16 listopada 2019

The Beatles - "Yellow Submarine" (1969)


Umowa, jaką muzycy podpisali z wytwórnią United Artists, obligowała ich do nakręcenia czterech filmów z ich udziałem. Postanowili więc zlecić realizację trzeciego z nich animatorom z amerykańskiej firmy King Features Syndicate. Jej pracownicy stworzyli zainspirowaną piosenkami grupy animację pod tytułem "Yellow Submarine". Sami Beatlesi nie byli zainteresowani udziałem w przedsięwzięciu, jednak ostatecznie zgodzili się na występ w jednej aktorskiej scenie w epilogu. Głosy członków zespołu z wcześniejszej części animacji dobierały specjalnie wybrane do tego osoby - Geoffrey Hughes (Paul McCartney), John Clive (John Lennon), Peter Batten (George Harrison) i Paul Angelis (Ringo Starr).

Fabuła prezentuje się następująco: Na barwną i szczęśliwą krainę, położoną gdzieś za Morzem Zieleni, zwaną Pepperland, napadają Sine Smutasy, zamieniając jej mieszkańców w kamienne posągi i pozbawiając ich muzyki. Jeden z ocalałych mieszkańców podwodnej krainy, Stary Fred, ucieka przed siłami najeźdźców pojazdem, którym kiedyś przybyli na dno morza założyciele Pepperlandu - żółtą łodzią podwodną. Fred dociera do Liverpoolu, gdzie z powodzeniem prosi muzyków The Beatles o pomoc. Zanim dotrą do upadłej krainy w celu pokonania Sinych Smutasów, muszą przedrzeć się tytułową łodzią przez zdradzieckie wody Morza Czasu, Morza Dziur i innych przeklętych miejsc.

Z racji bycia bajką, "Yellow Submarine" znacznie różni się od poprzednich produkcji opowiadających o The Beatles, nie tylko ze względu na brak zaangażowania ze strony muzyków. Całość oparto na psychodelicznym, utrzymanym w estetyce halucynacji klimacie. Mamy tu więc żywą animację, plastyczność, bogactwo kolorów czy multum przedziwnych postaci i sekwencji, należycie dopasowanych do zawartości muzycznej. Film wygląda na dopracowany w wielu aspektach i może się podobać nie tylko miłośnikom legendarnej czwórki. Dzięki temu nie tylko najmłodsi widzowie mogą się na niej dobrze bawić - starsi miłośnicy, mający już pewne pojęcie o działalności grupy, mogą pobawić się w odnajdywaniu różnych smaczków. To utrzymana w baśniowej konwencji opowieść o walce dobra ze złem, tyle że jak na tamte czasy nietypowa i w pewnym sensie przełomowa. Oceniając z dzisiejszej perspektywy, "Yellow Submarine" wypada moim zdaniem słabiej od dwóch produkcji Richarda Lestera ("A Hard Day's Night" i "Help!"), ale jednocześnie nie osiąga żenady telewizyjnego "Magical Mystery Tour".

Prace nad tą animacją rozpoczęły się już na początku 1968 roku, ale dopiero 17 lipca miał swoją premierę w Wielkiej Brytanii (a w Stanach Zjednoczonych dopiero 13 listopada). Po premierze zyskiwała ona pozytywne recenzje i w pewnym sensie zatarła niesmak po rozczarowującym "Magical Mystery Tour". Działalność Beatlesów na polu muzycznym dała podstawę dla stworzenia wielu kreatywnych pomysłów m.in. w kontekście projektów postaci i świata przedstawionego. Muzyczną inspiracją dla obrazu okazał się nie tylko utwór "Yellow Submarine", ale i album "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" (stąd pomysł na krainę Pepperland i pojawiającą się tam Orkiestrę Samotnych Serc Sierżanta Pieprza), zaś psychodeliczna, barwna zawartość animacji to oczywiste zapożyczenie z muzycznych rozwiązań twórczości zespołu z lat 1966-1967.

Przez cały czas projekcji pojawiają się piosenki z nowszej twórczości The Beatles, od 1965 roku (najstarsza z nich to "Nowhere Man"). O braku zainteresowania chłopaków produkcją może świadczyć fakt, że po raz pierwszy zamiast specjalnie napisanych kawałków na potrzeby filmu wykorzystano wyłącznie dotychczasowe nagrania (z jednym wyjątkiem). Beatlesi podarowali co prawda cztery premierowe numery ("Only a Northern Song" i "It's All Too Much" Harrisona, "All Together Now" McCartney'a oraz "Hey Bulldog" Lennona), jednak większość z nich stanowiła odrzuty z wcześniejszych sesji. Resztę ścieżki dźwiękowej dopełniła muzyka ilustracyjna, opracowana przez George'a Martina.

Oczywiście, wraz z premierą bajki ukazał się towarzyszący mu dodatek w postaci ścieżki dźwiękowej. W Stanach Zjednoczonych wyszła ona 13 stycznia 1969 roku, a w Wielkiej Brytanii 4 dni później. W obu przypadkach zawartość pozostała niezmieniona. Co ciekawe, pierwszy raz od początku działalności pełnoprawna płyta nie podbiła list przebojów na najważniejszych rynkach sprzedaży (3. miejsce w Wielkiej Brytanii i 2. w USA). Cały materiał można podzielić na dwie wyraźnie odrębne części - pierwsza z nich to dzieło pracy Beatlesów, a druga to robota orkiestry George'a Martina. Na stronie A znalazł się utwór tytułowy (w przypadku soundtracków tradycyjnie umieszczony w kolejności jako pierwszy), cztery wspomniane wyżej premierowe kompozycje oraz słynny "All You Need Is Love". Jego obecność można usprawiedliwiać wyłącznie tym, że w Wielkiej Brytanii to tutaj po raz pierwszy kawałek pojawił się na pełnoprawnym wydawnictwie (w USA znalazł się już na "Magical Mystery Tour").

Dobór tracklisty został wykonany solidnie, choć nie wyczerpuje w pełni tematu. Mimo to, należy pochwalić wydawców, że nie chcieli wyciągać dodatkowej kasy od nabywców krążka. Jadąc na popularności Beatlesów, w grę mogło wchodzić wydanie podwójnego albumu, zawierającego wszystkie utwory pojawiające się w animacji - no bo przecież znajduje się tam (oprócz "Yellow Submarine" i "All You Need Is Love") również wiele dobrze już znanych kawałków, jak "When I'm Sixty Four", "Eleanor Rigby", "With a Little Help from My Friends" czy "Lucy in the Sky with Diamonds". Dopiero w 1999 roku wydano ścieżkę dźwiękową pod tytułem "Yellow Submarine Songtrack", zbierającą wszystkie piosenki z filmu, choć przy tym pozbawioną muzyki z oryginalnej strony B (jak dotąd nie istnieje wydawnictwo zbierające wszystkie nagrania, wraz z orkiestrowymi instrumentalami). Zaś na oryginalnym wydaniu znajduje się to, co najważniejsze, bez zbędnego powielania ("Yellow Submarine" niejako musiał się na nim znaleźć, bo w końcu to na tytułowej łodzi podwodnej dzieje się wiele przedstawionych w produkcji wydarzeń).

Z racji wyraźnego podziału na dwie strony, dzieło nie wygląda na spójne, a wręcz będące wypadkową prac dwóch różnych otoczeń. Nic w tym złego, jeśli nie wydaje się tego wyłącznie pod szyldem The Beatles - zobowiązuje to bowiem do sytuacji, w której chociaż w większości utworów można byłoby posłuchać ich muzyki. Tymczasem cała druga połowa nie posiada choćby małego wkładu kogoś z liverpoolskiej czwórki, a wszystko zostało opracowane i zaaranżowane przez George'a Martina. Można na to przymknąć oko, jeśli ma się do czynienia z soundtrackiem - w tym wypadku oczekuje się, że usłyszy się poszczególne ścieżki z filmu w oderwaniu od niego. A jak wiadomo, Martin miał istotny wpływ w powstawaniu muzyki do tej bajki. Myślę więc, że lepiej było to wydać pod nazwą The Beatles/George Martin.

Dla mnie od spójności ważniejszy jest poziom poszczególnych nagrań. Ten w ostatecznym rozrachunku wypada nieźle, ale... według mnie najlepsze dwie kompozycje z albumu to te, które przed premierą były powszechnie kojarzone ("Yellow Submarine" i "All You Need Is Love"). A o jakości całego materiału sporo mówi to, że "Yellow Submarine" i "All You Need Is Love" wcale nie prezentują nadzwyczajnego poziomu (choć bez wątpienia są bardzo dobre). Na szczęście i w pozostałej części nie ma tragedii, a całości słucha się z pewną przyjemnością. Problem w tym, że Beatlesi przyzwyczaili wszystkich do nieco wyższej jakości ich wydawnictw. W związku z tym nie powinien dziwić fakt, że właśnie ta płyta cieszy się wśród słuchaczy najmniejszą renomą.

Jednak nawet tak niewiele znaczące wydawnictwo, jak "Yellow Submarine", posiada pewną wartość - cztery premierowe kawałki, które z oficjalnej dyskografii znajdują się tylko i wyłącznie na tym longplayu. To właśnie one są głównym powodem i wystarczającą zachętą do kupna tego produktu (a dla prawdziwych fanów czy kolekcjonerów będzie to obowiązkowe uzupełnienie dyskografii). Choć przecież ścieżka przygotowana przez Martina też nie jest bezwartościowa. Jednak dla prawdziwych miłośników kwartetu ważniejsza będzie strona A, zawierająca kompozycje przy których tworzeniu i nagrywaniu brała udział legendarna czwórka. A to przecież dla nich tak często kupowano płyty spod znaku The Beatles.

Inna sprawa, że te nagrania nie prezentują zbyt wysokiego poziomu i niekiedy brzmią jak odrzuty (którymi przecież w większości są). Nie są złe, ale niektóre z nich na każdym poprzednim albumie The Beatles brzmiałyby jak wypełniacze. Utrzymany w narkotycznym klimacie "Only a Northern Song" to odrzut z sesji "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band". W gruncie rzeczy nawet niezły i z bogatą aranżacją, ale pozostający daleko w tyle za inną kompozycją Harrisona z tamtego krążka - "Within You Without You". Na tym longplayu także stanowiłby jedną z mniej ciekawych propozycji. Ciut lepiej prezentuje się druga propozycja gitarzysty, "It's All Too Much", też utrzymana w psychodelicznej atmosferze, ale posiadająca chociaż przyzwoitą melodię. Nagrano ją kilka dni przed premierą "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band". Warto podkreślić, że kompozycja jest jedną z najdłuższych w dorobku kapeli - trwa ponad 6 minut. I w sumie przydałoby się ją nieco skrócić, co wyszłoby na korzyść.

Dla kontrastu, od McCartney'a dostaliśmy "All Together Now" - lekką, ewidentnie pisaną dla dzieci (dlatego w filmie sprawdza się zupełnie nieźle) piosenkę z chóralnym i przebojowym, ale jednocześnie przekraczającym granicę banału refrenem. "All Together Now" powstał po zakończeniu prac nad "Sierżantem Pieprzem", 12 maja 1967 roku, i w sumie dobrze, że na niego nie trafił. Najlepiej z premier prezentuje się lennonowski "Hey Bulldog". Oparty na zadziornym, fortepianowo-gitarowym motywie i posiadający całkiem niezłe solo gitarowe, potrafi przykuć uwagę słuchacza. Spośród strony A, "Hey Bulldog" został zarejestrowany najpóźniej, na początku 1968 roku, w czasie sesji podczas kręcenia klipu do singla "Lady Madonna". Jako jedyny powstał z myślą o nadchodzącej animacji, co nie pozwala traktować go jako odrzut (choć i tak scena jaką ilustruje wyleciała z niektórych wersji filmu).

Strona B przenosi słuchaczy w zupełnie inną stylistykę. Mamy bowiem do czynienia z wyłącznie instrumentalnym graniem, będącym muzyczną ilustracją do przygotowanych scen. Nagrań dokonano w studiu Abbey Road w dniach 22 i 23 października przy udziale 41-osobowej orkiestry. Efekt tej współpracy wypada całkiem przyzwoicie. To miła dla ucha muzyka, w której generalnie niełatwo znaleźć większe powiązania z twórczością Beatlesów, pod których szyldem się ją reklamuje (choć i takie się zdarzają), ale jako ilustracja sprawdza się nie najgorzej. Choć o tym można bardziej się przekonać oglądając film, a nie słuchając zawartości płyty. Warto jednak wyróżnić niektóre fragmenty, bowiem nie pozwalają one stwierdzić, że strona B należy do szczególnie monotonnych.

Każdy prawdziwy fan zespołu wychwyci, że w pierwszej minucie "Sea of Time", za sprawą indyjskiego instrumentarium i podobnej melodii, wyraźnie pobrzmiewa coś z "Within You Without You". Z kolei w "Sea of Monsters" umieszczono początek arii pod tytułem "Air on the G String", autorstwa Jana Sebastiana Bacha. Nadaje to kompozycji majestatycznego charakteru i sprawia, że stanowi on jeden z najbardziej intrygujących fragmentów krążka. Do ciekawszych punktów należy również "March of the Meanies", w którym robi się dość mrocznie i poważnie, a instrumentalna wariacja na temat motywu utworu tytułowego, pod nazwą "Yellow Submarine in Pepperland", jest po prostu sympatyczną ciekawostką. Cała reszta to w miarę poprawna dawka instrumentalnego grania - nie odrzucająca, ale nie robiąca też wielkiego wrażenia. Tak naprawdę żadne z tych nagrań nie prezentuje się nadzwyczajnie, jednak co najmniej trzy z nich czymś się wyróżniają. Jeśli ktoś lubi takie ilustracyjne, orkiestrowe granie, powinien być zadowolony.

Z racji bycia ścieżką dźwiękową do filmu, "Yellow Submarine" sprawia wrażenie dziwnej mieszanki, łączącej dwa opublikowane wcześniej utwory z czterema premierowymi oraz muzyką ilustracyjną. Dość powiedzieć, że to właśnie dobrze znane już nagrania wypadają najlepiej, co mówi dużo o nowym materiale. Co prawda, ścieżka przygotowana przez Martina jest całkiem niezła, ale lepiej sprawuje się w połączeniu z obrazem niż słuchana osobno. Jednak premiery wywołują mieszane odczucia. W związku z tym "Yellow Submarine" broni się jako soundtrack (choć niby brakuje w nim pojawiających się tu i ówdzie starszych kawałków Beatlesów), ale wypada dość średnio jako album sygnowany nazwą The Beatles.

Moja ocena - 6/10

Lista utworów:
01. Yellow Submarine (John Lennon, Paul McCartney)
02. Only a Northern Song (George Harrison)
03. All Together Now (John Lennon, Paul McCartney)
04. Hey Bulldog (John Lennon, Paul McCartney)
05. It's All Too Much (George Harrison)
06. All You Need Is Love (John Lennon, Paul McCartney)
07. Pepperland (George Martin)
08. Sea of Time (George Martin)
09. Sea of Holes (George Martin)
10. Sea of Monsters (George Martin)
11. March of the Meanies (George Martin)
12. Pepperland Laid Waste (George Martin)
13. Yellow Submarine in Pepperland (George Martin)

1 komentarz:

  1. W sumie taka składanka z ciekawostkami, bo poza "Hey Bulldog" i dwoma innymi znanymi tytułami nie cenie na tej płycie reszty utworów. Zrobione trochę na siłę aby sprzedać następny film i płytę. Nawet bardziej przekonałeś mnie do drugiej strony płyty, nie jest to fascynująca ścieżka instrumentalna. Ale ma ciekawe momenty, właśnie te który wymieniłeś. Dzięki za info że to "Air on the G String" zastanawiałem się skąd znam tą melodie.

    OdpowiedzUsuń