12 listopada 2018

Maanam - "O!" (1982)


W chwili wydania debiutu Maanam był na szczycie popularności. Nie tylko płyta, ale także niealbumowe single (w tym słynne "Cykady na Cykladach") cieszyły się dużym zainteresowaniem. Podobnie jak w przypadku następnego pełnoprawnego dzieła, dziwnie zatytułowanego "O!" - czego dowodzi fakt, że grupa przed jego premierą otrzymała zamówienie miliona płyt nowego krążka, do czego ostatecznie nie doszło, a przez cały 1982 rok muzycy zagrali ponad 400 koncertów. Jednak czy w tym przypadku sukces komercyjny poszedł w parze z artystycznym? Z perspektywy czasu można stwierdzić, że połowicznie.

Drugi album jest w dużej mierze kontynuacją debiutu, ale z pewnymi urozmaiceniami. Niekoniecznie na plus. Słychać, że mimo wszystko zespół nie chce jedynie powielać znanych już patentów, rozwija się i szuka nowych środków wyrazu. Jednak te bardziej nietypowe fragmenty są największą słabością wydawnictwa. Jego poziom osłabiają... trzy miniaturki. Kompletnie nie rozumiem po co zostały tu w ogóle zawarte - nie dość, że nie przynoszą ze sobą niczego ciekawego, to mimo swojej krótkości osłabiają wrażenia podczas słuchania. I to dość znacznie.

O ile "Bodek", w którym słychać odgłosy otwierania butelki i picia alkoholu, jest w sumie nieszkodliwy (ale też zbędny), tak pozostałe dwie są już bardzo kiepskie. W "Zwierzę" słychać krótki, gościnny popis Tomasza Stańki, grającego na trąbce. Z całym szacunkiem dla tego muzyka, pokaz ten wypada fatalnie i dodatkowo strasznie chaotycznie. Jeszcze bardziej niesłuchalny jest "Ninon", stylizowany na stare, przedwojenne nagrania, z okropnym wokalem Kory. Dla mnie przesłuchanie tego nagrania należy do niezwykle męczących doświadczeń. O ile "Zwierzę" można nazwać (choć co prawda kiepskim) przedłużeniem gry Stańko (udziela się on również we wcześniejszym "Die Grenze"), to "Ninon" kompletnie nie pasuje do sąsiadujących z nim utworów, co dodatkowo podkreśla jego bezcelowość.

Bardziej konwencjonalne propozycje prezentują na szczęście dużo lepszy poziom. Szczególnie w pierwszej połowie płyty. Wrażenie robi już pierwszy, niemalże tytułowy "O! Nie rób tyle hałasu", oparty na bardzo szybkim, zawadiackim riffie i galopującej grze sekcji rytmicznej. To nagranie spokojnie mogłoby spokojnie znaleźć się na debiucie i na pewno nie odstawałoby od reszty pod względem jakości. Pod względem stylistycznym słychać w tym kontynuację koncepcji dynamicznych kawałków na miarę "Stoję, stoję, czuję się świetnie" czy "Oddechu szczura". Do lepszych tego typu kompozycji należy też wesoły i lekko naiwny "Nie poganiaj mnie, bo tracę oddech", choć trochę zepsuty przez udziwnioną końcówkę z przedziwnymi odgłosami. Jeszcze jedna miniaturka, zdecydowanie najlepsza spośród wszystkich, pod tytułem "An-24 Antonow", to przede wszystkim popis gitarowy Ryszarda Olesińskiego ze sporą ilością energii. Z kolei "Pałac na piasku" wypada zbyt nijako i nie wyróżnia się niczym specjalnym.

Ciekawe rzeczy można też znaleźć wśród tych bardziej stonowanych kawałków. Całkiem niezły poziom prezentuje "Paranoja jest goła" z fajnymi solówkami gitarowymi, ale to dwie inne kompozycje są jednymi z kluczowych momentów longplaya. "Parada słoni i róża" zachwyca głęboką partią Kory, a także zawartością muzyczną. A jeszcze bardziej intrygująco prezentuje się "Die Grenze" (choć zawsze zastanawiał mnie ten tytuł, bo przecież Kora śpiewa tu w swoim ojczystym języku, a nie niemieckim), zawierający jedne z najlepszych motywów w katalogu Maanamu i ciekawą warstwę instrumentalną, godzącą brzmienia gitar i trąbki, w tym końcową solówkę na gitarze basowej. Są to dwa najbardziej dojrzałe i przemyślane kawałki z tego zestawu. Poprzez ich chłodny, nieco melancholijny nastrój, słychać w nich tę niezbyt beztroską, niepokojącą atmosferę stanu wojennego - czyli czasów, w jakich był nagrywany ten krążek. Jeszcze jeden wolniejszy utwór - "Jest już późno, piszę bzdury" - nie dobija już do tego poziomu, choć sam w sobie wypada całkiem nieźle, szczególnie otwierający go riff.

Drugi album Maanamu nie wyszedł tak dobrze, jak debiut. W przeciwieństwie do niego, a także swojego następcy, całość sprawia wrażenie kilkunastu losowo wrzuconych oraz przemieszanych ze sobą kompozycji. Twórcy starali się zaprezentować nieco bardziej różnorodny materiał, ale chyba właśnie przez to płyta nie wypadła już tak przekonująco. Po prostu czasem zbyt dużo w niej niepotrzebnego udziwniania. Najbardziej dobijają ją nieszczęsne miniaturki (a przynajmniej dwie z nich), ale nawet bez nich nie byłby to poziom poprzednika. Na szczęście sporo jego fragmentów nadal robi wrażenie i trzyma się zaskakująco dobrze, co wystarczająco pozwala podwyższyć ocenę do 6-tki.

Moja ocena - 6/10

Lista utworów:
01. Bodek (-)
02. O! Nie rób tyle hałasu (Marek Jackowski, Kora)
03. Paranoja jest goła (Marek Jackowski, Kora)
04. Parada słoni i róża (Marek Jackowski, Kora)
05. Nie poganiaj mnie, bo tracę oddech (Marek Jackowski, Kora)
06. Die Grenze (Marek Jackowski, Kora)
07. Zwierzę (Tomasz Stańko)
08. Pałac na piasku (Marek Jackowski, Kora)
09. Jest już późno, piszę bzdury (Marek Jackowski, Kora)
10. Ninon (Michał Halicz, Walter Jurman, Bronisław Kaper)
11. An-24 Antonow (Kora, Ryszard Olesiński)

1 komentarz:

  1. Bzdura, album przynajmniej dobry, a następny Nocny Patrol to sztos, jak jedynka.....

    OdpowiedzUsuń