tylko ze względu na poziom dzieła - wpływ na taki obrót sprawy mógł mieć też fakt, że wokalista zniknął i zaszył się gdzieś przed premierą (czyżby wstydził się tego nad czym pracował tyle lat?). Moim zdaniem lepiej by było, gdyby krążek został wypuszczony pod nazwą zespołu Axl Rose. Myślę, że wtedy wielu słuchaczy patrzyłoby na niego przychylniej.

Bo poza wokalem Rose'a i kilkoma odwołaniami do przeszłości płyta ma niewiele wspólnego z dawną muzyką Guns N' Roses. Można to uznać za krok naprzód, ale niekoniecznie w tym dobrym kierunku. Nie ma co się oszukiwać - zmieniły się czasy i standardy muzyczne. Poza tym, krążek wydaje się lekko niespójny stylistycznie - co wcale nie powinno dziwić. Niektóre pojedyncze kompozycje naprawdę mogą się podobać (w tym pierwsze trzy czy "This I Love"), ale złączone w całość płyty długogrającej sprawiają wrażenie połowicznie udanego eksperymentu. Poza tym, nie ma tu czegoś wybitnego na miarę "Sweet Child O' Mine", "Patience" czy "Civil War". A człowiek wraz ze swoim muzycznym otoczeniem miał 14 lat, by to wszystko ogarnąć i wdrożyć odpowiednie korekty.

Łatwo odczuwa się też brak Slasha i Izzy'ego Stradlina - tacy gitarzyści, jak Buckethead czy Robin Finck, sprawdzili się całkiem nieźle, ale grają w innym, niepasującym do Gunsów stylu. Ogólnie większego powodu do wstydu nie ma i źle się tego nie słucha, jednak po 14 latach nagrywania i dopieszczania materiału należało po nim oczekiwać czegoś doskonałego. Na pewno czegoś lepszego niż to, co dostaliśmy. Nawet jeśli można mówić o kilku naprawdę udanych i trafionych fragmentach, całość nie ma już tego polotu i klasy, co klasyczne dzieła grupy. Czas nagrywania płyty nie przełożył się na jej jakość. Szkoda, że będzie ona pamiętana bardziej z historii jej powstania niż z zaprezentowanej zawartości.

Moja ocena - 6/10

Lista utworów:
01. Chinese Democracy (Josh Freese, Axl Rose)
02. Shackler's Revenge (Buckethead, Caram Costanzo, Bryan Mantia, Axl Rose, Pete Scaturro)
03. Better (Robin Finck, Axl Rose)
04. Street of Dreams (Dizzy Reed, Axl Rose, Tommy Stinson)
05. If the World (Chris Pitman, Axl Rose)
06. There Was a Time (Dizzy Reed, Axl Rose, Paul Tobias)
07. Catcher in the Rye (Axl Rose, Paul Tobias)
08. Scraped (Buckethead, Caram Costanzo, Axl Rose)
09. Riad n' the Bedouins (Axl Rose, Tommy Stinson)
10. Sorry (Buckethead, Bryan Mantia, Axl Rose, Pete Scaturro)
11. I.R.S. (Dizzy Reed, Axl Rose, Paul Tobias)
12. Madagascar (Chris Pitman, Axl Rose)
13. This I Love (Axl Rose)
14. Prostitute (Axl Rose, Paul Tobias)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz