"...And
Justice for All" był wyczerpującym, ale jednak dość udanym
sprawdzianem możliwości zespołu bez Cliffa Burtona w składzie.
Mimo wszystko było w nim słychać lekkie zmęczenie thrashową
stylistyką. Chłopaki zapewne zdawali sobie z tego sprawę, bo na
swoim piątym - i jak się okazało najpopularniejszym - albumie
poszli w zupełnie innym kierunku. W rezultacie opisywana zawartość
jest odwrotnością poprzednika. Podczas gdy na "...And Justice for All" muzycy postanowili w znacznym stopniu pokombinować z utworami, tak tutaj skierowali się ku prostocie.
Dowodzi tego już sama okładka, bardzo oszczędna w środkach - jedynie napis, wąż i czarne tło (graficzne porównania z "Back in Black" AC/DC nasuwają się same). Dzięki temu oprócz standardowej nazwy "Metallica" krążek jest także nazywany "The Black Album" (po polsku - "Czarny album"). W
kontekście prostoty i przebojowości od razu pojawił się zarzut
sprzedania się, komercjalizacji, wcześniej stawiany zespołowi już
od 1984 roku. Tym razem doszło jeszcze oskarżenie o zdradę
thrashowych ideałów. Wielu fanów nie wybaczyło im tej zmiany - na
takiej opinii najbardziej zaważyło stworzenie delikatnej ballady
"Nothing Else Matters". Moim zdaniem jednak to posunięcie
wyszło kapeli na dobre. Nie dość że materiał nie przyniósł im
wstydu, wytrzymał próbę czasu, to okazał się lepszy od lekko
przekombinowanego "...And Justice for All".
Nie bez
znaczenia było także komercyjne powodzenie i i aż 16 milionów
sprzedanych egzemplarzy w USA. Wiadomo, że w Metallice zasłuchiwała się już wtedy ogromna część publiczności i duże powodzenie ich następnego
dzieła było wręcz oczywiste, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że ich
5. studyjny krążek po prostu broni się sam i nie dziwne, że
sprzedał się w tak dużym nakładzie. Słychać, że muzycy są tu lepiej zgrani niż na poprzedniku. Jason Newsted zdążył na dobre zadomowić się w kapeli, a jego instrument brzmi tym razem wyraźnie. Ponadto sam basista ma niekiedy niemałe pole do popisu - m.in. we wstępach do "The God That Failed" i okrutnie niedocenianego, jednego z najciekawszych w zestawie "My Friend of Misery".
Standardowego
producenta Metalliki Flemminga Rasmussena zastąpiono Bobem Rockiem.
Dzięki temu diametralnie słychać różnicę w brzmieniu - bardzo
przestrzennym, wypolerowanym, ale jednak zadziornym. Współpraca z
Rockiem okazała się na tyle owocna, że nie rozstawał się on z
zespołem do czasu wydania płyty "St. Anger". Pokuszę się
o stwierdzenie, że "The Black Album" to najlepiej
wyprodukowany longplay grupy - jakość dźwięku jest doprawdy powalająca. O ile do wielu albumów Metalliki można
mieć pod tym względem zastrzeżenia, tak tutaj trzeba otwarcie powiedzieć: doskonała
robota! Z ciekawostek - po raz pierwszy grupa nie umieściła na krążku studyjnym utworu instrumentalnego (powrócą do tego dopiero na "Death Magnetic", 17 lat później).
"The
Black Album" to dzieło zupełnie inne od poprzednich, nie
odnajdziemy w nim ultraszybkich riffów i gnającej na złamanie
karku sekcji rytmicznej. Mimo to, trzeba przyznać, że kompozytorzy
w wielu miejscach nawiązują do swojej muzycznej przeszłości -
"Sad but True" czy "Old Wolf and Man" po prostu
wgniatają w ziemię swoim ciężarem przy jednoczesnym przebojowym
charakterze. Takich chwytliwych udanych kawałków jest tu zresztą
cała masa - najlepszym przykładem "Holier Than Thou" czy
"The Struggle Within" z początkowymi partiami gitar
kojarzącymi się z tytułowym numerem z "Ride the Lightning"
(poza tym fajnie wpleciono tu wojskowe
bębny). Ciekawie brzmi również "Wherever I May Roam",
nietypowo uzupełniony partią sitaru. Tempo zawrotne, a jednak
wolniejsze, to już nie thrash metal, a rasowe heavy.
Trudno
nie wspomnieć o najsłynniejszych utworach singlowych, gdyż dwa z
nich są wisienką na torcie tego wydawnictwa. Chyba nawet najwięksi
przeciwnicy zespołu muszą przyznać, że riff "Enter Sandman"
to coś wybitnego i ponadczasowego. Utwór do dziś poraża swoim
wykonaniem i pomysłowością (ten nietypowy fragment modlitwy w
środku...). No i "The Unforgiven". Intrygujące,
różnorodne partie gitar, niezapomniana melodia i chyba największy
popis wokalny Jamesa złożyły się na jedną z najznakomitszych
ballad rockowych w dziejach, i nie tylko z obszaru radiowego. To
zupełnie nowa jakość w muzyce Metalliki. Przy tym "Nothing
Else Matters" brzmi jak granie dla grzecznych dziewczynek.
Również zgrabny przebój, ale jednak daleko w tyle za "The
Unforgiven".
Zawsze
nazywam "The Black Album" ostatnim klasycznym i naprawdę
solidnym (a przynajmniej do momentu wydania "Hardwired... to
Self-Destruct") dokonaniem Metalliki - w późniejszych latach
grupa znacząco obniżyła loty. Słychać, że na opisywanym albumie
postawiono na atrakcyjne, wpadające w ucho melodie (kosztem
ultraszybkich temp). Muzycy spróbowali czegoś nowego i opłaciło
się. Tego materiału po prostu chce się słuchać, mimo że są na
nim spadki jakości (np. nieco kiczowaty "Don't Tread on Me").
Chociaż poziom sztandarowych dokonań Metalliki ("Ride the
Lightning" i "Master of Puppets") nie został osiągnięty.
Wydawnictwo
w 1991 roku mogło budzić pewne zastanowienie, szczególnie dla
miłośników thrash metalu, ale dziś wiadomo, że nie był to
wielki krok do tyłu, a wręcz w pewnym sensie rozwój dla zespołu,
który pokazał, że i w takiej prostszej formie jest w stanie
nagrywać interesujące, dość równe kompozycyjnie rzeczy. Jak na
razie.
Moja ocena - 8/10
Lista utworów:
01. Enter Sandman (Kirk Hammett, James Hetfield, Lars Ulrich)
02. Sad but True (James Hetfield, Lars Ulrich)
03. Holier Than Thou (James Hetfield, Lars Ulrich)
04. The Unforgiven (Kirk Hammett, James Hetfield, Lars Ulrich)
05. Wherever I May Roam (James Hetfield, Lars Ulrich)
06. Don't Tread on Me (James Hetfield, Lars Ulrich)
07. Through the Never (Kirk Hammett, James Hetfield, Lars Ulrich)
08. Nothing Else Matters (James Hetfield, Lars Ulrich)
09. Of Wolf and Man (Kirk Hammett, James Hetfield, Lars Ulrich)
10. The God That Failed (James Hetfield, Lars Ulrich)
11. My Friend of Misery (James Hetfield, Jason Newsted, Lars Ulrich)
12. The Struggle Within (James Hetfield, Lars Ulrich)
Moja ocena - 8/10
Lista utworów:
01. Enter Sandman (Kirk Hammett, James Hetfield, Lars Ulrich)
02. Sad but True (James Hetfield, Lars Ulrich)
03. Holier Than Thou (James Hetfield, Lars Ulrich)
04. The Unforgiven (Kirk Hammett, James Hetfield, Lars Ulrich)
05. Wherever I May Roam (James Hetfield, Lars Ulrich)
06. Don't Tread on Me (James Hetfield, Lars Ulrich)
07. Through the Never (Kirk Hammett, James Hetfield, Lars Ulrich)
08. Nothing Else Matters (James Hetfield, Lars Ulrich)
09. Of Wolf and Man (Kirk Hammett, James Hetfield, Lars Ulrich)
10. The God That Failed (James Hetfield, Lars Ulrich)
11. My Friend of Misery (James Hetfield, Jason Newsted, Lars Ulrich)
12. The Struggle Within (James Hetfield, Lars Ulrich)
Na bloga trafiłem przypadkowo, ale będę wpadał częściej :) Zapraszam w wolnej chwili do siebie: totylkostaregranie.blogspot.com
OdpowiedzUsuń8/10 - trzeba nie mieć mózgu, by tej genialnej płycie dać tak niską ocenę. ta płyta to esencja metalu. połączenie ciężaru thrashu i melodyjności heavy metalu. każdy utwór na tej płycie jest majstersztykiem. to jest jeden z klasyków
OdpowiedzUsuń8/10 to nie jest wcale taka niska ocena, jest wiele płyt metalowych, które cenię mniej. A wyższe noty są zarezerwowane dla - moim zdaniem - lepszych płyt, jakimi są np. pierwsze trzy Metallici nagrane z Burtonem. "The Black Album" też jest solidny, ale nie trzyma cały czas rewelacyjnego poziomu.
UsuńJeśli ktoś oczekuje 10/10 dla OCZYWISTYCH dych, to nie szuka się ich opisów na prywatnych blogach. Młode pokolenie na nowo odczytuje klasyki, które kiedyś grzały serca, a dziś, na tle tylu lat nowej muzyki, już nie świecą aż tak jasno, choć oczywiście są wciąż świetne. Popieram to 8/10. Chociaż swoją drogą ocenianie płyt ocenianych we wszystkich możliwych źródłach na wszelkie możliwe sposoby na tego typu blogach, mija się z celem. Po co? Co innego płyty mało znanych na świecie zespołów (np. oceny muzyki polskiej i krajów byłego bloku komunistycznego bardzo sobie cenię, bo trudno znaleźć analizy ich płyt w naszym języku, zarówno w prasie, jak i w Internecie).
UsuńFaktycznie 8/10 to z recenzenta taki fan i znawca metalu jak z koziej d...
UsuńPo za tym...Klasyki się nie ocenia
Tak naprawdę każdą płytę można ocenić, zarówno "klasykę", jak i "nie-klasykę", zarówno za pomocą not, jak i bez pomocy not.
UsuńKlasyk sam w sobie jest klasykiem. Koniec i basta.
OdpowiedzUsuńWszelkie noty czy 8 czy 10 są nie na miejscu. Arcydzieła się nie ocenia, z kolei przekonany jestem, iż autora recenzji nie było na świecie w momencie wydania czarnego albumu.
Arcydzieła się nie ocenia. Koniec i basta.
OdpowiedzUsuńZ kolei wystawianie not świadczy tylko o ubogim doświadczeniu autora z heavy metalem.
Tak z ciekawości co ma koncepcja liczbowego oceniania płyt do doświadczenia? I dlaczego "Czarny album" to arcydzieło? Skoro "arcydzieła się nie ocenia" (czyli nie ocenia się jego poszczególnych elementów, takich jak wykonanie, brzmienie, kompozycje czy spójność) to skąd wiadomo, że jest to arcydzieło? To że "Czarny album" należy do grona arcydzieł nie jest faktem, lecz opinią. Podobnie jak i moja, że nie należy.
UsuńOceniać liczbowo może osoba, która przesłuchała w życiu 10 albumów, może i taka, która przesłuchała ich 10 tysięcy - tyle że opinia tej drugiej osoby będzie niewątpliwie bardziej miarodajna i rzetelna. Taka ocena ma być pomocna dla Czytelnika, by ten wiedział w jakim stopniu recenzent docenia dane dzieło (nie zawsze idealnie wynika to z recenzji, choć staram się, by tak było), a także ma być pomocna dla samego autora, by ten pamiętał do jakich albumów warto wracać. Na pewno są tacy, którzy nie czytają całej recenzji, a chcą zobaczyć tylko samą ocenę (co swoją drogą zostało u mnie ułatwione w dziale "Recenzje", gdzie są podane wszystkie oceny), by na jej podstawie zachęcić albo zniechęcić się do zapoznania się z danym albumem. Jeśli Tobie nie podoba się system liczbowy, to zignoruj te oceny i skup się na zawartości tekstowej.
Dla mnie w przypadku ocen liczy się przede wszystkim przyjemność ze słuchania danego longplaya, czyli aspekty subiektywne, ale jakby uprzeć się na czynniki obiektywne, to nie jest to płyta, która w jakiś sposób rozwija słuchacza czy prezentuje coś nowego w muzyce, co może ją dyskwalifikować do przyznania jej maksymalnej oceny. "Czarny album" to zbiór 12 przebojów, raz bardziej ("The Unforgiven", "My Friend of Misery"), a raz mniej ("Through the Never", "Don't Tread on Me") udanych. Muzycy bardzo dobrze odnaleźli się w tej stylistyce, jednak na tle pierwszych 3 płyt Metallici nie jest to płyta tak wyrafinowana czy zagrana z tak dużą finezją. Na pocieszenie dodam, że ta ósemka jest zdecydowanie bliżej 9-tki niż 7-ki.
Autora faktycznie nie było na świecie w momencie wydania "Czarnego albumu", ale wiek nie ma tu nic do rzeczy. Z pewnością istnieją osoby, które dopiero wkroczyły w wiek dorosły a mają przesłuchane więcej płyt niż 30 czy 40 lat od nich starsi ludzie, którzy w ogóle nie interesują się muzyką (a jeśli sądzi się, że wyłącznie starsza osoba potrafi ocenić coś lepiej od młodszej, to strasznie ograniczone myślenie). Ważne też czego się słucha - słuchając tylko samego metalu ma się bardzo ograniczoną perspektywę, i wtedy rzeczywiście taki "Czarny album" może uchodzić za coś wybitnego. Jednak gdy nie zamyka się tylko w jednej stylistyce i coraz bardziej szuka się ciekawych rzeczy w innych gatunkach (jak blues, jazz, rock psychodeliczny czy progresywny), to na takich płytach jak opisywana powyżej można odnaleźć pewne wady, które nie dają sposobności, by wystawić im maksymalnej oceny.
Zaś co do mojego doświadczenia z heavy metalem i muzyką w ogóle, to możesz sprawdzić ocenione przeze mnie płyty na moim profilu na Rate Your Music. Link znajduje się w dziale "Ogłoszenia", jednak dla ułatwienia podam odnośnik z ocenionymi przeze mnie krążkami z gatunku "heavy metal" - https://rateyourmusic.com/collection/Rosa2207/strm_h/heavy+metal/1 Wg RYM jest ich ponad 250 (choć nie zawsze albumy są tam właściwie sklasyfikowane pod względem gatunku, więc kilka może wylecieć). Nie jest to jakaś ogromna ilość, ale też niemała, więc posiadam jakąś tam perspektywę w porównaniu do innych tego typu dzieł, i od wielu z nich oceniam go dużo wyżej.
Podsumowując - jako że każdy ma prawo do własnej opinii, możesz oczywiście uważać "Czarny album" za arcydzieło, ale nie narzucaj innym swojego toku myślenia w kontekście oceniania czy koncepcji prowadzenia strony.
No wlasnie.
UsuńNie narzucaj komus sposobu myslenia i interpretowania danej plyty wystawianiem not.
Klasyki i arcydziela w danym nurcie muzycznym- raz jeszcze to powtorze i powtarzal bede.
Wiesz, to Ty pierwszy przyczepiłeś się do mnie o interpretację danej płyty przez wystawianie not. Jeśli nie chcesz, to nie musisz ich wystawiać, bo nikt Ci nie każe, jednak to mój blog i prowadzę go w taki sposób, że wystawiam, bo to pomocne zarówno dla mnie, jak i Czytelników. Nie widzę problemu.
UsuńTylko Ty tak uwazasz , ze pomocne dla innych.
OdpowiedzUsuńFakt. Twój blog, Twoje zabawki. To nic, że album uzyskał staus platynowej tylko w samych Stanach, to nic,że album sklasyfikowany został na 252 pozycji top 500 albumów wszechczasów...no cóż.
Typowy bloger i nic po za tym mający za cel przykuć większą rzeszę czytelników - wszakze na tym rzecz polega.
Na całe szczęście istnieją takie stronki jak rockmetal.pl
Radzę więc pozostać na tego typu stronach, gdzie "klasyczne" płyty są w zdecydowanej większości oceniane na 9 albo 10. Choć i tam recenzenci wystawiają oceny liczbowo, a z taką koncepcją jak widać masz spory problem. Z kolei popularność danego dzieła i miejsce w różnych rankingach czasem nie świadczy o artystycznym poziomie (czyt. wybitności) danego dzieła.
Usuń@He76
UsuńWidzę, że musisz być jakimś zaślepionym maniakiem Metalliki, skoro z takim przekonaniem piszesz, że takiego arcydzieła jak "Black Album" nie powinno się oceniać, bo arcydziełem jest i kropka. To podobnie jak stwierdzenie, że Słowacki wielkim poetą był, bo tak i chuj! Absolutnie nie podawajmy żadnych argumentów działających na korzyść "Black Albumu", po prostu napiszmy, że to jest arcydzieło i nic więcej nie trzeba dodawać!
Jak ja nienawidzę takiego sposobu myślenia, że jak coś powszechnie jest uznawane i uwielbiane przez WIELKICH MUZYCZNYCH DZIENNIKARZY albo w ogóle ogół ludzi, to znaczy, że z automatu musi być zajebiste i wielkie. Jak chcesz, to nadal nie używaj samodzielnego myślenia i pozwalaj na to, by myślano za Ciebie :) :) :)
A co do sprzedaży płyt, Justin Bieber również sprzedał miliony albumów. To znaczy, że jest wielkim artystą? I wszelkie rankingi najlepszych płyt również są co najmniej częściowo podyktowane wszelką popularnością, m.in. właśnie wynikami sprzedaży lub jakimś innym czynnikiem. Chyba mi nie wmówisz, że takie "Red" od Taylor Swift zasługuje na miano jednego ze 100 najlepszych albumów wszechczasów?