14.
album Iron Maiden, "A Matter of Life and Death", został
bardzo dobrze przyjęty przez fanów i krytyków, znacznie lepiej niż
poprzedni "Dance of Death". Członkowie zespołu byli tak
zadowoleni ze swojego dzieła, że grali go na żywo w całości.
Jednak mimo to żaden z tych utworów nie przetrwał na długo w
setliście. Jeśli próbować porównać go z innym dziełem Żelaznej
Dziewicy, to chyba tylko z "The X Factor", zarówno w
kontekście czasu długości, jak i posępności nagranego materiału (choć
w tej kwestii dzieło z Bayley'em nadal jest na pierwszym miejscu).
Longplay
brzmi trochę lepiej niż poprzedni, choć brzmienie gitar
zdecydowanie mogłoby być bardziej uwypuklone. Mimo obecności
trzech gitarzystów, ich partie często zlewają się ze sobą,
nieraz powodując uczucie, że gra tam wręcz jeden z nich. Wysunięta
do przodu jest za to sekcja rytmiczna. Zespół po raz pierwszy
zrezygnował z masteringu i kompresji, wszystko jest nagrane na
żywca, bez
jakichkolwiek poprawek. I to niestety słychać.
Na
początku jak zwykle: krótko i przebojowo. Na szczęście pełniący
rolę otwieracza "Different World" wzbudza bardziej
pozytywne wrażenia niż "Wildest Dreams" z poprzednika. Ma
ładną linię melodyczną i fajne wokale, ogólnie dobra robota.
Trochę bardziej złożony "These Colours Don't Run" wypada
jeszcze lepiej. To naprawdę solidnie pomyślana i zagrana
kompozycja, do której nie pasują jedynie końcowe, rycerskie
zaśpiewy Bruce'a. Niestety, produkcyjnie bardzo słychać to o czym
wcześniej pisałem, czyli schowane gitary pod powłoką basu i
perkusji, przez co brzmią zbyt niemrawo. Jedynie w czasie solówki
wychodzą na pierwszy plan. Bardzo lubię uwypukloną sekcję
rytmiczną w muzyce, jednak wydaje mi się, że panowie Murray, Smith
i Gers są za często spychani na drugi plan.
"Brighter
Than a Thousand Suns" to absolutnie wyjątkowe nagranie dla Iron
Maiden. Bardzo ciężki, bezpardonowy i wielowątkowy utwór, który
po prostu zachwyca. Potężne fragmenty kontrastują z bardzo
klimatycznymi zwolnieniami. Niestety, muszę się przyczepić do nie
najlepszej formy Bruce'a Dickinsona, który w wykrzyczanych partiach
w zwrotkach czasem ledwo daje sobie radę. Na szczęście w tych
spokojniejszych momentach wszystko jest na swoim miejscu. Po czymś
tak dobrym "The Pilgrim" jawi się jako typowy średniaczek,
choć z niesamowitą grą Harrisa na gitarze basowej. Tak czy
inaczej, nie przepadam za tym nagraniem. Z kolei "The Longest Day"
to kolejny utwór Maidenów, który świetnie się rozkręca, ale
jego dynamiczniejsza część już nie robi takiego wrażenia. "Out
of the Shadows" to ewidentny zapychacz - nudny, nijaki muzycznie
i do tego z refrenem podprowadzonym z "Tears of the Dragon"
z solowego dorobku Bruce'a.
Siedmiominutowy
"The Reincarnation of Benjamin Breeg" był pierwszym
singlem promującym "A Matter of Life and Death". Wybór to
dość nietypowy, ponieważ zespół zazwyczaj wybierał w to miejsce
utwory krótsze, bardziej przebojowe numery. Jednak "The
Reincarnation of Benjamin Breeg" jest jak najbardziej
reprezentatywny dla całego krążka, idealnie prezentuje to, czego
można się po nim spodziewać. Mimo swej złożoności, momentalnie
przyciąga uwagę i wrażenie to nie puszcza słuchacza aż do samego
końca. Na uwagę zasługują świetne, długie gitarowe popisy.
Podobny poziom prezentuje jeszcze dłuższy "For the Greater
Good of God". To najlepszy popis Bruce'a na tym albumie i
kolejna fajnie pomyślana kompozycja, z chwytliwymi melodiami i
świetnym refrenem.
Następnym
bardzo udanym utworem jest "Lord of Light", ze znakomitą
grą sekcji rytmicznej i ostro tnącymi gitarami. Rewelacyjnie wypada
jego druga połowa, w której nieoczekiwanie zmienia się klimat.
"The Legacy" zaczyna się akustycznie, co nasuwa
skojarzenia z o 3 lata starszym "Journeymanem". Nie jest to
jednak podobny eksperyment, gdyż po pewnym czasie wkraczają
ciężkie gitary. Niestety, sam kawałek sprawia wrażenie
nieprzemyślanego, z nieudanymi zaśpiewami Bruce'a. Aczkolwiek w
ostatnich czterech minutach pod względem gitarowym po raz pierwszy
słyszymy z jakim zespołem mamy do czynienia, pojawiają się tu
typowo maidenowe zagrywki i solówki. Za to duży plus.
"A
Matter of Life and Death" nie sprawia wrażenia łatwego w
odbiorze - potrzeba czasu, by go w pełni docenić. Sam na początku
nie uważałem go za zbyt udany, ale z biegiem czasu zacząłem
się przekonywać do niektórych kompozycji. Wszystkie z nich są utrzymane w
podobnym stylu i klimacie, co zapewnia spójność, ale nie wyklucza
różnorodności. Niestety, trudno oprzeć się wrażeniu, że krążek
mógłby być krótszy, a materiał lepiej wyselekcjonowany.
Moja ocena - 7/10
Lista utworów:
01. Different World (Steve Harris, Adrian Smith)
02. These Colours Don't Run (Bruce Dickinson, Steve Harris, Adrian Smith)
03. Brighter Than a Thousand Suns (Bruce Dickinson, Steve Harris, Adrian Smith)
04. The Pilgrim (Janick Gers, Steve Harris)
05. The Longest Day (Bruce Dickinson, Steve Harris, Adrian Smith)
06. Out of the Shadows (Bruce Dickinson, Steve Harris)
07. The Reincarnation of Benjamin Breeg (Dave Murray, Steve Harris)
08. For the Greater Good of God (Steve Harris)
09. Lord of Light (Bruce Dickinson, Steve Harris, Adrian Smith)
10. The Legacy (Janick Gers, Steve Harris)
Akurat "Out of the Shadows" to mój faworyt z tego albumu ;) Poza tym lubię też trzy pierwsze utwory oraz "Reincarnation...". Reszta taka sobie. Ale dawno tej płyty nie słuchałem i nie mam póki co na nią ochoty.
OdpowiedzUsuńCiekawe, bo po pierwszym odsłuchu tylko "Out of the Shadows" zapadł mi w pamięć ("Benjamina" nie liczę, bo znałem wcześniej). Dekadę później (ależ ten czas leci - doskonale pamiętam jak ten album się ukazał) wciąż jest to mój ulubiony utwór z tego albumu. Choć całość jest bardzo równa i pozostałe utwory podobają mi się niewiele mniej. "Brighter Than a Thousand Suns", "Benjamin Breeg" i "For the Greater Good of God" są w czołówce. Jedynie ostatniego utworu nigdy nie lubiłem, jest zbyt kiczowaty.
OdpowiedzUsuńNie jest źle tylko faktycznie wokal Bruca Dickinsona w tych wyższych partiach mocno irytuje.
OdpowiedzUsuń