Podboju
Ameryki ciąg dalszy - tak najkrócej opisałbym "Animal
Magnetism". Wyraźnie słychać, że muzycy marzyli o podbiciu tego właśnie rynku muzycznego. Sukces "Lovedrive" zrobił swoje, na skutek czego otrzymaliśmy materiał jeszcze bardziej przebojowy niż poprzednik, a przy tym jeszcze bardziej przystępny. Muzycy nie zapominają o zadziornym graniu, ale przy tym dbają o maksymalnie chwytliwe melodie. To w dużej mierze zdecydowało o niezłym komercyjnym powodzeniu omawianego wydawnictwa. Warto dodać, że na po koniec lat 70., po odejściu
Michaela Schenkera, ustabilizował się najsłynniejszy skład Scorpions, który
pozostał nierozerwalny przez następne 12 lat.
W kontekście całości można się doczepić do dość kiepskiego brzmienia. Znalazło się tutaj parę uchybień produkcyjnych, np. czasem wokal Meine'a jest ledwo słyszalny, jak w "Lady Starlight" czy "Hold Me Tight". Kto wie, może to efekt choroby gardła, która niedługo da o sobie znać. A może po prostu partactwo ze strony producenta Dietera Dierksa. Wykonanie też nie stoi na wybitnym poziomie, głównie przez zbyt rutynową i toporną pracę Hermana Rarebella. Nie był to muzyk grający w finezyjny sposób, ale nigdzie nie spartaczył tak bardzo powierzonego mu zadania. Równie banalne, choć jednak robiące lepsze wrażenie, są partie basu. Całości dopełnia dość kontrowersyjna (tradycyjnie) okładka, a także wymyślony przez perkusistę tytuł.
O niesamowitym potencjale komercyjnym świadczy już otwierający całość "Make It Real". Proste riffy, podstawowa gra sekcji rytmicznej, melodyjne linie wokalne i chwytliwy refren - w sumie opis ten pasuje do większości zawartych tu utworów, co widać na przykładzie następnego w kolejności "Don't Make No Promises (Your Body Can't Keep)". By uniknąć monotonii, przejdźmy do nieco odmiennych fragmentów płyty. Tradycyjnie nie zabrakło ballady. "Lady Starlight" zaczyna się ładną melodią na gitarze akustycznej. Mimo że w nim uwierać pewna porcja ckliwości, to do końca słucha się tego z ciekawością (mimo że całość przekracza czas trwania sześciu minut). Całkiem nieźle wypada prościutkie końcowe solo Rudolfa Schenkera. Oczywiście, nie jest to rzecz na miarę "When the Smoke Is Going Down" czy "We'll Burn the Sky". Na pewno znajdzie swoich przeciwników, ale według mnie powodu do wstydu nie ma.
O niesamowitym potencjale komercyjnym świadczy już otwierający całość "Make It Real". Proste riffy, podstawowa gra sekcji rytmicznej, melodyjne linie wokalne i chwytliwy refren - w sumie opis ten pasuje do większości zawartych tu utworów, co widać na przykładzie następnego w kolejności "Don't Make No Promises (Your Body Can't Keep)". By uniknąć monotonii, przejdźmy do nieco odmiennych fragmentów płyty. Tradycyjnie nie zabrakło ballady. "Lady Starlight" zaczyna się ładną melodią na gitarze akustycznej. Mimo że w nim uwierać pewna porcja ckliwości, to do końca słucha się tego z ciekawością (mimo że całość przekracza czas trwania sześciu minut). Całkiem nieźle wypada prościutkie końcowe solo Rudolfa Schenkera. Oczywiście, nie jest to rzecz na miarę "When the Smoke Is Going Down" czy "We'll Burn the Sky". Na pewno znajdzie swoich przeciwników, ale według mnie powodu do wstydu nie ma.
Naprawdę dobrze wypada nieco dziś zapomniany "Only a Man",
chwytliwością dorównujący największym ówczesnym przebojom
radiowym (przeszkadza jedynie niezbyt udany wstęp a capella).
Niesamowicie wkręca się w mózg i nie daje o sobie zapomnieć, przy czym aż chce się do niego powracać. Aż dziwne, że nie wydano go na małej płycie, mógłby być sporym hitem. Jednym z najjaśniejszych punktów longplaya jest "The Zoo". Legendarny, kroczący riff Schenkera,
kolejny niesamowicie nośny refren i dodatkowa ozdoba w postaci
solówki na kaczce to tylko jedne z wielu godnych uwagi elementów. "The Zoo" do dziś stanowi żelazny punkt setlist koncertowych. Zasłużenie.
Są też mniej udane fragmenty, jak mało wyrazisty i po prostu zbędny "Twentieth Century Man". Z kolei w "Falling in Love" nie pasuje mi udziwniony refren. Największe zaskoczenie powoduje za to nagranie tytułowe - wyróżnia się ono posępnym, sabbathowym riffem i złowieszczym, niemalże odrealnionym wokalem Meine'a. Mocne, niegrzeczne i nietypowe. Przede wszystkim naprawdę niepokojące. W podobnym klimacie utrzymany jest niewiele mniej udany, ponury "Hold Me Tight" - kolejna zapomniana perełka. Jak widać, Scorpions tworzyło w tym czasie nie tylko utwory dla grzecznych dziewczynek.
Są też mniej udane fragmenty, jak mało wyrazisty i po prostu zbędny "Twentieth Century Man". Z kolei w "Falling in Love" nie pasuje mi udziwniony refren. Największe zaskoczenie powoduje za to nagranie tytułowe - wyróżnia się ono posępnym, sabbathowym riffem i złowieszczym, niemalże odrealnionym wokalem Meine'a. Mocne, niegrzeczne i nietypowe. Przede wszystkim naprawdę niepokojące. W podobnym klimacie utrzymany jest niewiele mniej udany, ponury "Hold Me Tight" - kolejna zapomniana perełka. Jak widać, Scorpions tworzyło w tym czasie nie tylko utwory dla grzecznych dziewczynek.
Strata Schenkera czy Rotha nie odbiła się na muzycznej zawartości "Animal Magnetism". Kiedyś bardzo lubiłem ten album, teraz entuzjazm opadł, ale dla mnie jest to nadal podręcznikowy przykład udanego, przebojowego krążka. Gdyby dodać do tego lepszą produkcję i bardziej kompetentnego perkusistę, otrzymalibyśmy produkt wręcz wyśmienity. Ale i tak warto, album ten ma doprawdy zwierzęcy magnetyzm.
Moja ocena - 7/10
Lista utworów:
01. Make It Real (Herman Rarebell, Rudolf Schenker)
02. Don't Make No Promises (Your Body Can't Keep) (Matthias Jabs, Herman Rarebell)
03. Hold Me Tight (Klaus Meine, Herman Rarebell, Rudolf Schenker)
04. Twentieth Century Man (Klaus Meine, Rudolf Schenker)
05. Lady Starlight (Klaus Meine, Rudolf Schenker)
06. Falling in Love (Herman Rarebell)
07. Only a Man (Klaus Meine, Herman Rarebell, Rudolf Schenker)
08. The Zoo (Klaus Meine, Rudolf Schenker)
09. Animal Magnetism (Klaus Meine, Herman Rarebell, Rudolf Schenker)
Dziwnie kojarzy mi się ta okładka.
OdpowiedzUsuńPodobno to fotografia z planu filmu, gdzie miał wystąpić zespół, ale ostatecznie nie został on nakręcony.
UsuńDobre :) To jedna z serii okładek Scorpions, które w tamtym czasie miały celowo wzbudzić kontrowersje, a tym samym zwiększyć popularność danego albumu.
UsuńCo do "The Zoo", ta solówka nie jest grana na kaczce, tylko przy użyciu efektu Talk-box, jego brzmienie słychać też w riffie do "Livin on a prayer" oraz solówce "Hair of The Dog"
OdpowiedzUsuńzresztą popatrz na żywo co robi Jabs grając to solo - Ma pełną gębę roboty :D