27 czerwca 2018

Nirvana - "MTV Unplugged in New York" (1994)


Według oficjalnych ustaleń, 5 kwietnia 1994 roku lider Nirvany, Kurt Cobain, przez wiele lat zmagający się z depresją i uzależnieniem od narkotyków, popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę. Jego śmierć była zaskoczeniem dla wielu osób (choć trzeba pamiętać o wymownym tekście "All Apologies", a także o tym, że płyta "In Utero" miała pierwotnie się nazywać "I Hate Myself and I Want to Die" - przypadek?). Od tej chwili muzyczny rozdział pod tytułem Nirvana został definitywnie zamknięty.

Pozostali muzycy - Krist Novoselic i Dave Grohl - postanowili nie kontynuować działalności pod tą nazwą i założyli własne kapele - Sweet 75 i Foo Fighters. Powody takiej decyzji są zupełnie zrozumiałe - Kurt był nie tylko założycielem zespołu, ale i twórcą bądź współtwórcą wszystkich autorskich utworów, a przy tym niezwykle rozpoznawalną postacią, niejako głosem swojego pokolenia. Wszelkie próby zastąpienia go w roli lidera Nirvany byłyby zupełnie bez sensu i spotkałyby się z całkowitym niezrozumieniem słuchaczy.

Pod znakiem Nirvany ukazało się jednak kilka wydawnictw zawierających nagrania na żywo. Pierwszym z nich był zapis jednego z ostatnich występów zespołu, czyli w pełni akustyczny koncert, nagrany dla stacji muzycznej MTV. Kanał ten był znany w latach 90. m.in. z organizowania koncertów bez prądu, na których różne, często popularne wtedy kapele grały przy akompaniamencie akustycznych instrumentów, więc i Nirvana po długich namowach podjęła się tego zadania. Występ odbył się 18 listopada 1993 roku w Nowym Jorku i od razu stał się jednym z najlepszych i najsłynniejszych z tej serii. Czarował przede wszystkim spokojną, wyciszoną atmosferą, w odróżnieniu od standardowych, często hałaśliwych pokazów Nirvany.

Ten wyjątkowy koncert wydano na oficjalnej płycie (wcześniej krążyły bootlegi) 1 listopada 1994 roku, w Dzień Wszystkich Świętych, ponad pół roku po śmierci Cobaina, pod nazwą "MTV Unplugged in New York". Nie trzeba chyba wspominać, że krążek był gigantycznym sukcesem pod względem zarobku i popularności. W sumie zainteresowanie formacją po śmierci Cobaina i tak wzrosło. Wielu fanów przez wiele lat nie mogło się pogodzić ze śmiercią idola - grupa nie pozostawiła po sobie bogatej twórczości, dlatego każde takie wydawnictwo było dla nich niczym Święty Graal. Był to dodatkowo smakowity kąsek, bo za życia wokalisty nie wydano żadnej oficjalnej koncertówki zespołu.

Co do repertuaru występu - zagrano wiele przebojów Nirvany, ale znalazło się też miejsce na zaskakująco dużo coverów, zajmujących równo połowę zagranego materiału. Można mieć również przypuszczenia, że stacji MTV zależało na tym, by kapela wykonała swój największy przebój - "Smells Like Teen Spirit", na co muzycy nie wyrazili zgody (podobna sytuacja miała miejsce rok wcześniej, na rozdaniu MTV Video Music Awards 1992).

W pierwszej kolejności omówię kompozycje stworzone przez zespół - niektóre z nich zyskały na atrakcyjności, inne wypadły nieco słabiej od pierwowzorów. Przykładem są już pierwsze dwa w kolejności "About a Girl" i "Come as You Are" - mimo że oba wypadły świetnie, to jednak wolę je w wydaniu studyjnym. I nawet tak udane w oryginałach utwory, jak "Something in the Way" czy "Dumb", tutaj tylko zyskują. Brzmią czyściej niż pierwowzory, bije z nich niesamowita szczerość. "Something in the Way" w tej wersji to chyba największy popis głosu Kurta (który - umówmy się - nigdy do wybitnych nie należał).

Równie poruszająco wypada "Pennyroyal Tea”, zagrany na prośbę Cobaina bez udziału perkusji - o czym Grohl dowiedział się dopiero podczas występu. Tylko Kurt i dźwięk gitar, może dlatego brzmi to tak uczuciowo. Wiele szczerości i emocji znalazło się również w "All Apologies", brzmiącego podobnie jak oryginał z "In Utero". Zabrano się też za coś bardziej dynamiczniejszego, czyli "On a Plain", który nawet akustycznie ma w sobie sporo poweru. Wersja z "Nevermind" została jednak nieprzebita. A za "Polly" nigdy specjalnie nie przepadałem, wersja bez prądu niewiele zmienia w tej kwestii, więc i tu się nie zachwycam.

Z kolei dwie pierwsze przeróbki są jednymi z najciekawszych punktów całego "MTV Unplugged in New York". Najpierw słyszymy rewelacyjne wykonanie "Jesus Doesn't Want Me for a Sunbeam" The Vaselines. To bardzo nastrojowe nagranie z partią akordeonu, zagraną przez Krista Novoselica. Po prostu rewelacyjne w odbiorze. Podobnie jak brzmiący bardziej elektrycznie "The Man Who Sold the World" z repertuaru Dawida Bowiego. Tu z kolei wokalnie może popisać się Kurt, z czego chętnie korzysta.

W drugiej połowie longplaya dostajemy aż 3 pod rząd wersje kompozycji z dorobku szanowanej przez Kurta grupy Meat Puppets ("Plateau" "Oh Me" i "Lake of Fire"). I powiem tak - są naprawdę w porządku, ale nic ponadto. Umieszczone między "Something in the Way" i "All Apologies" sprawiają wrażenie nieco banalnych i nie mających aż takiej siły wyrazu. Za to w natchnionym wykonaniu "Where Did You Sleep Last Night" Leadbelly wokalista zdziera gardło jak tylko może - niczym John Lennon ponad 30 lat wcześniej w "Twist and Shout". Prawdziwie magiczny moment, który przeszedł do historii.

"MTV Unplugged in New York" to ogólnie nic wybitnego (jak określa się to w wielu recenzjach), ale zdecydowanie należy do fajnych doświadczeń muzycznych. Szczególnie, że był to jeden z ostatnich występów grupy, co dodaje mu sporej wartości historycznej. Muzycy pokazali w nim inne, nie mniej interesujące oblicze. No bo kto by się spodziewał, że ci goście po prostu usiądą sobie w otoczeniu świec czy lilii, zaczną grać i tworzyć niepowtarzalny klimat?

Miło, że Cobain postanowił nie ograniczać się do swoich przebojów (często nawet nie tych największych) i zaproponował coś więcej. Ponadto wykonanie całości stoi na wysokim poziomie - co nie było takie oczywiste, bo Kurtowi w przeszłości zdarzało się często fałszować na swoim instrumencie. Zarówno nietypowa stylistyka koncertu, jak i omawiane wcześniej przeróbki sprawiają, że longplay stanowi miłe urozmaicenie dyskografii Nirvany.

Na swój sposób jest to piękny, sielski wręcz materiał. Być może przekona kogoś zniechęconego do studyjnej, dość niechlujnej w swojej przebojowości twórczości Nirvany.

Moja ocena - 8/10

Lista utworów:
01. About a Girl (Kurt Cobain)
02. Come as You Are (Kurt Cobain)
03. Jesus Doesn't Want Me for a Sunbeam (Eugene Kelly, Frances McKee)
04. The Man Who Sold the World (Dawid Bowie)
05. Pennyroyal Tea (Kurt Cobain)
06. Dumb (Kurt Cobain)
07. Polly (Kurt Cobain)
08. On a Plain (Kurt Cobain)
09. Something in the Way (Kurt Cobain)
10. Plateau (Curt Kirkwood)
11. Oh Me (Curt Kirkwood)
12. Lake of Fire (Curt Kirkwood)
13. All Apologies (Kurt Cobain)
14. Where Did You Sleep Last Night (Huddie Ledbetter)

4 komentarze:

  1. Chętnie przywołałbym tu @Pawła bo z niezrozumiałych dla mnie względów ocenił ten album bardzo nisko.

    Ja od siebie powiem tyle, że dyskografia Nirvany byłaby bez tej płyty zdecydowanie niekompletna. Świetny, nastrojowy i wyciszający koncert.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oto i jestem. Słabo pamiętam ten album, ale zawsze wydawał mi się strasznie nudny. Surowe aranżacje obnażyły prostotę tych kawałków. Zespół nawet nie zadał sobie trudu, żeby je jakoś przearanżować, po prostu wyłączył przestery.

      Z koncertówek bez prądu najbardziej cenię "The Turning Point" Johna Mayalla, nagrany kilka dekad przed tym, jak takie albumy zrobiły się modne ;) Mayall podszedł do tego tak ambitnie, że skomponował zupełnie nowy materiał - bardzo zróżnicowany i dostosowany do akustycznego instrumentarium.

      Usuń
  2. Myślę że był to potrzebny album, nastrojowy klimat spokojnych ballad to zupełna nowość w stosunku do tego co Nirvana prezentowała na co dzień. Usłyszymy tu nie tylko znane utwory w wersji akustycznej ale też covery. "Lake of Fire" i "Where Did You Sleep Last Night" długo były moimi ulubionymi utworami i najlepszym zakończeniem tego albumu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To o tyle ważny album, że pokazuje inną, dużo bardziej wyciszoną stronę Nirvany, bez punkowego/grunge'owego brudu. Sam występ również był bardzo dobry i każdy pokazał się z dobrej strony - Krist nawet złapał za akordeon ;)

      Usuń