Debiut
"Rocka Rolla" nie wzbudził zainteresowania ani w rodzimej
Wielkiej Brytanii ani tym bardziej za granicą. Kondycja finansowa
grupy była wręcz fatalna, a na dodatek zwolniono dotychczasowego
perkusistę Johna Hincha. Jego następcą został Alan Moore, który
również zagrał zaledwie na jednej płycie. Najważniejszy był
jednak zwrot stylistyczny. Na "Sad Wings of Destiny"
kompozytorzy w znacznie większym stopniu wyrazili muzyczną
orientację na rodzący się powoli heavy metal.
Choć
nie jest to jeszcze czyste heavy, wiele kompozycji ma typowo
hardrockowy charakter oraz brzmienie. Najważniejsze, że same
kompozycje zaczęły tworzyć zwartą, logiczną całość, nie
sprawiając wrażenia przypadkowo dobranych i wymieszanych utworów,
jak w przypadku debiutu. Był to wyraźny krok naprzód. Ale i samo
wykonanie prezentuje dużo lepszy poziom niż na poprzednim krążku,
w którym jedynie w "Run of the Mill" pokazali na co ich
stać. Tutaj praktycznie w każdym kawałku muzycy prezentują
świetną formę wykonawczą i kompozycyjną. Bo trzeba przyznać, że
dostarczony materiał powala zróżnicowaniem, szczególnie jak na
wydawnictwo Judas Priest. Dużo bardziej przyłożono się również
do produkcji, a chłopaki mieli w tym aspekcie większy niż
wcześniej udział. Brzmieniu nadal daleko do ideału, ale jest
nieporównywalnie lepiej.
Trzeba
pamiętać, że wiele zaprezentowanych tu utworów napisano jeszcze
na debiut, ale po odrzuceniu ich przez Rodgera Baina bardziej je
dopracowano i przygotowano na następną płytę, która miała
wyraźnie zdeklasować nieśmiałe poczynania na poprzedniku. W
przypadku "Sad Wings of Destiny" miało być przede
wszystkim dużo ciężej i bardziej dynamicznie. Duży nacisk
położono na rytmikę i atak dwóch gitar, czasem grających unisono, w dużo bardziej śmiały i zdecydowany sposób. K.K. Downing i
Glenn Tipton jako jedni z pierwszych stworzyli podstawy natarć dwóch
gitar i dialogów w heavy metalu. Styl gitarzystów opiera się w
sporej mierze na Wishbone Ash, gdzie każdy z nich gra solówki,
jednak to muzycy Judas Priest obdarli swoją muzykę z naleciałości
wielu gatunków. Większej mocy nabrał głos Roba Halforda, który w
pełni przedstawia swoje możliwości wokalne, a te w wielu miejscach
są naprawdę imponujące.
W
przypadku "Sad Wings of Destiny" pojawiły się pewne
kontrowersje związane z tracklistą. Pierwotnie album miał się
zaczynać od "Prelude", a nie od "Victim of Changes".
Tracklista zaczynająca się od "Prelude" znalazła się na
okładkach wydań winylowych. Jednak okazało się, że wydawca
zdecydował się bezsensownie odwrócić kolejność stron na samych
płytach. Taki podział, od "Victim of Changes" na
początku, obowiązuje również na późniejszych reedycjach. Dziwna
zagrywka, przecież sam tytuł "Prelude" wskazuje na to, że
miał to być początek longplaya. "Prelude" sprawdza się
lepiej jako start, ponieważ idealnie wprowadza w resztę materiału.
Poza tym to podniosły, lecz piękny kawałek z dużą rolą pianina,
której towarzyszy dopasowana, naprawdę urokliwa partia gitary.
Według mnie wzbogacenie nagrania o instrument klawiszowy było
strzałem w dziesiątkę.
"Victim
of Changes" to z kolei najlepszy fragment "Sad Wings of
Destiny" i z tego choćby powodu bardziej bardziej pasuje na
środek płyty albo jej wielkie zakończenie. Lepiej pozostawić to, co najlepsze na później niż nasycać tym słuchacza na samym
początku. Dużo tu progresywnego komnbinowania, ale nie tak
przekombinowanego, jak w przypadku suity "Winter" z "Rocka
Rolla". Twórcy umiejętnie połączyli ciężar z chwytliwą
melodią. Poza tym pokazali jak w intrygujący sposób
urozmaicić serie powtarzanych przez cały czas trwania riffów - w
środku pojawia się bowiem delikatna, balladowa wstawka. Duże pole
do popisu ma również Halford, który momentami wchodzi na naprawdę
wysokie rejestry wokalne. Genialne osiągnięcie, które muzycy do
dziś chętnie i często wykonują na żywo.
Popularnością
cieszy się także inny koncertowy killer "The Ripper",
prawdopodobnie najostrzejszy z całego zestawu. Spokojnie mógłby
się znaleźć na takich stricte heavymetalowych krążkach, jak
"Stained Class" czy "Screaming for Vengeance".
Choć kawałków opartych na dynamicznym riffowaniu jest tu więcej,
choćby "Genocide", "Island of Domination" i
naprawdę świetny "Tyrant". Każdy z nich trzyma poziom i
nie odstaje od reszty materiału, zaś umieszczony pomiędzy nimi
"Epitaph" to jedna z najbardziej nietypowych propozycji w
dorobku Judas Priest. Naprawdę piękny, smutny utwór z cudowną,
wyciskającą łzy z oczu melodią graną na pianinie. Pojawiają się
także intrygujące harmonie wokalne, ewidentnie zainspirowane grupą
Queen, która parę miesięcy wcześniej wydała słynny album "A
Night at the Opera". Jak widać, nawet na tak ostrym,
hardrockowym krążku można stworzyć coś niebanalnego i ślicznego
zarazem.
Na
uwagę zasługuje też inna ballada "Dreamer Deceiver",
zaczynająca się delikatnie i z piękną partią wokalną. Z czasem
robi się bardziej dynamicznie, a wokal staje się coraz bardziej
gniewny i donośny - tym samym Rob Halford jasno pokazuje, że jest
obdarzony jednym z najmocniejszych gardeł świata. W dalszej części
pojawiają się spokojne, zachwycające solówki gitarowe. Natomiast
"Deceiver" to jeszcze jeden porządny rockowy wymiatacz z
popisem wokalnym, idealne podsumowanie longplaya (przynajmniej w niektórych edycjach).
"Sad
Wings of Destiny" jest dla wielu jednym z największych
osiągnięć Judas Priest, a dla mnie wręcz szczytowym. To właśnie za "Sad Wings
of Destiny" w tak dużym stopniu szanuję ten zespół. To także
najbardziej przełomowa płyta w całej dyskografii, muzycy poczynili
na niej ogromny postęp względem niedopracowanego debiutu, zarówno
pod względem kompozycji, jak i wykonania. Zaprezentowali bardzo
równy, zgrabny, ambitny, a przy tym przyjemnie zróżnicowany
materiał, który zasługuje na uwagę w całości, bez pomijania
żadnego z utworów. Dla miłośników cięższego grania pozycja
obowiązkowa.
Moja ocena - 9/10
Lista utworów:
01. Victim of Changes (Al Atkins, K.K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
02. The Ripper (Rob Halford, Glenn Tipton)
03. Dreamer Deceiver (Al Atkins, K.K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
04. Deceiver (K.K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
05. Prelude (Glenn Tipton)
06. Tyrant (Rob Halford, Glenn Tipton)
07. Genocide (K.K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
08. Epitaph (Glenn Tipton)
09. Island of Domination (K.K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
Lista utworów:
01. Victim of Changes (Al Atkins, K.K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
02. The Ripper (Rob Halford, Glenn Tipton)
03. Dreamer Deceiver (Al Atkins, K.K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
04. Deceiver (K.K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
05. Prelude (Glenn Tipton)
06. Tyrant (Rob Halford, Glenn Tipton)
07. Genocide (K.K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
08. Epitaph (Glenn Tipton)
09. Island of Domination (K.K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
Dobry album. Jeden z nielicznych heavymetalowych, jakie zostały mi w kolekcji.
OdpowiedzUsuńW takim tempie nie będziesz miał żadnego z tego gatunku ;)
UsuńTo, co mam teraz, chyba już zostanie ;)
Usuń