26 czerwca 2017

Iron Maiden - "Piece of Mind" (1983)


Pokaźny sukces albumu "The Number of the Beast" mocno ugruntował pozycję Iron Maiden, stawiając go na podium najbardziej popularnych zespołów heavymetalowych. Słuchacze pokochali nowe oblicze składu z Brucem Dickinsonem. Jednak przy okazji nagrywania następnego krążka, "Piece of Mind", miała miejsce tradycyjna już zmiana personalna, tym razem w sekcji rytmicznej. Podczas trasy promującej "The Number of the Beast" perkusista Clive Burr zmagał się z problemami zdrowotnymi, poza tym coraz większe trasy koncertowe stawały się dla niego sporym obciążeniem, co objawiało się niezbyt dobrą dyspozycją na koncertach.

Burr odszedł więc z zespołu, a na jego miejsce został przyjęty Nicko McBrain, znany wcześniej z gry we francuskiej kapeli Trust. Można tu mówić o pewnej wymianie, ponieważ Burr po odejściu z Iron Maiden dołączył właśnie do Trust i nagrał z nimi dwie płyty - "Trust IV" oraz jego amerykański odpowiednik "Man's Trap". Skład Dickinson-Murray-Smith-Harris-McBrain pojawił się jeszcze na trzech następnych krążkach. McBrain już wtedy posiadał ogromny zestaw perkusyjny i trochę mocniejsze uderzenie od Burra, a jego znakiem rozpoznawczym był m.in. złamany nos oraz fakt, że nigdy nie grał na podwójnej stopie (Harrisowi udało się go do tego namówić tylko przy okazji utworu "Face in the Sand" z albumu "Dance of Death"), co w tym czasie stosowało już wielu bębniarzy metalowych. Perkusista dobrze wpasował się do muzyki granej przez Iron Maiden, choć osobiście zawsze wolałem swobodniejszą grę Burra od nieco bardziej mechanicznego Nicko.

Choć akurat rozpoczynający całość "Where Eagles Dare" należy do największych popisów McBraina. To jeden z lepszych otwieraczy kapeli, w którym miejsce do popisu mają wszyscy muzycy, szczególnie z sekcji rytmicznej. Harris tym razem zainspirował się filmem "Tylko dla orłów" w reżyserii Briana G. Huttona. Zapożyczenie to słychać także w zawartości muzycznej - intrygująco wypada moment, gdy perkusja imituje odgłosy karabinu maszynowego. Inspiracji książkowej można za to szukać w "To Tame a Land", kompozycji stworzonej na podstawie "Diuny" Franka Herberta (wówczas w przygotowaniu był również film na jej podstawie). W tekście aż roi się od przeróżnych nawiązań do treści powieści, przez co może być dla niektórych niezrozumiały. Pod względem konstrukcji jest kolejnym intrygującym, wielowątkowym numerem o nietuzinkowym klimacie, choć nie robi takiego wrażenia, jak "Hallowed Be Thy Name". Mimo że wszystko jest jak najbardziej na swoim miejscu. O kawałku trochę niesłusznie zapomniano, głównie ze względu niewykonywania go przez muzyków na koncertach.

Jeśli jesteśmy już przy rozbudowanych kompozycjach, to nic nie może się równać z "Revelations". Pierwszy utwór napisany dla zespołu w całości przez Bruce'a zaskakuje przemyślaną budową i kilkoma kapitalnymi motywami. Tempo i nastrój zmieniają się w nim tak szybko, jak w kalejdoskopie. Po raz kolejny zachwyca doskonała współpraca bliźniaczych gitar, a także Dickinson, który pokazuje całą paletę swoich możliwości wokalnych, w naturalny sposób przechodząc od subtelnego śpiewu po wściekły krzyk. To właśnie "Revelations" jest najjaśniejszym punktem "Piece of Mind" i największym powodem, dla którego warto zapoznać się z tym wydawnictwem. W odróżnieniu od "To Tame a Land", był on często wykonywany na występach na przestrzeni lat.

W materiale zwraca uwagę mniejszy udział twórczy Steve'a Harrisa, który tym razem uczestniczył w przygotowaniu 2/3 kompozycji na longplay. Dało do pole do zaistnienia duetu kompozytorskiego Dickinson-Smith. Pierwszy pokaz ich umiejętności stanowi "Flight of Icarus" - przypadek utworu inspirowanego na micie o Dedalu i Ikarze, a przy tym całkiem przebojowy, choć nieco ociężały numer. Wolę go w wersjach live, w których nabrał dynamiki, ostrości i większego polotu. Tutaj brzmi trochę jakby był przeznaczony do promocji radiowej. W sumie opłaciło się, ponieważ był to pierwszy singiel Maidenów, który został zauważony w Stanach Zjednoczonych.

Do koncertowych klasyków należy "The Trooper" - nieśmiertelny, szybki hit z charakterystyczną maidenową galopadą (jednak tutaj przerywaną w zwrotkach wokalem Dickinsona w stylu a capella), idealny do występów przed publicznością. Obecnie każdy z trzech gitarzystów może się przy nim wykazać swoimi umiejętnościami. Jednym z ciekawszych punktów zawartości jest też "Still Life", posiadający dość ciekawy przekaz, jednak nie we właściwej części kawałka, a na samym początku. Puszczone od tyłu słowa Nie wtrącaj się w sprawy, których nie rozumiesz to ukryta odpowiedź do ludzi, którzy dopatrywali się w twórczości grupy przekazów satanistycznych. Muzycznie stanowi kolejną atrakcję "Piece of Mind". To niedoceniony utwór, który ciekawie się rozwija i posiada jeden z lepszych refrenów w tym zestawie.

Inna sprawa, że moim zdaniem nie wszystkie kompozycje zasługują na uwagę. Najsłabiej wypada "Die with Your Boots On", w którym próbowano ciekawie zastosować wielogłosy, ale nie do końca się to udało. Całość robi bardzo przeciętne wrażenie i trwa za długo (spokojnie dałoby się obejść bez fragmentu z wokalem umieszczonym między solówkami w drugiej połowie). Równie bezbarwnie prezentuje się "Quest for Fire", choć uwagę zwraca w nim bardzo dobry podkład basowy Harrisa. Szkoda, że reszta prezentuje się nijako, nawet Bruce wypada tu nie do końca przekonująco. Nieco lepsze wrażenie robi inny utwór duetu Dickinson-Smith - żwawy, choć banalny "Sun and Steel". To prosty, ale dość chwytliwy i w miarę przyjemny kawałek, ale na tle wielu innych łatwo go potraktować jako wypełniacz.

Jako całość "Piece of Mind" nie jest tak wyrazisty i przebojowy, jak "The Number of the Beast", ani tak ostry i powalający zakończeniem, jak "Powerslave", przez co do dziś pozostaje w ich cieniu. To najsłabszy materiał ze złotego okresu Maidenów, jednak nie schodzi on poniżej dobrego poziomu. Zespół nadal gra w profesjonalny sposób, większy problem stanowią kompozycje. Kilka z nich do dziś brzmi świeżo i w ogóle się nie zestarzało, kilka innych budzi niedosyt. Na szczęście lepszych fragmentów znalazło się tu więcej i to wystarcza za usprawiedliwienie wysokiej oceny. Poza tym, wielu wykonawców z obszaru NWOBHM mogło tylko pomarzyć o nagraniu tak dobrych kompozycji, jak "Revelations" czy "Where Eagles Dare".

Dziwne, że dopiero z tej płyty Steve Harris był naprawdę zadowolony. Ja na jego miejscu czułbym się tak już wcześniej. Debiut i "The Number of the Beast" są dużo równiejsze, a na "Killers" nie było tylu momentów schodzących poniżej dobrego poziomu.

Moja ocena - 7/10

Lista utworów:
01. Where Eagles Dare (Steve Harris)
02. Revelations (Bruce Dickinson)
03. Flight of Icarus (Bruce Dickinson, Adrian Smith)
04. Die with Your Boots On (Bruce Dickinson, Steve Harris, Adrian Smith)
05. The Trooper (Steve Harris)
06. Still Life (Steve Harris, Dave Murray)
07. Quest for Fire (Steve Harris)
08. Sun and Steel (Bruce Dickinson, Adrian Smith)
09. To Tame a Land (Steve Harris)

11 komentarzy:

  1. "Tylko dla orłów" - fajny film, ze świetnym Clintem Eastwoodem. A książka, na podstawie której został nakręcony, jeszcze lepsza.

    A propos starych filmów wojennych na podstawie książek - "Orzeł wylądował" (reż. John Sturges, w rolach głównych Michael Caine i Donald Sutherland, też świetni) był kręcony w okolicach młyna, który widać na okładce pierwszego albumu Black Sabbath. Odgrywa on zresztą ważną rolę w filmie, bo przyczynia się do głównego zwrotu akcji ;) Ale książka znów lepsza.

    Wybacz ten offtop, ale o samym albumie nie mam nic do dodania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tylko dla orłów" widziałem dawno, ale pamiętam go jako całkiem dobre kino wojenne - choć z Clintem wolę westerny albo serię o "Brudnym Harrym".

      O samym albumie - no cóż... oboje dajemy mu taką samą ocenę :)

      Usuń
    2. "Brudny Harry" to moja ulubiona filmowa seria obok Bonda i "Zabójczej broni" ;) W tym roku widziałem już dwukrotnie wszystkie części (szkoda, że tylko pięć nakręcono, choć ostatnia jest już nieco słabsza i Clint nieco za stary do roli).

      A za westernami nigdy nie przepadałem, naprawdę nieliczne zrobiły na mnie dobre wrażenie. Zresztą kina wojennego też jakoś bardzo nie wielbię, ale sporo filmów mi się podobało.

      Usuń
    3. Jeśli miałbym wymienić tak na szybko moje ulubione serie filmowe, to na pewno Bondy, "Brudny'ego Harry'ego", "Zabójczą broń" (mimo słabszej 3. części), "Szklaną pułapkę" (pierwsze 3), "Planetę małp" z lat 60. i 70., "Powrót do przyszłości", "Gwiezdne Wojny", "Rambo", "Indianę Jonesa", "Obcego", "Terminatora" czy "Straszne filmy" - dość kontrowersyjny wybór, ale mam do nich słabość" :) Pewnie coś by się jeszcze znalazło na tej liście.

      Usuń
    4. Pawle, a widziałeś Dolarową Trylogię, albo "Bez przeznaczenia"? Te na pewno by ci się spodobały

      Usuń
    5. @FF - O, też lubię większość tych serii, jedne mniej, inne bardziej. "Szklana pułapka" również moim zdaniem powinna się skończyć po trzeciej części. Ale nie tylko ona. "Indiana Jones" czy "Obcy" też powinny pozostać trylogiami.

      @Anonimowy - "Bez przebaczenia" to akurat jeden z tych westernów, które cenię. Z Dolarowej Trylogii widziałem jedną część, bodajże pierwszą, ale niestety mnie rozczarowała.

      Usuń
    6. "Obcy" zdecydowanie powinien mieć 3 części. Czwartego Indianę nawet lubię, mimo że jest o dwie klasy niżej od reszty, ale jest takim ciekawym przedłużeniem historii. I polecam pozostałe części trylogii Leone, są dużo lepsze.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Wszelkie zmiany ocen i odświeżenia recenzji można obserwować w dziale "Ogłoszenia".

      No cóż, obecnie uznaję "Piece of Mind" za najsłabszy album IM z lat 80., choć nadal go lubię. Ale coś już było z nim "na rzeczy" od początku poznawania przeze mnie twórczości Maidenów, bo - jak już pewnie gdzieś pisałem - zawsze najmniej mnie przekonywał z tego okresu. Potem go doceniłem, ale obecnie mniej przymykam oko na kilka słabszych kompozycji (jak "Die With Your Boots On" czy "Quest for Fire"), które totalnie złe nie są, ale nie pozwalają mi wystawić większej oceny. Ogólnie dużo bardziej cenię następne trzy dzieła czy debiut.

      Ta recenzja też jest do malutkiej poprawy - w ogóle staram się poprawiać więcej tekstów, by były napisane w bardziej profesjonalny sposób.

      Usuń
    2. W dniu dzisiejszym miała miejsce aktualizacja recenzji, która oddaje moje obecne wrażenia na temat "Piece of Mind".

      Usuń
  3. Jakie te gusta są dziwne bo dlka mnie Piece of Mind to najlepsza i obok Number jedyna słuchalna płyta Maiden a utwór Die With Your Boots On to dla mnie najlepszy utwór z tej płyty.

    OdpowiedzUsuń