Pod
koniec lat 70. zespół Judas Priest stawał się coraz bardziej
popularny i rozpoznawalny. Większość wydawnictw, a szczególnie
ostatnie dwa, były sporymi sukcesami nie tylko pod względem
artystycznym, ale i komercyjnym. Przy okazji "Killing Machine"
grupa zaczęła nawet gościć na listach przebojów, zajmując
całkiem wysokie - jak na taki rodzaj muzyki - lokaty. Nic dziwnego,
że muzycy i wytwórnia Columbia chcieli przypieczętować
dotychczasowe sukcesy wydaniem koncertówki. Nie od dziś wiadomo, że
wielu fanów czeka szczególnie na wypuszczenie oficjalnego zapisu występu
na żywo.
"Unleashed
in the East" pojawił się więc w idealnym momencie,
podsumowując twórczość kapeli z lat 70. Choć wprawdzie nie
uświadczymy tu przykładu ewolucji kompozycyjnej jaka dokonała się
w twórczości Judas Priest na przestrzeni lat 1974-1978, ponieważ
nie zawarto żadnego kawałka z debiutu. Niby miło byłoby usłyszeć choćby wykonanie "Run of the Mill"
z czasów, gdy muzycy byli już większymi profesjonalistami, ale jest to niemożliwe, ponieważ w 1979 roku grupa nie grała już żadnej kompozycji z tamtej płyty. Jeśli chodzi o następne cztery krążki, to zdecydowanie w największym stopniu reprezentowano najbardziej przełomowy w dyskografii "Sad
Wings of Destiny" (prawie połowa czasu trwania). Mowa tu o oryginalnym wydaniu z 1979 roku, z
najbardziej znaną tracklistą, zawierającą 9 utworów.
W czasie premiery, w Japonii album ukazał się pod tytułem "Priest in the East".
Nie była to jedyna różnica, ponieważ do wydawnictwa dołączano
także minialbum zawierający wykonania "Rock Forever",
"Delivering the Goods", "Hell Bent for Leather"
oraz "Starbreaker". Z kolei do brytyjskiego wydania
dodawany był minialbum z utworami "Rock Forever", "Hell
Bent for Leather" oraz "Beyond the Realms of Death". W
tych wersjach liczniej reprezentowany czy wręcz promowany był
najnowszy album - "Killing Machine". Wersja japońska z
trzynastoma kawałkami stała się podstawą dla edycji zremasterowanej z 2001
roku, która ukazała się w wielu krajach. Szkoda tylko, że nie
dołączono do niej także "Beyond the Realms of Death" -
moim zdaniem najlepszej kompozycji z całej dyskografii Judas Priest.
W wersji na żywo brzmiała równie genialnie.
Opisywaną
zawartość zarejestrowano podczas japońskiej trasy, drugiej w
karierze Judas Priest. "Unleashed in the East" stanowi
zapis z dwóch koncertów w Tokio - 10 lutego grupa wystąpiła w
Koseinenkin Hall, a 15 lutego 1979 w Nakano Sunplaza Hall. Na
wydawnictwo dostała się niemal cała setlista (na obu występach była ona identyczna). Jedynym z utworów
nie wydanym na płycie długogrającej był np. "Evil
Fantasies", również z najnowszego "Killing Machine".
Mimo tego braku, jego wykonanie zostało zamieszczone w 1980 roku na
stronie B brytyjskiego singla "Living After Midnight" z
powstałego rok później longplaya "British Steel". Kapela
wykonała na tych koncertach także "White Heat, Red Hot" i
"Take on the World", których jednak oficjalnie nie wydano
i obecnie można je znaleźć tylko na bootlegach. Dziwne, że mając
aż 17 kawałków, chłopaki nie pokusili się o wydanie całego
materiału na dwóch płytach winylowych. Być może nie byli
zadowoleni ze wszystkich nagrań. Mimo to myślę, że ówcześni
fani wcale nie żałowaliby pieniędzy na tak obszerny, i w dodatku
pierwszy oficjalnie wydany, materiał koncertowy.
Przy
okazji "Unleashed in the East" pojawiły się kontrowersje
co do tego, czy materiał został w 100% nagrany na żywo. Wiadomo na
pewno, że nie obyło się bez poprawek partii wokalnych. Rob Halford
w czasie koncertów cierpiał na zapalenie krtani, na skutek czego jego głos nie był w olimpijskiej formie. W związku z tym takie
poprawki wydawały się niemalże czymś oczywistym. Wiadomość o
dogrywaniu wokali w studiu obiegła świat już przed premierą
wydawnictwa. Poszła więc plotka, że dopieszczano i korygowano również partie instrumentalne. Na podstawie wywiadów przyjmuje się jednak,
że oprócz wokali nic innego nie zostało dogrywane. Inna sprawa,
czy wypowiedzi muzyków pokrywają się z prawdą, czy też nie...
Abstrahując
od tych rozważań, dostajemy materiał na naprawdę
wysokim poziomie artystycznym. Chłopaki po raz pierwszy nawiązali współpracę z
producentem Tomem Allomem (jednym z inżynierów dźwięku pierwszych
trzech płyt Black Sabbath - jednej z inspiracji muzyków), który w
przyszłości wyprodukuje także ich siedem krążków studyjnych i
trzy inne koncertowe. I do jego pracy nie można się tutaj
przyczepić - wszystko brzmi bardzo selektywnie, naturalnie i
przejrzyście. Chwilami odnosi się wrażenie, że wszystko
brzmi zbyt dobrze, a w studiu naprawdę nanoszono większe poprawki.
A sam repertuar to niemalże same sztosy. Trafiły się w nim takie perełki, jak np. "Running Wild", "Exciter", a także "Tyrant" i "The Ripper" - jedne z najwcześniejszych, wzorcowych metalowych wymiataczy w historii muzyki. Dość powiedzieć, że słucha się tych wykonań wprost fantastycznie. Zespół daje z siebie wszystko, gra z ogromną energią i zapałem. A nie można też zapominać o znakomitej, czyściutkiej produkcji. No właśnie - dzięki takiemu brzmieniu zyskują przede wszystkim utwory z "Sad Wings of Destiny", które pod względem kompozycyjnym wypadały tam znakomicie, jednak pod względem produkcyjnym korzystniej prezentują się wersje z "Unleashed in the East".
A sam repertuar to niemalże same sztosy. Trafiły się w nim takie perełki, jak np. "Running Wild", "Exciter", a także "Tyrant" i "The Ripper" - jedne z najwcześniejszych, wzorcowych metalowych wymiataczy w historii muzyki. Dość powiedzieć, że słucha się tych wykonań wprost fantastycznie. Zespół daje z siebie wszystko, gra z ogromną energią i zapałem. A nie można też zapominać o znakomitej, czyściutkiej produkcji. No właśnie - dzięki takiemu brzmieniu zyskują przede wszystkim utwory z "Sad Wings of Destiny", które pod względem kompozycyjnym wypadały tam znakomicie, jednak pod względem produkcyjnym korzystniej prezentują się wersje z "Unleashed in the East".
Duże
wrażenie robi też materiał wzięty z początku "Sin After
Sin", czyli "Sinner" i "Diamonds and Rust".
Moim zdaniem dokonano trafnej selekcji, bo nie chciałbym tu np. słyszeć nużącego "Last Rose of Summer". Jednak
przyznam, że niezbyt lubiany przeze mnie w wersji studyjnej
"Starbreaker" na żywo trochę zyskuje. Choć szkoda, że
pominięto ten efektowny, perkusyjny wstęp, w oryginale grany przez
Simona Phillipsa. Dodano za to półminutowe perkusyjne solo. Przy
okazji należy wspomnieć, że "Unleashed in the East" to
ostatnie wydawnictwo Judas Priest z Lesem Binksem. Oprócz "Diamonds
and Rust" muzycy sięgnęli również po inną przeróbkę,
czyli "The Green Manalishi (With the Two-Pronged Crown)".
Oba zostały zagrane z większą ilością energii niż w studyjnych wersjach. Tyczy się to także m.in. dodatkowych "Rock Forever"
czy "Delivering the Goods", wzbogaconego o efektowną
perkusyjną końcówkę. Jeśli już mowa o bonusach, to nie można
nie wspomnieć o powalającym wykonaniu "Hell Bent for Leather".
Punktem
kulminacyjnym jest dla mnie kapitalnie zagrane "Victim of
Changes", mogące śmiało równać się z pierwowzorem, jednak
tutaj zyskujące pod względem brzmienia. Jeśli z całego zestawu
miałbym wybrać coś nieznacznie słabszego, to byłoby to
"Genocide". Choć to, o dziwo, jeden z niewielu przykładów, gdzie muzycy podejmują próbę zagrania kompozycji nieco inaczej
niż w oryginalnym wydaniu. Ale przecież i tu nie ma tragedii. Po
prostu cenię ten utwór trochę mniej niż pozostałe, a wykonanie
live nie wypada lepiej niż i tak całkiem niezły pierwowzór. Gdyby
zamiast niego umieszczono przytoczone wcześniej wykonanie "Beyond
the Realms of Death", ocena prawdopodobnie byłaby maksymalna.
Z
bonusami czy nie - "Unleashed in the East" to porcja
naprawdę kapitalnego grania. Mimo tego, że dobór utworów mógłby być jeszcze lepszy. To wydawnictwo, które idealnie oddaje
to, czym był pod koniec lat 70. zespół Judas Priest i pokazuje, że
jego muzycy nie odnieśli sukcesu w ramach przypadku czy farta. Ukazuje również jego prawdziwe sceniczne brzmienie, dodatkowo nie wygładzane, jak w przypadku studyjnych dokonań. Dla
fanów ciężkiego brzmienia zapoznanie się z nim to wręcz konieczność. Jeśli
ktoś lubi takie klimaty, a jeszcze nie słuchał tego albumu, to nie
mam pojęcia co tu jeszcze robi.
Lista utworów:
01. Exciter (Rob Halford, Glenn Tipton)
02. Running Wild (Glenn Tipton)
03. Sinner (Rob Halford, Glenn Tipton)
04. The Ripper (Rob Halford, Glenn Tipton)
05. The Green Manalishi (With the Two-Pronged Crown) (Peter Green)
06. Diamonds and Rust (Joan Baez)
07. Victim of Changes (Al Atkins, K.K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
08. Genocide (K.K. Downing, Rob Halford, Glenn Tipton)
09. Tyrant (Rob Halford, Glenn Tipton)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz