Rok
1992 był dla zespołu pasmem sukcesów, ale mimo wszystko nie był
to łatwy moment dla ich dalszej kariery. Już w czasie nagrywania
"Fear of the Dark" Bruce Dickinson myślał o opuszczeniu
Iron Maiden. Swoją decyzję ogłosił kolegom dopiero podczas trasy
koncertowej promującej krążek. Został jednak przekonany, by dokończyć
trasę wraz z resztą. Nie ulega wątpliwości, że wokalista
kompletnie nie przykładał się wtedy do występów, ponieważ nie
chciał w tym czasie grać już takiej muzyki. Inni muzycy, dodatkowo martwiący się o przyszłość
kapeli, także nie czuli się komfortowo w tej sytuacji.
Tournée
przebiegło więc w fatalnej atmosferze, a po jego zakończeniu
Dickinson opuścił otoczenie Iron Maiden. Mimo niemałych problemów
w otoczeniu zespołu, które właśnie przytoczyłem, to właśnie z
tej trasy w 1993 roku wydano aż trzy albumy koncertowe. Być może
chciano pozostawić fanom pamiątkę po udziale Bruce'a albo
zrekompensować publiczności 8-letnią przerwę w tego typu
wydawnictwach. Ale w takim razie czemu nie sięgnięto do jakichś
archiwalnych nagrań, zamiast wypuszczać wymęczone wokalnie
występy, a w dodatku nie z taką energią, jak jeszcze kilka lat
wcześniej? Chyba, że celem ich wydania było pokazanie słuchaczom, że w grupie panuje spory kryzys. I to aż trzykrotnie.
Można
tak gdybać w nieskończoność, ale ważniejsze od okoliczności powstania jest to, co znalazło
się na tych wydawnictwach. Trasa z lat 1992-1993 została
udokumentowana krążkami o tytułach "A Real Live One",
"A Real Dead One" oraz "Live at Donington". Pięć lat później, z okazji reedycji wszystkich oficjalnych wydawnictw Żelaznej Dziewicy, pierwsze dwie wspomniane koncertówki wznowiono razem pod tytułem "A
Real Live/Dead One". I nie ma się co dziwić, ponieważ na obu
albumach istnieje wyraźny i klarowny podział repertuaru - na
pierwszym z nich pojawił się materiał z lat 1986-1992 (czyli
obejmujący cały okres po wydaniu poprzedniego "Live After
Death"), zaś na drugim wracają do pierwszej połowy lat 80.,
w znacznym stopniu powielając wcześniejszą koncertówkę.
Na "A
Real Dead One" znalazły się nagrania zarejestrowane w trakcie
europejskich koncertów grupy w sierpniu i wrześniu 1992 roku. Pod
względem doboru repertuaru nacisk został położony na longplay "Fear
of the Dark", reprezentowany pięcioma utworami. Była to mądra
decyzja, ponieważ to właśnie ten krążek muzycy ówcześnie
promowali. A w dodatku są to te ciekawsze pozycje z tej płyty. Bo kto
chciałby słuchać - nawet na żywo - miałkich "The
Apparition" czy "Chains of Misery"? O dziwo, w tym
czasie grupa wykonywała jeszcze materiał z longplaya "No
Prayer for the Dying", który - podobnie jak w przypadku
"Killers" w poprzednich latach - wraz z kolejnymi latami
był coraz bardziej ignorowany.
Szkoda,
że większość tych nagrań położył właśnie Dickinson,
śpiewający w niezwykle wymuszony sposób, jakby zaraz miał usnąć
czy nagle przerwać koncert i iść do domu. Do problemów należy
również niezbyt dobra produkcja. "A Real Dead One"
był pierwszym od ponad dekady wydawnictwem, w którym nie maczał
palców producent Martin Birch. I to słychać. Zadanie to przejął
Steve Harris, który najwidoczniej nie do końca zna się na
nagrywaniu muzyki koncertowej. Całość brzmi dość płasko, a
czasem wręcz niezbyt wyraźnie (choć klekoczący bas Harrisa nadal często przebija się pośród innych instrumentów). Da się odczuć pewne poczucie
otoczki koncertowej, ale to trochę za mało. Często wykonania te
brzmią jak wersje studyjne, tylko gorsze od podstawowych. Pochwalić można za to kilka smaczków, jak przemowa Dickinsona przed "Wasting Love" w języku francuskim. Trzeba podkreślić, że zadziwiająco płynna.
Do
repertuaru nie można się zbytnio przyczepić. Cieszy fakt, że kapela gra tu kawałki, które przestali wykonywać po zakończeniu tej
trasy, jak np. "Tailgunner" czy "From Here to
Eternity". Dzięki temu słuchacze mają płytowy dostęp do ich
koncertowych wersji, mimo że w nie do końca profesjonalnej produkcji.
Choć niektóre (jak "Bring Your Daughter... to the Slaughter")
pojawiały się czasem w późniejszych latach, ale tylko
sporadycznie. Szkoda też, że na trasie nie grano lepszego utworu z
"Somewhere in Time" niż "Heaven Can Wait". Lubię
go, ale wolałbym np. "Wasted Years". A zamiast wesołego "Can I Play with Madness" dużo lepszy byłby równie lekki, ale znośniejszy "Holy Smoke". O dziwo, "Heaven
Can Wait" należy do tych lepszych wykonań na płycie.
Było także pierwszym, z jakim miałem styczność w przypadku tego
numeru.
Z moich
obserwacji wynika również, że kompozycje z okresu 1986-1992 nie były
szczególnie przywracane w wielu późniejszych trasach koncertowych
(są oczywiście wyjątki), szczególnie po powrocie Bruce'a do
składu. Tylko niektóre kawałki z tych lat przetrwały na stałe w
setliście. Dlatego szkoda też, że takie "From Here to
Eternity" czy "The Evil That Men Do" nie wypadły tu
po prostu lepiej. Z całego zestawu najmniej przypadł mi do gustu
"Can I Play with Madness", za którym i tak nigdy nie
przepadałem. A naprawdę dobry w tym wydaniu "Afraid to Shoot Strangers" został niejako położony przez partię wokalną. Generalnie przez cały
czas jest całkiem nieźle, ale na pewno mogłoby być lepiej.
Szczególnie, że grają to wszystko uzdolnieni przecież muzycy.
Choć jeśli weźmiemy pod uwagę okres i warunki nagrywania, to może
i faktycznie nie mogło...
Istnieje
jednak jeden wyjątek od reguły. Brawurowa wersja "Fear of the Dark"
prezentuje wybitny poziom. Nie tylko instrumentaliści przypominają,
że są specjalistami w swoim fachu, to jeszcze Dickinson wspina się
na wyżyny swoich umiejętności. Czyli jednak dało się wtedy
zaśpiewać z pełnym zaangażowaniem? Słucha się tego z zapartym
tchem, nie gorzej od studyjnego pierwowzoru. Gdyby zamieszczono tu
więcej takich wykonań, koncertówka ta stanowiłaby godne
pożegnanie wokalisty z Iron Maiden. A może raczej pożegnanie. "Fear of the Dark" słusznie wybrano na singiel reklamujący całość.
"A
Real Dead One" na pewno nie jest całkowicie bezwartościowy, ale mimo wielu
udanych momentów ciężko mi go uznać za kompletnie udany.
Setlista pozostawia naprawdę dobre wrażenie (szczególnie, że do
niektórych z tych kawałków później niechętnie już wracano),
ale jej realizacja często nie stoi na tak dobrym poziomie, jakiego
oczekiwałbym od muzyków Iron Maiden. Największą bolączką są
partie wokalne. Z drugiej strony, znajduje się tutaj prawdopodobnie najlepsze wykonanie "Fear of the Dark", dla którego można nabyć
ten krążek. Jego jedyna lekka przewaga nad bliźniaczo zatytułowanym "A
Real Dead One" wyraża się w tym, że zawarto w nim mniej
ogranych przez grupę kompozycji. Z perspektywy czasu można go uznać
za całkiem niezłą ciekawostkę, pokazującą jak wielki kryzys
dopadł w tym czasie Żelazną Dziewicę.
Moja ocena - 7/10
Lista utworów:
01. Be Quick or Be Dead (Bruce Dickinson, Janick Gers)
02. From Here to Eternity (Steve Harris)
03. Can I Play with Madness (Bruce Dickinson, Steve Harris, Adrian Smith)
04. Wasting Love (Bruce Dickinson, Janick Gers)
05. Tailgunner (Bruce Dickinson, Steve Harris)
06. The Evil That Men Do (Bruce Dickinson, Steve Harris, Adrian Smith)
07. Afraid to Shoot Strangers (Steve Harris)
08. Bring Your Daughter... to the Slaughter (Bruce Dickinson)
09. Heaven Can Wait (Steve Harris)
10. The Clairvoyant (Steve Harris)
11. Fear of the Dark (Steve Harris)
07. Afraid to Shoot Strangers (Steve Harris)
08. Bring Your Daughter... to the Slaughter (Bruce Dickinson)
09. Heaven Can Wait (Steve Harris)
10. The Clairvoyant (Steve Harris)
11. Fear of the Dark (Steve Harris)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz