Joan
Jett to jedna z najbardziej rozpoznawalnych i uznanych amerykańskich wokalistek rockowych. W 1975 roku założyła ona żeńską grupę The
Runaways, z której odeszła 4 lata później - niedługo po tym
zdarzeniu nastąpiło rozwiązanie tej kapeli. Powodem były
rozbieżności pań co do kierunku, w jakim chciały popchnąć The
Runaways - Joan chciała tworzyć rzeczy w stylu wygładzonego
rocka, zaś reszta (zwłaszcza gitarzystka Lita Ford) kierowała się
ku bardziej metalowym brzmieniom. Wokalistka założyła więc solową
grupę (gdzie była już jedyną kobietą w składzie), na początku nazwaną po prostu Joan Jett, gdzie mogła grać taką muzykę, jaka jej najbardziej odpowiadała. Debiutancki album ukazał się w 1980
roku, a już rok później wydano go ponownie, ze zmienioną okładką w kilku późniejszych wydaniach i tytułem "Bad Reputation".
Setlista pozostała jednak taka sama.
Przyznam,
że nie przepadam za tym wydawnictwem. Nie podoba mi się kierunek, jaki
obrała Joan. Trudno w tym momencie uniknąć jakichkolwiek porównań. Twórczość The Runaways może nie powalała
oryginalnością, ale była naprawdę przyjemna w odbiorze.
Dziewczynom udało się tworzyć naprawdę zgrabne melodie, zaś same
płyty miały odpowiednio ciężkie brzmienie (zwłaszcza "Waitin'
for the Night"). Za to na opisywanym solowym debiucie w
większości dominuje bardzo wygładzona, banalna odmiana rocka. Inna sprawa, że Jett nie wie do końca, co chce grać i próbuje swoich sił w czym popadnie - w niektórych przypadkach zbliża się do punk rocka (m.in. w utworze tytułowym, opartym w większości na dwóch powerchordach) czy glam rocka (szczególnie w przeróbkach "Do You Wanna Touch Me (Oh Yeah)" i "Doing Alright with the Boys" z repertuaru Gary'ego Glittera), innym razem dostajemy czysty rock and roll (m.in. w "Shout"), a jeszcze w innym przypadku słychać hardrockowe, choć wygładzone brzmieniowo, czadowanie (jak w "Don't Abuse Me"). Nie działa to na korzyść w kontekście spójności dzieła.
Co nie
oznacza, że brakuje naprawdę przyzwoitych fragmentów. Do takich zdecydowanie można zaliczyć najlepszy na płycie "Don't Abuse Me" z przyjemną i
chwytliwą, a przy tym niebanalną melodią i nieco cięższym niż w
reszcie płyty brzmieniem. To jedyny utwór pochodzący jeszcze z czasów The Runaways i pewnie dlatego prezentuje najlepszy poziom z zestawu. Według mnie "Don't Abuse Me" spokojnie mógłby trafić na którą z płyt tej kapeli i byłby jej ozdobą. Całkiem nieźle wypadł też cover "You
Don't Own Me" (pierwotnie wykonywany przez Lesley Gore), który
stał się z czasem jednym z sztandarowych utworów Joan i był
chętnie wykonywany na koncertach - refren ten świetnie nadaje
się do śpiewania z publicznością. Warto nadmienić, że właśnie w tych dwóch kompozycjach gościnnie zagrali członkowie byłego Sex Pistols - gitarzysta Steve Jones i perkusista Paul Cook. Covery "Do You Wanna Touch Me (Oh Yeah)" i
"Doing Alright with the Boys" również mają chóralne
refreny, ale jako całość są one bardzo bezbarwne, sztampowe i w dodatku kiepsko zagrane. W kategorii przeróbek trochę tylko lepiej wypadły "Too Bad on Your Birthday" i "Wolly Bolly", choć i tak nie do końca zadowalająco, głównie poprzez niezbyt dobre, zachowawcze wykonanie.
Na
samym początku dostajemy banalny "Bad Reputation". Co prawda, nie można odmówić mu
energii, jednak mimo że trwa niecałe 3 minuty, to jest dość nudny
i niewiele się w nim dzieje, dzięki ciągłemu powtarzaniu tej
samej zwrotki. Mimo że toleruję taki układ kompozycji w wielu kawałkach punkrockowych, tutaj trudniej mi to przełknąć, szczególnie przez dodanie badziewnych chórków, towarzyszących wokalowi Jett, za które odpowiadają inni członkowie zespołu. Mimo wszystko, "Bad Reputation" stał się jednym z największych przebojów wokalistki, przez co jest grany na każdym z jej występów. A przecież już na tym albumie można wyłapać więcej ciekawych propozycji. Poza "Don't Abuse Me" i "You Don't Own Me" można także wyróżnić przebojowe "Make Believe" i "You Don't
Know What You've Got", jedne z najbardziej strawnych i przyjemnych utworów na płycie. Do lepszych propozycji należą również
autorskie "Jezebel" i "Let Me Go", które są zaledwie poprawne. Pozostała część krążka sprawia bardzo mieszane
wrażenia (przykładowo
- do typowo rock'n'rollowego "Shout" kompletnie nie pasuje
nagłe zwolnienie z udziałem saksofonu). W ogólnym rozrachunku, wychodzi na to, że utwory
stworzone przez Jett i jej współpracowników wypadły trochę
lepiej od przeróbek.
Album
"Joan Jett" jest często oceniany przez słuchaczy wyżej niż krążki The Runaways. Ciężko mi to zrozumieć, gdyż moim zdaniem w
porównaniu do twórczości tego zespołu jest to spory krok do tyłu.
Sytuację pogarsza fakt, że około połowa kawałków to covery, w dodatku nie najlepiej zagrane (może oprócz "You Don't Own Me").
Dodatkowo, niemalże brakuje tu solówek, a gdy się pojawiają i tak
nie są zbyt porywające (w odróżnieniu od popisów Lity Ford z
okresu The Runaways). Wykonanie jest bardzo przeciętne (momentami wręcz słabe), brzmienie płaskie i wygładzone, a i same
kompozycje w większości nie powalają. O dziwo, w większości słucha się tego całkiem
przyjemnie, jednak zdecydowanie nie ma się czym zachwycać. Te lepsze momenty, zwłaszcza autorskie, w wystarczający sposób podnoszą moją ocenę na 5-tkę.
Moja ocena - 5/10
Lista utworów:
01. Bad Reputation (Ritchie Cordell, Joan Jett, Marty Joe Kupersmith, Kenny Laguna)
02. Make Believe (Bo Gentry, Joey Levine)
03. You Don't Know What You've Got (Ritchie Cordell, Joan Jett, Kenny Laguna)
04. You Don't Own Me (John Madara, David White)
05. Too Bad on Your Birthday (Charlie Karp, Arthur Resnick)
06. Do You Wanna Touch Me (Oh Yeah) (Gary Glitter, Mike Leander)
07. Let Me Go (Ritchie Cordell, Joan Jett, Kenny Laguna)
09. Shout (O'Kelly Isley, Ronald Isley, Rudolph Isley)
10. Jezebel (Joan Jett, Kenny Laguna)
11. Don't Abuse Me (Joan Jett)
12. Wooly Bully (Domingo Samudio)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz