W
drugiej połowie lat 70. istniały tak mało znane i niszowe zespoły
rockowe, jak Coast czy Sob, które nie wydały w swojej krótkiej
karierze ani jednego wydawnictwa. Jednak w 1976 roku z połączenia
wysiłków muzyków tych dwóch grup (wokalista Biff Byford i
gitarzysta Paul Quinn z Coast podjęli współpracę z gitarzystą
Grahamem Oliverem, basistą Stevem Dawsonem oraz perkusistą Johnem Walkerem z Sob) powstał dużo bardziej znany zespół, istniejący do dziś i cieszący się niemałym zainteresowaniem wśród miłośników heavy metalu.
Ich
kapela pierwotnie nosiła kontrowersyjną nazwę Son of a Bitch, lecz po
dwóch latach i zmianie perkusisty na Pete'a Gilla, muzycy
postanowili zmienić ją na Saxon. W tym czasie wiele koncertowali
i grali przeróbki znanych formacji, a w międzyczasie pisali również
własny materiał, od początku będący jedną z pierwszych prób
grania typowo heavymetalowej muzyki. Saxon dołączył więc do
obszaru inspirowanej muzyką hardrockową Nowej Fali Brytyjskiego
Heavy Metalu, odcinającej się w znaczącym stopniu od popularności
i twórczości punk rocka.
Ostatecznie
w 1979 roku chłopakom udało się podpisać kontrakt płytowy.
Nagrań dokonano w pierwszych trzech miesiącach tego samego roku w
londyńskim Livingston Recording Studios, zaś wydany przez francuską
wytwórnię Carrere longplay był gotowy do sprzedaży już 21 maja.
Mimo narastającego boomu na NWOBHM, album praktycznie przeszedł
bez echa, nie zajmując żadnych lokat na listach przebojów. Wielu
fanów do dziś uważa go za niespecjalne początki kariery zespołu.
I trudno się temu dziwić - kompozycje są w większości niezbyt
ciekawe, brzmienie płaskie, a umiejętności muzyków jeszcze nie do
końca zachwycające. Z perspektywy czasu można stwierdzić, że
krążek nagrano zbyt szybko - nad całością można było dłużej
posiedzieć, bardziej dopracować i przede wszystkim stworzyć lepsze
utwory.
Debiut
Saxon stał się jedną z pierwszych płyt NWOBHM, a sama grupa jedną
z najbardziej rozpoznawalnych w tym obszarze (nastąpiło to dzięki o 9 miesięcy młodszej płycie "Wheels of Steel"). Choć swój sukces i
dzisiejszą renomę wyrobiła sobie dzięki godnej uznania
wytrwałości, a także regularnemu wypuszczaniu płyt (największy
odstęp czasowy to 3 lata). Do dziś wydała 22 albumy studyjne i choć
wiele z nich było udanych, to członkowie Saxon nigdy nie nagrali
dzieła na miarę największych dokonań Iron Maiden, Diamond Head
czy Def Leppard (choć w przypadku dwóch ostatnich można mówić
tylko o pojedynczych przypadkach). Także debiut nie należy do
największych osiągnięć Saxon.
Mimo że
"Rainbow Theme" i "Frozen Rainbow" (tak naprawdę
jedna kompozycja, bezsensownie rozbita w opisie okładki na dwie) to
absolutnie rewelacyjne otwarcie. Bliżej mu do klasycznej rockowej
ballady niż heavy metalu. Pojawia się w nim wiele kapitalnych motywów
czy powalająca solówka gitarowa, a nie można też zapomnieć o
pełnej pasji partii wokalnej Byforda. Tym jednym utworem twórcy
pokazali, że drzemią w nich niemałe możliwości wykonawcze i
kompozytorskie. A sam kawałek jest o tyle unikalny i niesamowity, że
muzycy nigdy potem nie nagrali niczego podobnego. Przyznam jednak, że
"Rainbow Theme/Frozen Rainbow" bardziej pasowałby na
zakończenie płyty, jako wielki finał. Z drugiej strony, kawałek
sprytnie umieszczono na początku płyty, gdyż tak dobre otwarcie
obiecuje wysokiej klasy dzieło. Gdyby całość zaczęła się od
"Big Teaser" i "Judgement Day", nie każdy miałby
ochotę dotrwać do końca.
Niestety,
reszta, bliższa heavy metalowi, raczej nie zachwyca. Stanowi wręcz
pokaz jak nie grać tego typu muzyki. Utwory często są nieskładne
i nieporadne, brak w nich jakichś ciekawszych melodii i pomysłów.
"Big Teaser" ma niby całkiem chwytliwy refren, ale reszta
nie przekonuje, w tym niezbyt udana partia wokalna, której brakuje
polotu. W "Judgement Day" niby lepiej prezentuje się
wokal, ale sam numer wypada chaotycznie. Twórcy przerzucając się
w przeróżnych motywach starają się być bardziej progresywni, ale
im to nie wychodzi. Zupełnie niepotrzebnym zabiegiem okazało się
kompletnie niepasujące do reszty zwolnienie w pierwszej połowie
kawałka.
Tymczasem
"Stallions of the Highway" okazuje się dość nijaki, mimo że bliżej mu do oblicza Saxon z lat 80.
Mimo to, najmniej interesujących rzeczy odnajdziemy w kiepskim
"Backs to the Wall". "Still Fit to Boogie" to dla
odmiany - i zgodnie z tytułem - dużo ostrzejsze boogie. Na tle
trzech poprzednich kawałków prezentuje się całkiem przyzwoicie i
wprowadza nieco większą ilość energii. Za to rozpoczęty
marszowym wstępem "Militia Guard" posiada jedną z
najlepszych tutejszych partii Billa, śpiewającego w bardziej
melodyjny sposób. Całkiem dobrą robotę odwalają też gitarzyści.
"Militia Guard" również nie stanowi niczego specjalnego i
także razi dużą chaotycznością, ale przynajmniej nie odrzuca.
Pierwsze
dzieło Saxon nie przedstawia jeszcze pełnego potencjału muzyków i
można w jego kontekście mówić o wielu wpadkach, ale ostatecznie
nie prezentuje się tragicznie. Choć gdyby nie obecność "Rainbow
Theme/Frozen Rainbow", jego zawartość nie zasługiwałaby na
większą ocenę niż 4. Ten wspaniały początek może więc okazać
się wystarczającą zachętą do przesłuchania całości. Reszta
nie dorasta mu do pięt i ewentualnie można ją sobie darować.
Całość trwa jednak niecałe 29 minut, dzięki czemu nie męczy w
aż tak dużym stopniu. Mimo to, dopiero parę kolejnych płyt sprawiło,
że muzycy dołączyli do panteonu NWOBHM i pokazało, że stać ich
naprawdę na wiele.
Moja ocena - 5/10
Lista utworów:
01. Rainbow Theme (Biff Byford, Steve Dawson, Pete Gill, Graham Oliver, Paul Quinn)
02. Frozen Rainbow (Biff Byford, Steve Dawson, Pete Gill, Graham Oliver, Paul Quinn)
03. Big Teaser (Biff Byford, Steve Dawson, Pete Gill, Graham Oliver, Paul Quinn)
04. Judgement Day (Biff Byford, Steve Dawson, Pete Gill, Graham Oliver, Paul Quinn)
05. Stallions of the Highway (Biff Byford, Steve Dawson, Pete Gill, Graham Oliver, Paul Quinn)
06. Backs to the Wall (Biff Byford, Steve Dawson, Pete Gill, Graham Oliver, Paul Quinn)
07. Still Fit to Boogie (Biff Byford, Steve Dawson, Pete Gill, Graham Oliver, Paul Quinn)
08. Militia Guard (Biff Byford, Steve Dawson, Pete Gill, Graham Oliver, Paul Quinn)
Moim ulubionym kawałkiem z tego albumu jest właśnie "Milita Gurad"- ogólnie jeden z ich ambitniejszych kawałków.
OdpowiedzUsuń"Militia Guard" to i tak jeden z fajniejszych kawałków z debiutu. Gdyby tylko był lepiej przemyślany, byłoby naprawdę dobrze.
Usuń