"Music
from 'The Elder'" z 1981 roku był ogromną klapą dla Kiss, na
skutek czego grupa w pewnym sensie utknęła w tym czasie w martwym punkcie. Co
robić, by ratować popularność i w większości utracone zaufanie
fanów? Muzycy po wielu latach eksperymentowania (czy jak to
niektórzy nazwą - błądzenia) powrócili do bardziej kissowego
stylu, znanego z pierwszych dokonań, z jedną różnicą - album
jest znacznie cięższy niż jakiekolwiek wcześniejsze dzieło Kiss.
Można
przypuszczać, że miał na to wpływ gitarzysta Ace Frehley, znany z
tego, że często pisał dla Kiss mocne kompozycje (jak "Parasite" czy "Strange Ways"). To nie do końca
prawda. Relacje Ace'a ze spółką Simmonsa-Stanley od pewnego czasu
układały się nie najlepiej - Frehley nie był przecież
zwolennikiem nagrywania concept albumu. Doszły do tego również problemy z
alkoholizmem gitarzysty. Ponadto, w 1982 roku przeżył on wypadek
samochodowy, przez co jego wkład w powstawanie "Creatures of
the Night" został umniejszony. Jego partie w studiu odtworzyło
aż czterech gitarzystów - w tym Bob Kulick czy Vinnie Vincent
(prawdziwe nazwisko - Vincent Cusano), którego parę miesięcy
później włączono na stałe do kapeli. Mimo to, Frehley widnieje
na okładce razem z resztą kapeli.
Po
zarejestrowaniu materiału na płytę muzycy ruszyli w krótką trasę
promującą longplay, dali również kilka występów w telewizji. Skończyło się na tym, że pod
koniec 1982 roku sceniczny Space Ace opuścił Kiss, a na jego miejsce
przyjęto właśnie Vincenta. Ostatecznie, od "Creatures of the
Night" na każdym innym albumie gra już tylko połowa
oryginalnego składu (oprócz
niektórych kompozycji na "Psycho Circus" z 1998 roku). Warto dodać, że jeszcze
przed wydaniem "Creatures of the Night", w czerwcu 1982 roku ukazała się składanka pod tytułem "Killers", gdzie przemieszano
starsze, dobrze znane już kawałki z czterema premierowymi, w
których muzycy dali jasno do zrozumienia, że wracają do grania
prostego, ostrego i przebojowego grania. Była to niejako zapowiedź
nowego krążka, który ukazał się na półkach sklepowych cztery
miesiące później.
Sam
"Creatures of the Night" wygląda ciekawie od strony
brzmieniowej. Początek lat 80. to okres największej popularności
naprawdę ciężkiej muzyki, na skutek czego "Creatures of the
Night" jest w większości przesiąknięty cięższym niż
wcześniej, prawdziwie heavymetalowym graniem. Słychać to już w
bardzo żwawym nagraniu tytułowym, nawet wokal Stanley'a wypada niezwykle zadziornie i może kojarzyć się z typowo metalowymi
krzykaczami. Pozytywnie wyróżnia się także "Saint and Sinner" Simmonsa, którego wokal brzmi tu naprawdę zadziornie. Poza tym, jest to kolejna typowo metalowa jazda, choć bardziej masywna, utrzymana w wolniejszym tempie.
"Keep Me Comin'" przynosi następne świetne riffy.
Poza tym, czy tylko mnie zwrotki kojarzą się pod względem linii
wokalnej z "Come Together" Beatlesów? Jednak wszystko tu
do siebie pasuje - wokal, mostki, efektowne zagrywki, a nawet chórki
w refrenie. "Rock and Roll Hell" z przyjemnie pulsującym
basem w tle stanowi kolejne udane, nie schodzące poniżej pewnego
poziomu nagranie. Ciekawe, że w jego stworzeniu pomógł Bryan Adams (tak, ten od hitu "(Everything I Do) I Do It for You"). Rewelacyjne wrażenie robi też gnający na
złamanie karku "Danger" z intrygującymi partiami
wokalnymi (również tymi z refrenu) i efektownymi popisami
gitarowymi. Prawdziwa potęga dźwięku.
I kiedy
myślimy, że do końca krążka autorzy nie zejdą poniżej bardzo
dobrego poziomu, dostajemy najbardziej kissowy z całego zestawu "I
Love It Loud", swoją drogą spory przebój. W porównaniu do
reszty materiału razi on banałem i sztampą. Utwór sam w sobie nie
jest bardzo zły i podobnie jak "Rock and Roll All Nite"
nada się na koncerty, ale jego luźniejszy charakter nie pasuje do
reszty, lepiej sprawdziłby się na "Dressed to Kill" czy
"Love Gun". Nie da się tego samego powiedzieć o
wspaniałej power balladzie "I Still Love You". Wbrew
tytułowi, nagranie to nie odrzuca słodzeniem czy ckliwością.
Znakomite delikatne zagrywki na początku przechodzą w typowe zaostrzenia, po których
następują subtelne, przeszywające partie solowe. To jeden z
najdłuższych utworów w katalogu Kiss, przekraczający czas 6
minut, ale przykuwający uwagę przez cały czas. Coś absolutnie
wyjątkowego w całej ich karierze.
Typowo
heavymetalowy styl odnajdziemy w "Killer", także
w typowych dla tego podgatunku zaśpiewach. Na tym przykładzie nie
ma już żadnych wątpliwości - muzyka Kiss z czasem ewoluowała, co
nie pozwala powiedzieć, że muzycy grali przez całą swoją karierę
jedno i to samo. "War Machine" jest po prostu jeszcze
jednym, udanym metalowym wymiataczem, odpowiednio ciężkim i dobrze
zagranym. Udane zakończenie tej dość równej, bardzo dobrej płyty.
Potężne brzmienie pokazuje, że mamy tu do czynienia z trochę inną
muzyką, choć nadal osadzoną w kissowym stylu. "Creatures of
the Night" został bardzo ciepło przyjęty przez wielu fanów i
w pewnym stopniu przywrócił zainteresowanie zespołem (choć
większe znaczenie w tym zakresie miało kolejne ich
dokonanie). Wielu zawiedzionych "Music from 'The Elder'"
słuchaczy kupowało album i tłumnie przychodziło na koncerty trasy
koncertowej, pierwszej od 1980 roku. Chłopaki niedługo potem, już
bez Frehley'a w składzie, świętowali okrągłe 10 lat istnienia
grupy i szykowali dla fanów pewne niespodzianki.
Moja ocena - 8/10
Lista utworów:
01. Creatures of the Night (Adam Mitchell, Paul Stanley)
02. Saint and Sinner (Mikel Japp, Gene Simmons)
03. Keep Me Comin' (Adam Mitchell, Paul Stanley)
04. Rock and Roll Hell (Bryan Adams, Gene Simmons, Jim Vallance)
05. Danger (Adam Mitchell, Paul Stanley)
06. I Love It Loud (Gene Simmons, Vinnie Vincent)
07. I Still Love You (Paul Stanley, Vinnie Vincent)
08. Killer (Gene Simmons, Vinnie Vincent)
09. War Machine (Bryan Adams, Gene Simmons, Jim Vallance)
02. Saint and Sinner (Mikel Japp, Gene Simmons)
03. Keep Me Comin' (Adam Mitchell, Paul Stanley)
04. Rock and Roll Hell (Bryan Adams, Gene Simmons, Jim Vallance)
05. Danger (Adam Mitchell, Paul Stanley)
06. I Love It Loud (Gene Simmons, Vinnie Vincent)
07. I Still Love You (Paul Stanley, Vinnie Vincent)
08. Killer (Gene Simmons, Vinnie Vincent)
09. War Machine (Bryan Adams, Gene Simmons, Jim Vallance)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz