Siedemnasty
studyjny krążek Scorpions pod tytułem "Sting in the Tail"
był od początku zapowiadany jako ostatni w ich karierze, a muzycy
po jego wydaniu i zakończeniu trasy promującej mieli zakończyć
działalność. Jednak jak to bywa z podobnymi obietnicami, i w tym
wypadku nie zostały one spełnione. Od wydania "Sting in the
Tail" minęło prawie 8 lat i nie dość, że muzycy dalej
koncertują, to jeszcze po drodze wydali nie tylko zbiór coverów
"Comeblack", ale i następny pełnoprawny album "Return
to Forever".
Takie
zagrywki rzekomej ostatniej
trasy mają zwykle na
celu przywrócenie zainteresowania zespołem czy podbicie większej
frekwencji na koncertach. Na myśl o tym, że być może mamy
ostatnią okazję do zobaczenia lubianej kapeli na żywo dużo
poważniej myślimy o zakupie biletu na występ. Tym bardziej rośnie
apetyt na nowe wydawnictwo. Choć przecież Scorpionsi na brak
zainteresowania ze strony publiczności nigdy nie mogli narzekać.
Nie mnie oceniać czy muzycy naprawdę chcieli rozwiązać Scorpions
(w końcu wiek robi swoje, a panowie mają już kilkadziesiąt wiosen
za sobą), ale "Sting in the Tail" faktycznie mógłby być
idealnym podsumowaniem dyskografii grupy i godnym zwieńczeniem jej
kariery, nie przynoszącym wstydu.
Mamy tu
chyba wszystko za co tak lubiany jest ten zespół, od hardrockowych
czadów do obowiązkowych, ckliwych pościelówek, od duetu
gitarowego Schenker-Jabs, niewyszukanej gry sekcji rytmicznej, po
unikalny głos Meine'a. Twórcy wykonali chyba każdy punkt z tzw.
listy życzeń fanów. A wszystko to spięte dobrym wykonaniem,
typowo scorpionsowymi kompozycjami i całkiem udaną produkcją. Na
papierze brzmi idealnie, ale nie ma to ostatecznie swojego
przełożenia w materiale.
Żeby
nie było - absolutnie nie można mówić o fuszerce, jaką panowie
odstawili na "Humanity: Hour I", nie ma żadnego
unowocześniania brzmienia znanego z "Eye II Eye",
dyskoteki "Savage Anusement", zamulania "Pure
Instinct" czy ogromnej nierówności materiału "Virgin
Killer". Mimo to, przy całej bezpiecznej stylistyce longplay
nie oferuje słuchaczom niczego nowego, stosując stare patenty,
momentami ocierając się wręcz o autoplagiat. Zresztą spora rzesza
słuchaczy wychwyci, że część zaprezentowanych melodii wydaje się
dziwnie znajoma. Co ma swoje plusy i minusy. Aczkolwiek taka forma
byłaby idealna na ostatnie dzieło Scorpions. No ale...
"Raised
on Rock" to naprawdę dobry początek dla wydawnictwa spod
znaku Scorpions, przywołujący skojarzenia z najlepszymi
otwieraczami z poprzednich dokonań. Nie mniejsze wrażenie robi
tytułowy "Sting in the Tail" z niekiełznanymi, szybko
tnącymi gitarami i pokaźną ilością energii. Wiele polotu
znalazło się też w dynamicznych "No Limit" i "Spirit
of Rock", a także w nieprzyzwoicie chwytliwym "Turn You
On", melodycznie jednym z najlepszych fragmentów longplaya.
Ostry, najkrótszy w zestawie "Slave Me" niby ma w sobie
sporo mocy, ale nie wszystkie fragmenty przypadły mi do gustu. A
bardziej sztampowe "Rock Zone" i "Let's Rock!" to
z kolei najsłabsze punkty całości, choć i tu większej tragedii
nie ma.
Osobny
akapit poświęcę balladom. Może się podobać "The Good Die
Young" z gościnnym udziałem Tarji Turunen, byłej członkini
finlandzkiej formacji Nightwish. Na szczęście duet ten wypada
lepiej od niesławnego niedopasowania Meine'a i Lyn Liechty w "Here
in My Heart" z "Moment of Glory". Choć z drugiej
strony, występ Turunen niewiele pomaga, równie dobrze mogłoby go
nie być i nic byśmy na tym nie stracili. Pamiętacie, że pisałem
o autoplagiatach? "Lorelei" i "SLY" brzmią jak
nowe wersje "Send Me an Angel". Na szczęście bronią się
partiami solowymi i wokalem Klausa. I posiadają sympatyczną aurę,
która pozwala do nich powracać bez poczucia zażenowania. Zaś w
końcowym "The Best Is Yet to Come" robi się nad wyraz
nostalgicznie, jakby instrumentaliści żałowali, że to już koniec
muzycznej drogi...
Po
nieudanym "Humanity: Hour I" następny longplay przywrócił
wiarę w dobrą formę zespołu. Niezależnie od tego czy "Sting
in the Tail" okazał się pożegnalnym dziełem Scorpions czy
nie, mamy do czynienia z udanym produktem, w którym na pewno nie
obyło się bez uchybień, jednak dość liczne walory są w stanie
je zatuszować. To po prostu zbiór kompozycji na równym poziomie,
nie wzbudzający żenady, ale i zachwytu. Problem tkwi w tym, że nie
ma tu niczego wybijającego się ponad poziom bardzo dobrej
kompozycji, co nie daje mi sposobności, by wystawić wyższą ocenę.
Mimo że niewątpliwie słychać w tym energię i radość płynącą z
muzyki. Równie dobrze mógłby to być krążek z lat 80., wydany po
"Love at First Sting" zamiast "Savage Anusement".
Myślę, że nawet sami muzycy by sobie tego życzyli. Cóż z tego,
że nie zaprezentowano nic odkrywczego, skoro po prostu chce się
tego słuchać? Nie dziwne, że będąc w takiej formie chcieli dalej
to ciągnąć. Może nie pozycja obowiązkowa, ale raz na jakiś czas
warto zapuścić.
Moja ocena - 7/10
Lista utworów:
01. Raised on Rock (Mikael Nord Andersson, Martin Hansen, Klaus Meine)
02. Sting in the Tail (Klaus Meine, Rudolf Schenker)
03. Slave Me (Eric Bazilian, Matthias Jabs, Klaus Meine, Rudolf Schenker)
04. The Good Die Young (Christian Kolonovits, Klaus Meine, Rudolf Schenker)
05. No Limit (Eric Bazilian, Klaus Meine, Rudolf Schenker)
06. Rock Zone (Mikael Nord Andersson, Martin Hansen, Klaus Meine)
07. Lorelei (Eric Bazilian, Klaus Meine, Rudolf Schenker, Fredrik Thomander, Anders Wikström)
08. Turn You On (Mikael Nord Andersson, Martin Hansen, Klaus Meine, Rudolf Schenker)
09. Let's Rock! (Eric Bazilian, Klaus Meine, Rudolf Schenker)
10. SLY (Klaus Meine, Rudolf Schenker)
11. Spirit of Rock (Eric Bazilian, Klaus Meine, Rudolf Schenker)
12. The Best Is Yet to Come (Eric Bazilian, Rudolf Schenker, Fredrik Thomander, Anders Wikström)
01. Raised on Rock (Mikael Nord Andersson, Martin Hansen, Klaus Meine)
02. Sting in the Tail (Klaus Meine, Rudolf Schenker)
03. Slave Me (Eric Bazilian, Matthias Jabs, Klaus Meine, Rudolf Schenker)
04. The Good Die Young (Christian Kolonovits, Klaus Meine, Rudolf Schenker)
05. No Limit (Eric Bazilian, Klaus Meine, Rudolf Schenker)
06. Rock Zone (Mikael Nord Andersson, Martin Hansen, Klaus Meine)
07. Lorelei (Eric Bazilian, Klaus Meine, Rudolf Schenker, Fredrik Thomander, Anders Wikström)
08. Turn You On (Mikael Nord Andersson, Martin Hansen, Klaus Meine, Rudolf Schenker)
09. Let's Rock! (Eric Bazilian, Klaus Meine, Rudolf Schenker)
10. SLY (Klaus Meine, Rudolf Schenker)
11. Spirit of Rock (Eric Bazilian, Klaus Meine, Rudolf Schenker)
12. The Best Is Yet to Come (Eric Bazilian, Rudolf Schenker, Fredrik Thomander, Anders Wikström)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz