30 kwietnia 2018

Def Leppard - "Slang" (1996)


Od czasu nagrania "Hysterii" na scenie muzycznej wiele się zmieniło, a jednak zespół Def Leppard w 1992 roku wypuścił longplay "Adrenalize", który był w dużej mierze powtórzeniem tamtego dzieła, zarówno pod względem aranżacji, jak i brzmienia. Dopiero na następnym studyjnym albumie (do którego nagrania odbyły się już w 1994 roku) muzycy Def Leppard postanowili niejako odświeżyć swój styl i zaproponować coś nowego. W rezultacie na krążku "Slang" można dosłyszeć się niewielkich inspiracji grup grających rock alternatywny. Nie dodało to wartości samej muzyce, bowiem ta w większości prezentuje fatalny poziom. Mimo że inspiracje te są słyszalne, momentami nadal otrzymujemy muzykę osadzoną w leppardowym stylu. Takie pomieszanie mogłoby dać pomyślny efekt, gdyby chociaż same kompozycje były solidne. Niestety, w większości nie są.

Brakuje tu również kompozytorskiej ręki i gitarowej pomysłowości Steve'a Clarka. "Slang" to pierwszy w historii Def Leppard longplay, z którym Clark nie miał absolutnie nic wspólnego. Na miejsce zmarłego muzyka przyjęto w 1992 roku Viviana Campbella, znanego przede wszystkim z udziału w pierwszych albumach grupy Dio. Campbell dogrywał już partie gitar na "Retro Active", jednak dopiero tu zaprezentował słuchaczom Def Leppard szerzej swoje możliwości. Jednak absolutnie żaden z popisów Campbella nie przykuwa uwagi. Chociaż równie dobrze to samo można napisać o pozostałych muzykach. W przypadku jednorękiego Allena jest to jeszcze wybaczalne, od pozostałych wymagam czegoś więcej.

Campbell zabłysnął jednak kompozytorsko, tworząc całkiem zgrabny "Work It Out", który okazuje się jednym z najbardziej strawnych fragmentów krążka, dodatkowo z ciekawą i nietypową barwą głosu Joe Elliotta. W dalszej części próżno szukać podobnych fragmentów. Choć warto jeszcze pochwalić brzmiący orientalnie, z partią arabskiego instrumentu sarangi, a dzięki temu dość intrygujący - jak na standardy Def Leppard - "Turn to Dust". Za to w "Gift of Flesh" znalazło się trochę zadziorności, której brakuje innym kompozycjom.

W pozostałej części płyty przeważa marazm, tandeta i brak ciekawych idei. Muzycy grają bez przekonania, a co najgorsze brakuje tu zapamiętywalnych melodii, do tej pory będących niejako znakiem rozpoznawalnym zespołu, który dekadę wcześniej porywał tłumy tworząc przy tym przebojowe, pamiętne kompozycje. Nawet jeśli pojawia się coś bardziej chwytliwego za kilkanaście minut momentalnie się o tym zapomina. A monotonnie robi się już od pierwszego "Truth?", posiadającego beznadziejną aranżację. Nie można tego uznać za pomyślny start, ale co z tego, skoro w dalszej części nie jest wcale dużo lepiej, a czasem wręcz gorzej?

Przykładowo - więcej pop rocka zagranego na jeszcze niższym poziomie słyszymy w powodującym mdłości, okropnym "Slang" i równie fatalnym "Breath a Sigh". Tak badziewnych kompozycji nie miał żaden wcześniejszy album Leppardów, nawet "Adrenalize" (choć w przypadku "I Wanna Touch U" niewiele do tego brakowało). Bardzo nijako prezentuje się też ckliwy, balladowy "All I Want Is Everything", a w innych, spokojnych "Blood Runs Cold" i "Where Does Love Go When It Dies" wieje nudą. Zaś "Pearl of Euphoria" na zakończenie płyty wypada po prostu słabo, choć z drugiej strony jakościowo podsumowuje kiepski poziom reszty i pod tym względem wcale od niej nie odstaje. Słychać, że instrumentaliści całkowicie nie mają weny na tego typu granie i nie czują się w nim dobrze. W takim otoczeniu "Deliver Me" wypada jeszcze całkiem znośnie, choć sam w sobie nie jest niczym nadzwyczajnym.

Co więc można wyróżnić na plus "Slang"? Muzycy nie tworzą ponownie drugiej "Hysterii", proponując słuchaczom nowe rozwiązania. Na minus - zaproponowane rozwiązania są w znacznej części chybione i niestrawne, a wszelkie urozmaicenia praktycznie w niczym nie pomagają. To płyta lżejsza, spokojniejsza, może trochę bardziej melancholijna, ale w ostateczności zbyt zamulająca i po prostu nudna. Rockowi słuchacze nie znajdą tu wiele dla siebie, a fani mocnego grania praktycznie nic. W momencie wydania przełożyło się to na dużo mniejszy sukces niż w przypadku kilku poprzednich wydawnictw - nie tylko płyta sprzedawała się słabiej, ale i otrzymała mniej pozytywnych recenzji. Niestety, zasłużenie. To przykre, że zespół, który w latach 80. nagrywał tak udane dzieła, jak "High 'n' Dry" czy "On Through the Night", dekadę później zaczął tworzyć takie barachła, jak "Slang".

Twórcy nie odnaleźli się w nowej muzycznej rzeczywistości. W tamtym momencie komercja zjadła ich doszczętnie. W rezultacie szósty studyjny krążek zawodzi na niemal każdym polu, a jego ocenę mogą podwyższyć nieco bardziej udane "Work It Out", "Turn to Dust" i "Gift of Flesh". No i całościowo są słabsze wydawnictwa od tego, w tym jeden późniejszy album Def Leppard.

Moja ocena - 3/10

Lista utworów:
01. Truth? (Vivian Campbell, Phil Collen, Joe Elliott, Rick Savage)
02. Turn to Dust (Phil Collen)
03. Slang (Phil Collen, Joe Elliott)
04. All I Want Is Everything (Joe Elliott)
05. Work It Out (Vivian Campbell)
06. Breathe a Sigh (Phil Collen)
07. Deliver Me (Phil Collen, Joe Elliott)
08. Gift of Flesh (Phil Collen)
09. Blood Runs Cold (Phil Collen, Joe Elliott)
10. Where Does Love Go When It Dies (Phil Collen, Joe Elliott)
11. Pearl of Euphoria (Phil Collen, Joe Elliott, Rick Savage)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz