Płyty
"Load" i "ReLoad" zyskały bardzo mieszane opinie
i przez wielu fanów były wręcz krytykowane, a mimo to były dużymi
sukcesami na rynku muzycznym i sprzedawały się w milionowych
nakładach. Członkowie zespołu postanowili kuć żelazo póki
gorące, a że najwyraźniej nie mieli pomysłu na nowe utwory,
postanowili wypuścić album z coverami - ale za to nie byle jaki!
Nie
mamy do czynienia wyłącznie z nagranym na szybcika zestawem nowych
przeróbek. Panowie sprytnie pokombinowali pod tym względem:
istnieje wiele fajnych
kawałków, które chętnie przerobimy i zagramy na nowo, wypuścimy
w premierowych wersjach, ale to za mało. Trzeba dorzucić coś
jeszcze, by zwabić większą ilość fanów. Mamy przecież zasób
coverów, które wypuściliśmy w różnych okresach działalności w
obecnie mało znanych wydawnictwach. A gdyby tak je wszystkie zebrać
i wypuścić w takiej 2-płytowej formie na rynek?
Mniej więcej taka intencja przyświecała kapeli w tym czasie.
Niegłupie. By przetrwać na rynku muzycznym, trzeba dbać o dobry
PR. Metallica to jeden z zespołów, który zawsze umiał się z
powodzeniem wypromować, w dużej mierze dzięki biznesowej smykałce
Ulricha i Hetfielda. Niemniej, trzeba przyznać, że taka forma była
w pewnym sensie strzałem w dziesiątkę - fani mogli wreszcie
posiadać większość zagranych przez Metallicę przeróbek w
różnych okresach czasu, bez konieczności ich szukania i zdobywania
oddzielnie. Był to na tyle udany krok pod względem finansowym, że
kompilacja ta do dnia dzisiejszego pokryła się 5-krotną platyną w
Stanach Zjednoczonych. Kontynuacja dobrej passy wydawniczej mimo nie
najlepszej opinii słuchaczy czy po prostu chęć posłuchania
ponownie wymiatającej, lekko thrashowej Metalliki?
Pierwsze CD to covery nagrane premierowo, specjalnie dla tego
wydawnictwa, zaś drugie to zbiór przeróbek zarejestrowanych na
przestrzeni wielu lat kariery. Do tego ten kontrast image'u - na
okładce panowie pokazują się jako utytłani mechanicy samochodowi,
zaś na zdjęciu z tyłu książeczki widzimy ich w szykownych
garniturach. Jeśli miałbym porównać oba CD, druga ze stron wypada
nieco lepiej, więcej w niej energii i metalowego zacięcia. Nie ma
się co dziwić, nagrania te zarejestrowano przed tzw. obniżką
poziomu albumów Metalliki w drugiej połowie lat 90. Choć zdecydowanie na
obu płytach istnieją godne uwagi momenty.
Ponoć premierowe nagrania z 1998 roku nagrano za jednym podejściem.
Trudno powiedzieć jakim kluczem doboru materiału sugerowała się
czwórka, bowiem dostajemy prawdziwy rozstrzał gatunkowy - mamy heavy
metal spod znaku NWOBHM, hard rock, punk rock, a kiedy indziej grupa
bierze się za southern rock czy psychodeliczne klimaty. Na szczęście
najwięcej jest zadziornego grania - słychać, że Metallica nadal nieźle odnajduje się w agresywnym
młóceniu ("Free Speech for the Dumb" i "The More i
See" - oba z repertuaru grupy Discharge). Bardzo fajnie wypadły
przeróbki "It's Electric" Diamond Head i "Die, Die My
Darling" Misfits, do których definitywnie chce się powracać.
Klimatycznie robi się w "Turn the Page" Boba Segera, w
której Hetfield może się popisać możliwościami wokalnymi. To
również jeden z najlepszych momentów całej kompilacji, na który
warto zwrócić szczególną uwagę. W "Astronomy" Blue
Öyster Cult pozostawiono ciężką, posępną atmosferę oryginału
i także wyszło przekonująco.
Muzycy zabrali się też za rzeczy bardziej znane rockowej
publiczności. Na mnie największe wrażenie robi niesamowita wersja "Whiskey in the Jar",
piosenki niegdyś spopularyzowanej Thin Lizzy, choć tak naprawdę
geneza jej powstania sięga irlandzkich korzeni. Jednak to wersja
grupy Phila Lynotta była podstawą dla Metalliki i wyszło naprawdę
świetnie. Jest też klasyk Black Sabbath "Sabbra Cadabra",
w którym zamiast klawiszowych pasaży znanych z oryginału do
całości ciekawie wpleciono urywek innego utworu Sabbathów - "A
National Acrobat".
Pozostała część pierwszej płyty nie zachowuje określonego
poziomu. Totalnie nie przekonuje wykonanie "Loverman" Nick
Cave & The Bad Seeds, które za bardzo rozciągnięto, przez co
dłuży się niemiłosiernie (niemalże 8 minut!). W odróżnieniu od
"Turn the Page" wokalnie zupełnie nie odnajduje się tu
James. W konglomeracie nazwanym "Mercyful Fate",
składającym się z urywków kilku utworów z repertuaru tak samo
nazwanej kapeli niby znalazło się dużo energii, której tak
brakowało na "Load" i "ReLoad", ale zlepek ten
trwa ponad 11 minut, z czego ok. połowę można by było wyrzucić
bez szkody dla całości. Momenty robią wrażenie, ale połączone w
jedną całość nie przekonują, może lepiej było wybrać jedno
porządne nagranie Mercyful Fate i je opracować. Do stylu Metalliki z końcówki XX wieku kompletnie nie pasuje "Tuesday's Gone".
W wersji Lynyrd Skynyrd utwór miał ten naturalny southern-rockowy
luz, którego tu zabrakło.
Przechodzimy
do archiwalnych nagrań. Pierwsze 5 z nich to zawartość EP-ki "The
$5.98 E.P.: Garage Days Re-Revisited" z 1987 roku, pierwszego
wydawnictwa z Jasonem Newstedem na pokładzie. Nigdy nie przepadałem
specjalnie za tym materiałem, ale słucha się go bezboleśnie, a na
szczególne wyróżnienie zasługuje wykonanie "Crash Course in
Brain Surgery" Budgie. Pozostała część to: "Helpless"
Diamond Head, "The Small Hours" Holocaust, "The Wait"
Killing Joke oraz dwa połączone ze sobą "Last Caress/Green
Hell" Misfits - na końcu ostatniego nagrania słychać nawet
krótki cytat motywu "Run to the Hills" Maidenów. Warto
dodać, że od nazwy tej EP-ki wziął się poniekąd tytuł
omawianego zbioru - wzięto z niego słowo Garage
i połączono z końcówką tytułu utworu "Damage, Inc." z
płyty "Master of Puppets". Czasem najprostsze rozwiązania
bywają najlepsze.
Kolejne dwie pozycje zostały nagrane najwcześniej, w 1984 roku, a
są to: rewelacyjna wersja "Am I Evil?" Diamond Head i
trochę słabszy "Blitzkrieg" z repertuaru tak samo
nazwanej kapeli. Pięć następnych kawałków to zestaw stron B
singli z lat 1988-1991: "Breadfan" Budgie, "The
Prince" Diamond Head, "Stone Cold Crazy" Queen, "So
What" Anti-Nowhere League oraz "Killing Time" Sweet
Savage. Na pierwszy rzut oka dziwić może wybór kompozycji Queen,
bo w końcu co łączy stylistycznie oba zespoły? Odpowiedź jest
zadziwiająco prosta - "Stone Cold Crazy" już w oryginale
brzmi jak prototyp thrash metalu, więc nie dziwne, że i Metallica
po niego sięgnęła. Poza tym, na przykładzie tej kompilacji widać
jak wielki wpływ na muzyków miała wczesna działalność Diamond Head.
Całość uzupełniają nagrane w 1995 roku cztery przeróbki
kompozycji z repertuaru kolejnej wielkiej inspiracji Metalliki, czyli
Motörhead - "Overkill", "Damage Case", "Stone
Dead Forever" oraz "Too Late Too Late". Nie przebijają
pierwowzorów, ale ich wykonanie stoi na dobrym poziomie.
Jak więc określić "Garage, Inc"? Dla jednych będzie to
ostateczny dowód na to, że najlepsze czasy Metallica ma za sobą, a
dla drugich przyjemna odskocznia od ugrzecznionego w tym czasie
image'u agresywnej niegdyś, thrashmetalowej formacji. Nawet w
premierowych coverach nie ma już tego powera i naturalnej złości, co kiedyś, choć i tak więcej w tym energii niż na "Load "i
"ReLoad". Dlatego tak przyjemnie słucha się drugiego CD
pochodzącego z najlepszego okresu zespołu. Choć dla mnie obie
strony potraktowane osobno zasługują na wysoką ocenę. Jednak jako, że nagrania pochodzą z różnych etapów kariery, kompilacja
sprawia wrażenie lekko nierównej. Co nie powinno dziwić i ma swoje
potwierdzenie w zawartości, a mimo to całość się broni - dużo
więcej tu udanych niż nieudanych wersji. Skok na kasę, ale w
dobrym stylu. Sympatyczna ciekawostka, która swego czasu była
potrzebna, by przywrócić wiarę w Metallicę. I tyle, wyższej oceny
jej nie dam.
W kontekście całości nasuwa się jedna konkluzja - dzięki swoim
przeróbkom tak popularny zespół jak Metallica swego czasu ocalił
od zapomnienia wiele kapel rockowych i metalowych, które nie
odniosły znaczących sukcesów na rynku muzycznym, m.in. Discharge,
Diamond Head czy Blitzkrieg, a tym samym poszerzył grono ich fanów.
Obopólna wymiana powinna działać w dwie strony - muzycy są
wdzięczni swoim idolom za bycie dla nich inspiracją, a grupy te
powinny dziękować Metallice, że dzięki nim ich twórczość
istnieje w świadomości większej liczby słuchaczy.
Moja ocena - 7/10
Lista utworów:
01. Free Speech for the Dumb (Garry Maloney, Kelvin "Cal" Morris, Tony "Bones" Roberts, Roy "Rainy" Wainwright)
02. It's Electric (Sean Harris, Brian Tatler)
03. Sabbra Cadabra (Geezer Butler, Tony Iommi, Ozzy Osbourne, Bill Ward)
04. Turn the Page (Bob Seger)
05. Die, Die My Darling (Glenn Danzig)
06. Loverman (Nick Cave)
07. Mercyful Fate (King Diamond, Hank Shermann)
08. Astronomy (Albert Bouchard, Joe Bouchard, Sandy Pearlman)
09. Whiskey in the Jar (utwór tradycyjny)
10. Tuesday's Gone (Allen Collins, Ronnie Van Zant)
11. The More I See (Garry Maloney, Kelvin "Cal" Morris, Tony "Bones" Roberts, Roy "Rainy" Wainwright)
12. Helpless (Sean Harris, Brian Tatler)
13. The Small Hours (Bryan Bartley, Ron Levine, John McCullim, John Mortimer)
14. The Wait (Jaz Coleman, Paul Ferguson, Martin "Youth" Glover, Kevin "Geordie" Walker)
15. Crash Course in Brain Surgery (Tony Bourge, Ray Phillips, Burke Shelley)
16. Last Caress/Green Hell (Glenn Danzig)
16. Last Caress/Green Hell (Glenn Danzig)
17. Am I Evil? (Sean Harris, Brian Tatler)
18. Blitzkrieg (Ian Jones, Brian Ross, Jim Sirotto)
19. Breadfan (Tony Bourge, Ray Phillips, Burke Shelley)
20. The Prince (Sean Harris, Brian Tatler)
21. Stone Cold Crazy (John Deacon, Brian May, Freddie Mercury, Roger Taylor)22. So What (Clive "Winston" Blake, Chris "Magoo" Exall, Nick "Animal" Kulmer)
23. Killing Time (Davy Bates, Vivian Campbell, Trevor Fleming, Raymond Haller)
24. Overkill (Eddie Clarke, Ian Kilmister, Phil Taylor)
25. Damage Case (Eddie Clarke, Mick Farren, Lemmy Kilmister, Phil Taylor)
26. Stone Dead Forever (Eddie Clarke, Ian Kilmister, Phil Taylor)
27. Too Late Too Late (Eddie Clarke, Ian Kilmister, Phil Taylor)
O ile dobrze pamiętam, to oryginały wszystkich tych utworów są lepsze.
OdpowiedzUsuńZapewne tak. Mimo to, większości zaprezentowanych tu wersji też słucha się przyjemnie, szczególnie z drugiego CD.
Usuń