21 lipca 2017

Iron Maiden - "A Real Live One" (1993)


Rok 1992 był dla zespołu pasmem sukcesów, ale mimo wszystko nie był to łatwy moment dla ich dalszej kariery. Już w czasie nagrywania "Fear of the Dark" Bruce Dickinson myślał o opuszczeniu Iron Maiden. Swoją decyzję ogłosił kolegom dopiero podczas trasy koncertowej promującej krążek. Został jednak przekonany, by dokończyć trasę wraz z resztą. Nie ulega wątpliwości, że wokalista kompletnie nie przykładał się wtedy do występów, ponieważ nie chciał w tym czasie grać już takiej muzyki. Inni muzycy, dodatkowo martwiący się o przyszłość kapeli, także nie czuli się komfortowo w tej sytuacji.

Tournée przebiegło więc w fatalnej atmosferze, a po jego zakończeniu Dickinson opuścił otoczenie Iron Maiden. Mimo niemałych problemów w otoczeniu zespołu, które właśnie przytoczyłem, to właśnie z tej trasy w 1993 roku wydano aż trzy albumy koncertowe. Być może chciano pozostawić fanom pamiątkę po udziale Bruce'a albo zrekompensować publiczności 8-letnią przerwę w tego typu wydawnictwach. Ale w takim razie czemu nie sięgnięto do jakichś archiwalnych nagrań, zamiast wypuszczać wymęczone wokalnie występy, a w dodatku nie z taką energią, jak jeszcze kilka lat wcześniej? Chyba, że celem ich wydania było pokazanie słuchaczom, że w grupie panuje spory kryzys. I to aż trzykrotnie.

Można tak gdybać w nieskończoność, ale ważniejsze od okoliczności powstania jest to, co znalazło się na tych wydawnictwach. Trasa z lat 1992-1993 została udokumentowana krążkami o tytułach "A Real Live One", "A Real Dead One" oraz "Live at Donington". Pięć lat później, z okazji reedycji wszystkich oficjalnych wydawnictw Żelaznej Dziewicy, pierwsze dwie wspomniane koncertówki wznowiono razem pod tytułem "A Real Live/Dead One". I nie ma się co dziwić, ponieważ na obu albumach istnieje wyraźny i klarowny podział repertuaru - na pierwszym z nich pojawił się materiał z lat 1986-1992 (czyli obejmujący cały okres po wydaniu poprzedniego "Live After Death"), zaś na drugim wracają do pierwszej połowy lat 80., w znacznym stopniu powielając wcześniejszą koncertówkę.

Na "A Real Dead One" znalazły się nagrania zarejestrowane w trakcie europejskich koncertów grupy w sierpniu i wrześniu 1992 roku. Pod względem doboru repertuaru nacisk został położony na longplay "Fear of the Dark", reprezentowany pięcioma utworami. Była to mądra decyzja, ponieważ to właśnie ten krążek muzycy ówcześnie promowali. A w dodatku są to te ciekawsze pozycje z tej płyty. Bo kto chciałby słuchać - nawet na żywo - miałkich "The Apparition" czy "Chains of Misery"? O dziwo, w tym czasie grupa wykonywała jeszcze materiał z longplaya "No Prayer for the Dying", który - podobnie jak w przypadku "Killers" w poprzednich latach - wraz z kolejnymi latami był coraz bardziej ignorowany.

Szkoda, że większość tych nagrań położył właśnie Dickinson, śpiewający w niezwykle wymuszony sposób, jakby zaraz miał usnąć czy nagle przerwać koncert i iść do domu. Do problemów należy również niezbyt dobra produkcja. "A Real Dead One" był pierwszym od ponad dekady wydawnictwem, w którym nie maczał palców producent Martin Birch. I to słychać. Zadanie to przejął Steve Harris, który najwidoczniej nie do końca zna się na nagrywaniu muzyki koncertowej. Całość brzmi dość płasko, a czasem wręcz niezbyt wyraźnie (choć klekoczący bas Harrisa nadal często przebija się pośród innych instrumentów). Da się odczuć pewne poczucie otoczki koncertowej, ale to trochę za mało. Często wykonania te brzmią jak wersje studyjne, tylko gorsze od podstawowych. Pochwalić można za to kilka smaczków, jak przemowa Dickinsona przed "Wasting Love" w języku francuskim. Trzeba podkreślić, że zadziwiająco płynna.

Do repertuaru nie można się zbytnio przyczepić. Cieszy fakt, że kapela gra tu kawałki, które przestali wykonywać po zakończeniu tej trasy, jak np. "Tailgunner" czy "From Here to Eternity". Dzięki temu słuchacze mają płytowy dostęp do ich koncertowych wersji, mimo że w nie do końca profesjonalnej produkcji. Choć niektóre (jak "Bring Your Daughter... to the Slaughter") pojawiały się czasem w późniejszych latach, ale tylko sporadycznie. Szkoda też, że na trasie nie grano lepszego utworu z "Somewhere in Time" niż "Heaven Can Wait". Lubię go, ale wolałbym np. "Wasted Years". A zamiast wesołego "Can I Play with Madness" dużo lepszy byłby równie lekki, ale znośniejszy "Holy Smoke". O dziwo, "Heaven Can Wait" należy do tych lepszych wykonań na płycie. Było także pierwszym, z jakim miałem styczność w przypadku tego numeru.

Z moich obserwacji wynika również, że kompozycje z okresu 1986-1992 nie były szczególnie przywracane w wielu późniejszych trasach koncertowych (są oczywiście wyjątki), szczególnie po powrocie Bruce'a do składu. Tylko niektóre kawałki z tych lat przetrwały na stałe w setliście. Dlatego szkoda też, że takie "From Here to Eternity" czy "The Evil That Men Do" nie wypadły tu po prostu lepiej. Z całego zestawu najmniej przypadł mi do gustu "Can I Play with Madness", za którym i tak nigdy nie przepadałem. A naprawdę dobry w tym wydaniu "Afraid to Shoot Strangers" został niejako położony przez partię wokalną. Generalnie przez cały czas jest całkiem nieźle, ale na pewno mogłoby być lepiej. Szczególnie, że grają to wszystko uzdolnieni przecież muzycy. Choć jeśli weźmiemy pod uwagę okres i warunki nagrywania, to może i faktycznie nie mogło...

Istnieje jednak jeden wyjątek od reguły. Brawurowa wersja "Fear of the Dark" prezentuje wybitny poziom. Nie tylko instrumentaliści przypominają, że są specjalistami w swoim fachu, to jeszcze Dickinson wspina się na wyżyny swoich umiejętności. Czyli jednak dało się wtedy zaśpiewać z pełnym zaangażowaniem? Słucha się tego z zapartym tchem, nie gorzej od studyjnego pierwowzoru. Gdyby zamieszczono tu więcej takich wykonań, koncertówka ta stanowiłaby godne pożegnanie wokalisty z Iron Maiden. A może raczej pożegnanie. "Fear of the Dark" słusznie wybrano na singiel reklamujący całość.

"A Real Dead One" na pewno nie jest całkowicie bezwartościowy, ale mimo wielu udanych momentów ciężko mi go uznać za kompletnie udany. Setlista pozostawia naprawdę dobre wrażenie (szczególnie, że do niektórych z tych kawałków później niechętnie już wracano), ale jej realizacja często nie stoi na tak dobrym poziomie, jakiego oczekiwałbym od muzyków Iron Maiden. Największą bolączką są partie wokalne. Z drugiej strony, znajduje się tutaj prawdopodobnie najlepsze wykonanie "Fear of the Dark", dla którego można nabyć ten krążek. Jego jedyna lekka przewaga nad bliźniaczo zatytułowanym "A Real Dead One" wyraża się w tym, że zawarto w nim mniej ogranych przez grupę kompozycji. Z perspektywy czasu można go uznać za całkiem niezłą ciekawostkę, pokazującą jak wielki kryzys dopadł w tym czasie Żelazną Dziewicę.

Moja ocena - 7/10

Lista utworów:
01. Be Quick or Be Dead (Bruce Dickinson, Janick Gers)
02. From Here to Eternity (Steve Harris)
03. Can I Play with Madness (Bruce Dickinson, Steve Harris, Adrian Smith)
04. Wasting Love (Bruce Dickinson, Janick Gers)
05. Tailgunner (Bruce Dickinson, Steve Harris)
06. The Evil That Men Do (Bruce Dickinson, Steve Harris, Adrian Smith)
07. Afraid to Shoot Strangers (Steve Harris)
08. Bring Your Daughter... to the Slaughter (Bruce Dickinson)
09. Heaven Can Wait (Steve Harris)
10. The Clairvoyant (Steve Harris)
11. Fear of the Dark (Steve Harris)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz