Umowa, jaką muzycy podpisali z wytwórnią United Artists, obligowała
ich do nakręcenia czterech filmów z ich udziałem. Postanowili więc zlecić realizację trzeciego z nich animatorom z
amerykańskiej firmy King Features Syndicate. Jej pracownicy
stworzyli zainspirowaną piosenkami grupy animację pod tytułem
"Yellow Submarine". Sami Beatlesi nie byli zainteresowani
udziałem w przedsięwzięciu, jednak ostatecznie zgodzili się na
występ w jednej aktorskiej scenie w epilogu. Głosy członków
zespołu z wcześniejszej części animacji dobierały specjalnie
wybrane do tego osoby - Geoffrey Hughes (Paul McCartney), John Clive
(John Lennon), Peter Batten (George Harrison) i Paul Angelis (Ringo
Starr).
Fabuła
prezentuje się następująco: Na barwną i szczęśliwą krainę,
położoną gdzieś za Morzem Zieleni, zwaną Pepperland, napadają
Sine Smutasy, zamieniając jej mieszkańców w kamienne posągi
i pozbawiając ich muzyki. Jeden z ocalałych mieszkańców podwodnej
krainy, Stary Fred, ucieka przed siłami najeźdźców pojazdem,
którym kiedyś przybyli na dno morza założyciele Pepperlandu -
żółtą łodzią podwodną. Fred dociera do Liverpoolu, gdzie z powodzeniem prosi
muzyków The Beatles o pomoc. Zanim dotrą do upadłej krainy w celu pokonania Sinych Smutasów, muszą
przedrzeć się tytułową łodzią przez zdradzieckie wody Morza
Czasu, Morza Dziur i innych przeklętych miejsc.
Z racji bycia bajką, "Yellow Submarine" znacznie różni
się od poprzednich produkcji opowiadających o The Beatles, nie tylko ze względu na brak zaangażowania ze strony muzyków. Całość oparto na psychodelicznym, utrzymanym w estetyce halucynacji klimacie. Mamy tu więc żywą animację,
plastyczność, bogactwo kolorów czy multum przedziwnych postaci i
sekwencji, należycie dopasowanych do zawartości muzycznej. Film wygląda
na dopracowany w wielu aspektach i może się podobać nie tylko
miłośnikom legendarnej
czwórki. Dzięki temu
nie tylko najmłodsi widzowie mogą się na niej dobrze bawić -
starsi miłośnicy, mający już pewne pojęcie o działalności grupy, mogą pobawić się w odnajdywaniu różnych smaczków. To
utrzymana w baśniowej konwencji opowieść o walce dobra ze złem,
tyle że jak na tamte czasy nietypowa i w pewnym sensie przełomowa.
Oceniając z dzisiejszej perspektywy, "Yellow Submarine"
wypada moim zdaniem słabiej od dwóch produkcji Richarda Lestera ("A
Hard Day's Night" i "Help!"), ale jednocześnie nie
osiąga żenady telewizyjnego "Magical Mystery Tour".
Prace
nad tą animacją rozpoczęły się już na początku 1968 roku, ale
dopiero 17 lipca miał swoją premierę w Wielkiej Brytanii (a w
Stanach Zjednoczonych dopiero 13 listopada). Po premierze zyskiwała
ona pozytywne recenzje i w pewnym sensie zatarła niesmak po
rozczarowującym "Magical Mystery Tour". Działalność Beatlesów na polu muzycznym dała podstawę dla stworzenia wielu kreatywnych pomysłów m.in. w kontekście projektów postaci i świata przedstawionego. Muzyczną
inspiracją dla obrazu okazał się nie tylko utwór "Yellow
Submarine", ale i album "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club
Band" (stąd pomysł na krainę Pepperland i pojawiającą się
tam Orkiestrę Samotnych Serc Sierżanta Pieprza), zaś
psychodeliczna, barwna zawartość animacji to oczywiste zapożyczenie
z muzycznych rozwiązań twórczości zespołu z lat 1966-1967.
Przez cały czas projekcji pojawiają się piosenki z nowszej twórczości The Beatles, od 1965 roku (najstarsza z nich to "Nowhere Man"). O braku zainteresowania chłopaków produkcją może świadczyć fakt, że po raz pierwszy zamiast specjalnie napisanych kawałków na potrzeby filmu wykorzystano wyłącznie dotychczasowe nagrania (z jednym wyjątkiem). Beatlesi podarowali co prawda cztery premierowe numery ("Only a Northern Song" i "It's All Too Much" Harrisona, "All Together Now" McCartney'a oraz "Hey Bulldog" Lennona), jednak większość z nich stanowiła odrzuty z wcześniejszych sesji. Resztę ścieżki dźwiękowej dopełniła muzyka ilustracyjna, opracowana przez George'a Martina.
Przez cały czas projekcji pojawiają się piosenki z nowszej twórczości The Beatles, od 1965 roku (najstarsza z nich to "Nowhere Man"). O braku zainteresowania chłopaków produkcją może świadczyć fakt, że po raz pierwszy zamiast specjalnie napisanych kawałków na potrzeby filmu wykorzystano wyłącznie dotychczasowe nagrania (z jednym wyjątkiem). Beatlesi podarowali co prawda cztery premierowe numery ("Only a Northern Song" i "It's All Too Much" Harrisona, "All Together Now" McCartney'a oraz "Hey Bulldog" Lennona), jednak większość z nich stanowiła odrzuty z wcześniejszych sesji. Resztę ścieżki dźwiękowej dopełniła muzyka ilustracyjna, opracowana przez George'a Martina.
Oczywiście,
wraz z premierą bajki ukazał się towarzyszący mu dodatek w
postaci ścieżki dźwiękowej. W Stanach Zjednoczonych wyszła ona
13 stycznia 1969 roku, a w Wielkiej Brytanii 4 dni później. W obu
przypadkach zawartość pozostała niezmieniona. Co ciekawe, pierwszy raz od początku działalności pełnoprawna płyta nie podbiła list przebojów na najważniejszych rynkach sprzedaży (3. miejsce w Wielkiej Brytanii i 2. w USA). Cały materiał
można podzielić na dwie wyraźnie odrębne części - pierwsza z
nich to dzieło pracy Beatlesów, a druga to robota orkiestry
George'a Martina. Na stronie A znalazł się utwór tytułowy
(w przypadku soundtracków tradycyjnie umieszczony w kolejności jako pierwszy), cztery
wspomniane wyżej premierowe kompozycje oraz słynny "All You
Need Is Love". Jego obecność można usprawiedliwiać wyłącznie
tym, że w Wielkiej Brytanii to tutaj po raz pierwszy kawałek
pojawił się na pełnoprawnym wydawnictwie (w USA znalazł się już
na "Magical Mystery Tour").
Dobór
tracklisty został wykonany solidnie, choć nie wyczerpuje w pełni tematu. Mimo to, należy pochwalić wydawców, że nie chcieli
wyciągać dodatkowej kasy od nabywców krążka. Jadąc na
popularności Beatlesów, w grę mogło wchodzić wydanie podwójnego
albumu, zawierającego wszystkie utwory pojawiające się w animacji - no bo przecież znajduje się tam (oprócz "Yellow Submarine" i "All You Need Is Love")
również wiele dobrze już znanych kawałków, jak "When I'm
Sixty Four", "Eleanor Rigby", "With a Little Help
from My Friends" czy "Lucy in the Sky with Diamonds".
Dopiero w 1999 roku wydano ścieżkę dźwiękową pod tytułem
"Yellow Submarine Songtrack", zbierającą wszystkie piosenki z filmu, choć przy tym pozbawioną muzyki z oryginalnej strony B (jak dotąd nie istnieje wydawnictwo zbierające wszystkie nagrania, wraz z orkiestrowymi instrumentalami). Zaś na oryginalnym wydaniu znajduje się to, co
najważniejsze, bez zbędnego powielania ("Yellow Submarine"
niejako musiał się na nim znaleźć, bo w końcu to na tytułowej
łodzi podwodnej dzieje się wiele przedstawionych w produkcji
wydarzeń).
Z racji
wyraźnego podziału na dwie strony, dzieło nie wygląda na spójne,
a wręcz będące wypadkową prac dwóch różnych otoczeń. Nic w
tym złego, jeśli nie wydaje się tego wyłącznie pod szyldem The
Beatles - zobowiązuje to bowiem do sytuacji, w której chociaż w większości
utworów można byłoby posłuchać ich muzyki. Tymczasem cała druga połowa nie posiada choćby małego wkładu kogoś z liverpoolskiej
czwórki, a wszystko zostało opracowane i zaaranżowane przez George'a
Martina. Można na to przymknąć oko, jeśli ma się do czynienia z
soundtrackiem - w tym wypadku oczekuje się, że usłyszy się poszczególne ścieżki z filmu w oderwaniu od niego. A jak wiadomo, Martin miał
istotny wpływ w powstawaniu muzyki do tej bajki. Myślę więc, że
lepiej było to wydać pod nazwą The Beatles/George Martin.
Dla mnie od spójności ważniejszy jest poziom poszczególnych
nagrań. Ten w ostatecznym rozrachunku wypada nieźle, ale... według
mnie najlepsze dwie kompozycje z albumu to te, które przed premierą
były powszechnie kojarzone ("Yellow Submarine" i "All
You Need Is Love"). A o jakości całego materiału sporo mówi to, że "Yellow Submarine" i "All You Need Is Love" wcale nie prezentują nadzwyczajnego poziomu (choć bez wątpienia są bardzo dobre). Na szczęście i w pozostałej części nie
ma tragedii, a całości słucha się z pewną przyjemnością.
Problem w tym, że Beatlesi przyzwyczaili wszystkich do nieco wyższej
jakości ich wydawnictw. W związku z tym nie powinien dziwić fakt, że właśnie ta płyta
cieszy się wśród słuchaczy najmniejszą renomą.
Jednak
nawet tak niewiele znaczące wydawnictwo, jak "Yellow
Submarine", posiada pewną wartość - cztery premierowe
kawałki, które z oficjalnej dyskografii znajdują się tylko i
wyłącznie na tym longplayu. To właśnie one są głównym powodem i wystarczającą zachętą do kupna tego produktu (a dla
prawdziwych fanów czy kolekcjonerów będzie to obowiązkowe
uzupełnienie dyskografii). Choć przecież ścieżka przygotowana
przez Martina też nie jest bezwartościowa. Jednak dla prawdziwych
miłośników kwartetu ważniejsza będzie strona A, zawierająca
kompozycje przy których tworzeniu i nagrywaniu brała udział
legendarna czwórka. A to przecież dla nich tak często kupowano płyty spod znaku The Beatles.
Inna
sprawa, że te nagrania nie prezentują zbyt wysokiego poziomu i niekiedy brzmią jak odrzuty (którymi przecież w większości są). Nie są złe, ale niektóre z nich na każdym poprzednim
albumie The Beatles brzmiałyby jak wypełniacze. Utrzymany w
narkotycznym klimacie "Only a Northern Song" to odrzut z
sesji "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band". W gruncie
rzeczy nawet niezły i z bogatą aranżacją, ale pozostający daleko
w tyle za inną kompozycją Harrisona z tamtego krążka - "Within
You Without You". Na tym longplayu także stanowiłby jedną z
mniej ciekawych propozycji. Ciut lepiej prezentuje się druga
propozycja gitarzysty, "It's All Too Much", też utrzymana
w psychodelicznej atmosferze, ale posiadająca chociaż przyzwoitą
melodię. Nagrano ją kilka dni przed premierą "Sgt. Pepper's
Lonely Hearts Club Band". Warto podkreślić, że kompozycja
jest jedną z najdłuższych w dorobku kapeli - trwa ponad 6
minut. I w sumie przydałoby się ją nieco skrócić, co wyszłoby na korzyść.
Dla
kontrastu, od McCartney'a dostaliśmy "All Together Now" - lekką, ewidentnie pisaną dla dzieci (dlatego w filmie sprawdza się zupełnie
nieźle) piosenkę z chóralnym i przebojowym, ale jednocześnie
przekraczającym granicę banału refrenem. "All Together Now"
powstał po zakończeniu prac nad "Sierżantem Pieprzem",
12 maja 1967 roku, i w sumie dobrze, że na niego nie trafił.
Najlepiej z premier prezentuje się lennonowski "Hey Bulldog".
Oparty na zadziornym, fortepianowo-gitarowym motywie i posiadający
całkiem niezłe solo gitarowe, potrafi przykuć uwagę słuchacza.
Spośród strony A, "Hey Bulldog" został
zarejestrowany najpóźniej, na początku 1968 roku, w czasie sesji
podczas kręcenia klipu do singla "Lady Madonna". Jako jedyny powstał z myślą o nadchodzącej animacji, co nie pozwala traktować go jako odrzut (choć i tak scena jaką ilustruje wyleciała z niektórych wersji filmu).
Strona
B przenosi słuchaczy w zupełnie inną stylistykę. Mamy bowiem do
czynienia z wyłącznie instrumentalnym graniem, będącym muzyczną
ilustracją do przygotowanych scen. Nagrań dokonano w studiu Abbey
Road w dniach 22 i 23 października przy udziale 41-osobowej
orkiestry. Efekt tej współpracy wypada całkiem
przyzwoicie. To miła dla ucha muzyka, w której generalnie niełatwo znaleźć większe powiązania z twórczością Beatlesów, pod
których szyldem się ją reklamuje (choć i takie się zdarzają), ale jako ilustracja sprawdza się
nie najgorzej. Choć o tym można bardziej się przekonać oglądając
film, a nie słuchając zawartości płyty. Warto jednak wyróżnić niektóre fragmenty, bowiem nie pozwalają one stwierdzić, że strona B należy do szczególnie monotonnych.
Każdy prawdziwy fan zespołu wychwyci, że w pierwszej minucie "Sea of
Time", za sprawą indyjskiego instrumentarium i podobnej
melodii, wyraźnie pobrzmiewa coś z "Within You Without You".
Z kolei w "Sea of Monsters" umieszczono początek arii pod
tytułem "Air on the G String", autorstwa Jana Sebastiana
Bacha. Nadaje to kompozycji majestatycznego charakteru i sprawia,
że stanowi on jeden z najbardziej intrygujących fragmentów krążka. Do
ciekawszych punktów należy również "March of the Meanies",
w którym robi się dość mrocznie i poważnie, a instrumentalna
wariacja na temat motywu utworu tytułowego, pod nazwą "Yellow
Submarine in Pepperland", jest po prostu sympatyczną
ciekawostką. Cała reszta to w miarę poprawna dawka
instrumentalnego grania - nie odrzucająca, ale nie robiąca też
wielkiego wrażenia. Tak naprawdę żadne z tych nagrań nie
prezentuje się nadzwyczajnie, jednak co najmniej trzy z nich czymś
się wyróżniają. Jeśli ktoś lubi takie ilustracyjne, orkiestrowe granie, powinien być zadowolony.
Z racji
bycia ścieżką dźwiękową do filmu, "Yellow Submarine" sprawia
wrażenie dziwnej mieszanki, łączącej dwa opublikowane wcześniej
utwory z czterema premierowymi oraz muzyką ilustracyjną. Dość
powiedzieć, że to właśnie dobrze znane już nagrania wypadają
najlepiej, co mówi dużo o nowym materiale. Co prawda, ścieżka
przygotowana przez Martina jest całkiem niezła, ale lepiej
sprawuje się w połączeniu z obrazem niż słuchana osobno. Jednak
premiery wywołują mieszane odczucia. W związku z tym "Yellow
Submarine" broni się jako soundtrack (choć niby brakuje w
nim pojawiających się tu i ówdzie starszych kawałków Beatlesów), ale wypada dość średnio jako album sygnowany nazwą The Beatles.
Moja ocena - 6/10
Lista utworów:
01. Yellow Submarine (John Lennon, Paul McCartney)
02. Only a Northern Song (George Harrison)
03. All Together Now (John Lennon, Paul McCartney)
04. Hey Bulldog (John Lennon, Paul McCartney)
05. It's All Too Much (George Harrison)
06. All You Need Is Love (John Lennon, Paul McCartney)
07. Pepperland (George Martin)
08. Sea of Time (George Martin)
09. Sea of Holes (George Martin)
10. Sea of Monsters (George Martin)
11. March of the Meanies (George Martin)
12. Pepperland Laid Waste (George Martin)
13. Yellow Submarine in Pepperland (George Martin)
W sumie taka składanka z ciekawostkami, bo poza "Hey Bulldog" i dwoma innymi znanymi tytułami nie cenie na tej płycie reszty utworów. Zrobione trochę na siłę aby sprzedać następny film i płytę. Nawet bardziej przekonałeś mnie do drugiej strony płyty, nie jest to fascynująca ścieżka instrumentalna. Ale ma ciekawe momenty, właśnie te który wymieniłeś. Dzięki za info że to "Air on the G String" zastanawiałem się skąd znam tą melodie.
OdpowiedzUsuń