7 października 2017

Van Halen - "Diver Down" (1982)


Jeden rok, jeden longplay. Tempo zespołu było w tym czasie błyskawiczne, ale i w pewien sposób wyczerpujące. Do tego stopnia, że na następnym albumie zaszły poważne zmiany. W rezultacie "Diver Down" jest kolejnym nietypowym dla Van Halen dziełem. Nie chodzi tylko o nietypowe rozwiązania niektórych kompozycji, ale przede wszystkim o nieoczywisty dobór materiału. Nie da się ukryć, że na "Diver Down" autorzy zamieścili pewien klarowny podział utworów: autorskie, pełne nagrania, miniaturki i covery. Dlatego też recenzję wyjątkowo podzielę na trzy osobne części.

Zacznę od dłuższych kompozycji, stworzonych przez zespół. "Hang 'Em High" to typowy dla Van Halen hardrockowy, ognisty czad. Nie wybijający się ponad wcześniejsze tego typu propozycje, ale naprawdę miły w odsłuchu. Zdecydowanie luźniejszy charakter ma "Secrets", jednak kawałek prezentuje się dość nijako. Również "The Full Bug", mimo zastosowania harmonijki w czasie solówki, jest zbyt bezbarwny. Rewelacyjnie, szczególnie na tle poprzednich dwóch omawianych nagrań, wypada "Little Guitars", z początku dość mroczny, ale potem nabierawszy pogodnego charakteru - w obu tych wydaniach wypada jednak przekonująco. Zaledwie cztery autorskie nagrania, które poza "Hang 'Em High" i "Little Guitars" wypadają nie najlepiej na tle poprzednich dokonań. No nieładnie.

Czas na miniaturki. "Cathedral" to trwające ponad minutę solo gitarowe. Eddie sprytnie pokombinował przy tym kawałku, dając słuchaczowi błędne wrażenie, że gra nie na gitarze, a na syntezatorze. "Intruder" to przede wszystkim kapitalnie zrobione narastanie napięcia (głównie dzięki mocnej grze sekcji rytmicznej) do kompozycji "(Oh) Pretty Woman". "Little Guitars (Intro)" to - jak sama nazwa wskazuje - wstęp do opisanej wcześniej autorskiej kompozycji. Ładny, ale czy potrzebny? Może lepiej sprawdziłby się jako część "Little Guitars", bez osobnego wyszczególniania.

I na koniec covery. "Where Have All the Good Times Gone!" to druga po "You Really Got Me" przeróbka utworu The Kinks - i na niemal równie porywającym poziomie. Świetnie sprawdza się jako start "Diver Down" i stanowi jego najjaśniejszy punkt. Może się podobać pulsująca wersja "Dancing in the Street". Ale już "(Oh) Pretty Woman" nie przekonuje. Poza cięższym brzmieniem za mało tu zmian w stosunku do oryginału, poza nie umieszczono tu popisów Eddiego na gitarze, które mogłyby ubarwić tę przeróbkę. Jako singiel zajęła ona wysokie miejsca na listach przebojów, przynajmniej tyle.

Ogromnym zaskoczeniem pośród coverów jest "Big Bad Bill (Is Sweet William Now)", który nawiązuje do starej muzyki lat 20-tych. Gościnnie na klarnecie zagrał tutaj ojciec Alexa i Eddiego, Jan Van Halen. Prawdziwie rodzinne nagranie, które niby nie pasuje do stylu Van Halen, ale stanowi całkiem niezłą odskocznię od bardziej zachowawczego repertuaru grupy. Poza tym bardzo fajnie wypadła zawadiacka partia wokalna Rotha, śpiewającego w zupełnie innym stylu. Niestety, końcowe "Happy Trails" to już niepotrzebne dziwadło z pijackimi zaśpiewami, w tym z niedbałym wokalem Rotha.

"Diver Down" może budzić mieszane uczucia, a poprzez miszmasz w doborze materiału jest zdecydowanie najmniej spójnym dziełem grupy. Dłuższe, autorskie utwory zbyt często mieszają się z instrumentalnymi nagraniami, co po pewnym czasie może męczyć. A jeszcze większe zastanowienie powodują niektóre, niepasujące do twórczości Van Halen covery, typu "Happy Trails". Mimo wszystko, nadal nie brak naprawdę udanych, atrakcyjnych numerów, zarówno autorskich (jak "Little Guitars" czy "Intruder"), jak i coverowanych (jak "Big Bad Bill (Is Sweet William Now)" czy "Where Have All the Good Times Gone!"). Całości, mimo uchybień, można posłuchać. Tylko bez nastawiania się na coś wielkiego. To longplay nagrany na całkowitym luzie, bez żadnego spinania się i jeśli w ten sposób do niego podejdziemy, to ten chaotyczny zlepek nagrań może okazać się całkiem przyjemny.

Dzięki ogromnemu zainteresowaniu koncertami i wielomilionowym nakładom sprzedaży płyt, popularność Van Halen rosła z roku na rok. Do tego stopnia, że Eddie wystąpił gościnnie na (jak się okazało) megapopularnym, najlepiej sprzedającym się w historii albumie Michaela Jacksona "Thriller". Zagrał wyśmienitą solówkę w utworze "Beat It", będącą kolejnym pokazem jego pomysłowości i techniki gry. Już to można uznać za spory sukces, a mimo to następny krążek "1984" będzie jeszcze większym krokiem ku zwiększeniu powodzenia i popularności.

Moja ocena - 6/10

Lista utworów:
02. Hang 'Em High (Michael Anthony, David Lee Roth, Alex Van Halen, Eddie Van Halen)
03. Cathedral (Michael Anthony, David Lee Roth, Alex Van Halen, Eddie Van Halen)
04. Secrets (Michael Anthony, David Lee Roth, Alex Van Halen, Eddie Van Halen)
05. Intruder (Michael Anthony, David Lee Roth, Alex Van Halen, Eddie Van Halen)
06. (Oh) Pretty Woman (William Dees, Roy Orbison)
07. Dancing in the Street (Marvin Gaye, Ivy Hunter, William Stevenson)
08. Little Guitar (Intro) (Michael Anthony, David Lee Roth, Alex Van Halen, Eddie Van Halen)
09. Little Guitar (Michael Anthony, David Lee Roth, Alex Van Halen, Eddie Van Halen)
10. Big Bad Bill (Is Sweet William Now) (Milton Ager, Jack Yellen)
11. The Full Bug (Michael Anthony, David Lee Roth, Alex Van Halen, Eddie Van Halen)
12. Happy Trails (Dale Evans)

2 komentarze:

  1. Jak ja nie lubię tego zespołu, taki jarmarczno-plastikowy, trochę tacy gunsi 10 lat wcześniej.

    Szczelam że 1984 będzie miało jeszcze niższą ocenę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat "1984" to ostatni album Van Halen, który naprawdę lubię.

      Usuń