26 kwietnia 2018

Metallica - "Garage Inc." (1998)


Płyty "Load" i "ReLoad" zyskały bardzo mieszane opinie i przez wielu fanów były wręcz krytykowane, a mimo to były dużymi sukcesami na rynku muzycznym i sprzedawały się w milionowych nakładach. Członkowie zespołu postanowili kuć żelazo póki gorące, a że najwyraźniej nie mieli pomysłu na nowe utwory, postanowili wypuścić album z coverami - ale za to nie byle jaki!

Nie mamy do czynienia wyłącznie z nagranym na szybcika zestawem nowych przeróbek. Panowie sprytnie pokombinowali pod tym względem: istnieje wiele fajnych kawałków, które chętnie przerobimy i zagramy na nowo, wypuścimy w premierowych wersjach, ale to za mało. Trzeba dorzucić coś jeszcze, by zwabić większą ilość fanów. Mamy przecież zasób coverów, które wypuściliśmy w różnych okresach działalności w obecnie mało znanych wydawnictwach. A gdyby tak je wszystkie zebrać i wypuścić w takiej 2-płytowej formie na rynek?

Mniej więcej taka intencja przyświecała kapeli w tym czasie. Niegłupie. By przetrwać na rynku muzycznym, trzeba dbać o dobry PR. Metallica to jeden z zespołów, który zawsze umiał się z powodzeniem wypromować, w dużej mierze dzięki biznesowej smykałce Ulricha i Hetfielda. Niemniej, trzeba przyznać, że taka forma była w pewnym sensie strzałem w dziesiątkę - fani mogli wreszcie posiadać większość zagranych przez Metallicę przeróbek w różnych okresach czasu, bez konieczności ich szukania i zdobywania oddzielnie. Był to na tyle udany krok pod względem finansowym, że kompilacja ta do dnia dzisiejszego pokryła się 5-krotną platyną w Stanach Zjednoczonych. Kontynuacja dobrej passy wydawniczej mimo nie najlepszej opinii słuchaczy czy po prostu chęć posłuchania ponownie wymiatającej, lekko thrashowej Metalliki?

Pierwsze CD to covery nagrane premierowo, specjalnie dla tego wydawnictwa, zaś drugie to zbiór przeróbek zarejestrowanych na przestrzeni wielu lat kariery. Do tego ten kontrast image'u - na okładce panowie pokazują się jako utytłani mechanicy samochodowi, zaś na zdjęciu z tyłu książeczki widzimy ich w szykownych garniturach. Jeśli miałbym porównać oba CD, druga ze stron wypada nieco lepiej, więcej w niej energii i metalowego zacięcia. Nie ma się co dziwić, nagrania te zarejestrowano przed tzw. obniżką poziomu albumów Metalliki w drugiej połowie lat 90. Choć zdecydowanie na obu płytach istnieją godne uwagi momenty.

Ponoć premierowe nagrania z 1998 roku nagrano za jednym podejściem. Trudno powiedzieć jakim kluczem doboru materiału sugerowała się czwórka, bowiem dostajemy prawdziwy rozstrzał gatunkowy - mamy heavy metal spod znaku NWOBHM, hard rock, punk rock, a kiedy indziej grupa bierze się za southern rock czy psychodeliczne klimaty. Na szczęście najwięcej jest zadziornego grania - słychać, że Metallica nadal nieźle odnajduje się w agresywnym młóceniu ("Free Speech for the Dumb" i "The More i See" - oba z repertuaru grupy Discharge). Bardzo fajnie wypadły przeróbki "It's Electric" Diamond Head i "Die, Die My Darling" Misfits, do których definitywnie chce się powracać. Klimatycznie robi się w "Turn the Page" Boba Segera, w której Hetfield może się popisać możliwościami wokalnymi. To również jeden z najlepszych momentów całej kompilacji, na który warto zwrócić szczególną uwagę. W "Astronomy" Blue Öyster Cult pozostawiono ciężką, posępną atmosferę oryginału i także wyszło przekonująco.

Muzycy zabrali się też za rzeczy bardziej znane rockowej publiczności. Na mnie największe wrażenie robi niesamowita wersja "Whiskey in the Jar", piosenki niegdyś spopularyzowanej Thin Lizzy, choć tak naprawdę geneza jej powstania sięga irlandzkich korzeni. Jednak to wersja grupy Phila Lynotta była podstawą dla Metalliki i wyszło naprawdę świetnie. Jest też klasyk Black Sabbath "Sabbra Cadabra", w którym zamiast klawiszowych pasaży znanych z oryginału do całości ciekawie wpleciono urywek innego utworu Sabbathów - "A National Acrobat".

Pozostała część pierwszej płyty nie zachowuje określonego poziomu. Totalnie nie przekonuje wykonanie "Loverman" Nick Cave & The Bad Seeds, które za bardzo rozciągnięto, przez co dłuży się niemiłosiernie (niemalże 8 minut!). W odróżnieniu od "Turn the Page" wokalnie zupełnie nie odnajduje się tu James. W konglomeracie nazwanym "Mercyful Fate", składającym się z urywków kilku utworów z repertuaru tak samo nazwanej kapeli niby znalazło się dużo energii, której tak brakowało na "Load" i "ReLoad", ale zlepek ten trwa ponad 11 minut, z czego ok. połowę można by było wyrzucić bez szkody dla całości. Momenty robią wrażenie, ale połączone w jedną całość nie przekonują, może lepiej było wybrać jedno porządne nagranie Mercyful Fate i je opracować. Do stylu Metalliki z końcówki XX wieku kompletnie nie pasuje "Tuesday's Gone". W wersji Lynyrd Skynyrd utwór miał ten naturalny southern-rockowy luz, którego tu zabrakło.

Przechodzimy do archiwalnych nagrań. Pierwsze 5 z nich to zawartość EP-ki "The $5.98 E.P.: Garage Days Re-Revisited" z 1987 roku, pierwszego wydawnictwa z Jasonem Newstedem na pokładzie. Nigdy nie przepadałem specjalnie za tym materiałem, ale słucha się go bezboleśnie, a na szczególne wyróżnienie zasługuje wykonanie "Crash Course in Brain Surgery" Budgie. Pozostała część to: "Helpless" Diamond Head, "The Small Hours" Holocaust, "The Wait" Killing Joke oraz dwa połączone ze sobą "Last Caress/Green Hell" Misfits - na końcu ostatniego nagrania słychać nawet krótki cytat motywu "Run to the Hills" Maidenów. Warto dodać, że od nazwy tej EP-ki wziął się poniekąd tytuł omawianego zbioru - wzięto z niego słowo Garage i połączono z końcówką tytułu utworu "Damage, Inc." z płyty "Master of Puppets". Czasem najprostsze rozwiązania bywają najlepsze.

Kolejne dwie pozycje zostały nagrane najwcześniej, w 1984 roku, a są to: rewelacyjna wersja "Am I Evil?" Diamond Head i trochę słabszy "Blitzkrieg" z repertuaru tak samo nazwanej kapeli. Pięć następnych kawałków to zestaw stron B singli z lat 1988-1991: "Breadfan" Budgie, "The Prince" Diamond Head, "Stone Cold Crazy" Queen, "So What" Anti-Nowhere League oraz "Killing Time" Sweet Savage. Na pierwszy rzut oka dziwić może wybór kompozycji Queen, bo w końcu co łączy stylistycznie oba zespoły? Odpowiedź jest zadziwiająco prosta - "Stone Cold Crazy" już w oryginale brzmi jak prototyp thrash metalu, więc nie dziwne, że i Metallica po niego sięgnęła. Poza tym, na przykładzie tej kompilacji widać jak wielki wpływ na muzyków miała wczesna działalność Diamond Head. Całość uzupełniają nagrane w 1995 roku cztery przeróbki kompozycji z repertuaru kolejnej wielkiej inspiracji Metalliki, czyli Motörhead - "Overkill", "Damage Case", "Stone Dead Forever" oraz "Too Late Too Late". Nie przebijają pierwowzorów, ale ich wykonanie stoi na dobrym poziomie.

Jak więc określić "Garage, Inc"? Dla jednych będzie to ostateczny dowód na to, że najlepsze czasy Metallica ma za sobą, a dla drugich przyjemna odskocznia od ugrzecznionego w tym czasie image'u agresywnej niegdyś, thrashmetalowej formacji. Nawet w premierowych coverach nie ma już tego powera i naturalnej złości, co kiedyś, choć i tak więcej w tym energii niż na "Load "i "ReLoad". Dlatego tak przyjemnie słucha się drugiego CD pochodzącego z najlepszego okresu zespołu. Choć dla mnie obie strony potraktowane osobno zasługują na wysoką ocenę. Jednak jako, że nagrania pochodzą z różnych etapów kariery, kompilacja sprawia wrażenie lekko nierównej. Co nie powinno dziwić i ma swoje potwierdzenie w zawartości, a mimo to całość się broni - dużo więcej tu udanych niż nieudanych wersji. Skok na kasę, ale w dobrym stylu. Sympatyczna ciekawostka, która swego czasu była potrzebna, by przywrócić wiarę w Metallicę. I tyle, wyższej oceny jej nie dam.

W kontekście całości nasuwa się jedna konkluzja - dzięki swoim przeróbkom tak popularny zespół jak Metallica swego czasu ocalił od zapomnienia wiele kapel rockowych i metalowych, które nie odniosły znaczących sukcesów na rynku muzycznym, m.in. Discharge, Diamond Head czy Blitzkrieg, a tym samym poszerzył grono ich fanów. Obopólna wymiana powinna działać w dwie strony - muzycy są wdzięczni swoim idolom za bycie dla nich inspiracją, a grupy te powinny dziękować Metallice, że dzięki nim ich twórczość istnieje w świadomości większej liczby słuchaczy.

Moja ocena - 7/10

Lista utworów:
01. Free Speech for the Dumb (Garry Maloney, Kelvin "Cal" Morris, Tony "Bones" Roberts, Roy "Rainy" Wainwright)
02. It's Electric (Sean Harris, Brian Tatler)
03. Sabbra Cadabra (Geezer Butler, Tony Iommi, Ozzy Osbourne, Bill Ward)
04. Turn the Page (Bob Seger)
05. Die, Die My Darling (Glenn Danzig)
06. Loverman (Nick Cave)
07. Mercyful Fate (King Diamond, Hank Shermann)
08. Astronomy (Albert Bouchard, Joe Bouchard, Sandy Pearlman)
09. Whiskey in the Jar (utwór tradycyjny)
10. Tuesday's Gone (Allen Collins, Ronnie Van Zant)
11. The More I See (Garry Maloney, Kelvin "Cal" Morris, Tony "Bones" Roberts, Roy "Rainy" Wainwright)

12. Helpless (Sean Harris, Brian Tatler)
13. The Small Hours (Bryan Bartley, Ron Levine, John McCullim, John Mortimer)
14. The Wait (Jaz Coleman, Paul Ferguson, Martin "Youth" Glover, Kevin "Geordie" Walker)
15. Crash Course in Brain Surgery (Tony Bourge, Ray Phillips, Burke Shelley)
16. Last Caress/Green Hell (Glenn Danzig)
17. Am I Evil? (Sean Harris, Brian Tatler)
18. Blitzkrieg (Ian Jones, Brian Ross, Jim Sirotto)
19. Breadfan (Tony Bourge, Ray Phillips, Burke Shelley)
20. The Prince (Sean Harris, Brian Tatler)
21. Stone Cold Crazy (John Deacon, Brian May, Freddie Mercury, Roger Taylor)
22. So What (Clive "Winston" Blake, Chris "Magoo" Exall, Nick "Animal" Kulmer)
23. Killing Time (Davy Bates, Vivian Campbell, Trevor Fleming, Raymond Haller)
24. Overkill (Eddie Clarke, Ian Kilmister, Phil Taylor)
25. Damage Case (Eddie Clarke, Mick Farren, Lemmy Kilmister, Phil Taylor)
26. Stone Dead Forever (Eddie Clarke, Ian Kilmister, Phil Taylor)
27. Too Late Too Late (Eddie Clarke, Ian Kilmister, Phil Taylor)

2 komentarze:

  1. O ile dobrze pamiętam, to oryginały wszystkich tych utworów są lepsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne tak. Mimo to, większości zaprezentowanych tu wersji też słucha się przyjemnie, szczególnie z drugiego CD.

      Usuń