25 czerwca 2018

Judas Priest - "Stained Class" (1978)


Czwarty krążek Judas Priest to następny krok ku mocniejszemu, prawdziwie heavymetalowemu graniu. Trudno powiedzieć czy była to zmiana na lepsze czy nie - czasem ten efekt dawał naprawdę dobre rezultaty, czego dowodem jest opisywany longplay. Od tej pory zaczęły znikać większe urozmaicenia pokroju "Epitaph" z "Sad Wings of Destiny", a muzyka ulegała stopniowemu uproszczeniu. Można nawet stwierdzić, że to na tej płycie, a także na wydanym w tym samym dniu debiucie Van Halen, zostały wytyczone wzorce ostrego, heavymetalowego grania jakie miało dominować w pierwszej połowie lat 80.

Choć nie ma tu czegoś tak ekstremalnego, jak "Dissident Aggressor", twórczość Judas Priest coraz bardziej zmierzała w stronę grania zespołów spod znaku NWOBHM, dla których sami byli inspiracją. Duet Tipton-Downing gra w typowo metalowy i prawdziwie wirtuozyjny sposób, wspaniale się uzupełniając, jednak sekcja rytmiczna nie pozostaje w tyle, co objawia się m.in. wieloma rewelacyjnymi przejściami perkusyjnymi nowego nabytku grupy - Lesa Binksa. Z kolei Halford prezentuje się dokładnie tak samo, jak na dwóch poprzednich dziełach, wykorzystując w równie mocny sposób walory swojego głosu.

W porównaniu do poprzedniego "Sin After Sin" słychać troszkę gorszą produkcję, która nadal należy do niezwykle udanych. Przyjemniejszą informacją będzie na pewno fakt, że kompozycyjnie "Stained Class" trzyma wyższy poziom. Dodatkowo wielką zaletą jest pokaźna ilość werwy, energii i ostrości, jaką zawiera to wydawnictwo. Tym samym chłopaki pokazali, że w czasie punkowej rewolty podmetalizowany hard rock również miał coś ciekawego do zaoferowania.

Stylistycznie na krążku dominuje wyłącznie mocne granie, choć jest jeden wyjątek - "Beyond the Realms of Death". Największe (arcy)dzieło podpisane przez ten zespół. Pozycja absolutnie wyjątkowa, która miesza ładne, akustyczne fragmenty z czadowymi, przez co nie odstaje w znaczny sposób stylistycznie od reszty. W lżejszych fragmentach słychać niższy głos Halforda, który w odróżnieniu od podobnych fragmentów z "Last Rose of Summer" śpiewa naprawdę przekonująco. Wisienką na torcie są zdecydowanie dwa popisy gitarowe - pierwsza, absolutnie życiowa solówka Glenna Tiptona i słabsze, choć nadal świetne solo K.K. Downinga. Coś wspaniałego, już dla tego jednego utworu warto sięgnąć po ten album.

Choć reszta też w większości nie zawodzi. Prężny "Exciter" i i oparty na nietypowym rytmie "White Heat, Red Hot" to bardzo pomyślny start, udowadniający, że Judas Priest był w tym czasie jednym z najbardziej dynamicznych i energicznych zespołów. Szczególnie dobrze spisuje się Binks, którego gra ubarwia cały longplay i dodaje mu potrzebnego wigoru. Do udanych propozycji należy też nagranie tytułowe z przyjemnie galopującymi gitarami czy oparty na znakomitym (choć podprowadzonym z kompozycji "Cheater" z debiutu) riffie "Saints in Hell". Na specjalne wyróżnienie zasługuje końcowy "Heroes End", wyróżniający się mniej oczywistą strukturą, ciekawym przełamaniem w środku i bardziej posępnym charakterem. To jeden z najciekawszych punktów longplaya. Z drugiej strony zamieszczono tu również dwa niezbyt wyróżniające się na plus utwory, czyli nijaki "Savage" i niewiele lepszy "Invader" z refrenem będącym prawdopodobnie inspiracją dla Iron Maiden przy tworzeniu kompozycji... "Invaders" z "The Number of the Beast".

Na "Stained Class" znalazł się również cover, tym razem wzięto na warsztat kawałek hardrockowej grupy Spooky Tooth - "Better by You, Better Than Me". Po raz kolejny wykazano się umiejętnością dopasowania oryginalnej aranżacji do bardziej metalowej stylistyki - dzięki dodaniu większej dynamiki czy ostrości oraz przy jednoczesnym zachowaniu chwytliwej melodii wykonanie to okazuje się jednym z najciekawszych fragmentów krążka. Choć jego dodanie było w większości zagraniem czysto komercyjnym, muzycy mieli za jego sprawą prawne nieprzyjemności - 12 lat później zostali oskarżeni o nakłanianie do samobójstwa i spowodowanie śmierci dwóch mężczyzn, którzy popełnili samobójstwo słuchając "Better by You, Better Than Me". W oskarżeniu podano argument, że wykonanie Judas Priest zawiera przekazy podprogowe, objawiające się słowami zrób to, do czego muzycy, rzecz jasna, się nie przyznali.

"Stained Class" to kolejna klasyczna płyta w dorobku Judas Priest, przyjemniejsza w odbiorze, a także równiejsza od "Sin After Sin". Podobna recepta, a wynik lepszy. Mamy do czynienia z konkretnym, heavymetalowym czadem, opatrzonym kilkoma urozmaiceniami i nie zawierającym w sobie przynudzania. Nie trzyma najwyższego poziomu przez cały czas, niemniej każdy miłośnik takiej muzyki powinien zapoznać się z nim w całości. "Stained Class" ugruntował pozycję kapeli, a przy tym zapowiadał lekkie zmiany, co objawiło się wydanym 8 miesięcy później, jeszcze prostszym "Killing Machine".

Moja ocena - 8/10

Lista utworów:
01. Exciter (Rob Halford, Glenn Tipton)
02. White Heat, Red Hot (Glenn Tipton)
04. Stained Class (Rob Halford, Glenn Tipton)
05. Invader (Rob Halford, Ian Hill, Glenn Tipton)
06. Saints in Hell (K.K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
07. Savage (K.K. Downing, Rob Halford)
08. Beyond the Realms of Death (Les Binks, Rob Halford)
09. Heroes End (Glenn Tipton)

3 komentarze:

  1. Ostatni album Judas Priest, na którym znajduję coś dla siebie. Ale, nie licząc "Beyond the Realms of Death" i "Better by You, Better Than Me", album jest zbyt jednorodny i przez to nudniejszy od dwóch poprzednich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie dlatego, że "Better by You, Better Than Me" ma w sobie najwięcej z hard rocka, "Beyond the Realms of Death" jest najbardziej rozbudowany i urozmaicony, a reszta to po prostu heavy metal za którym za bardzo nie przepadasz ;)

      Usuń
    2. Swoją drogą, Spooky Tooth to zespół raczej bluesrockowy, niż hardrockowy. Zresztą bardzo średni. Jedynie na bardziej eksperymentalnym "Ceremony" wyszli trochę ponad przeciętność ;)

      Usuń