26 stycznia 2019

Ozzy Osbourne - "Bark at the Moon" (1983)


Tragiczna śmierć Randy'ego Rhoadsa nie rokowała dobrze dla solowej kariery Ozzy'ego. Oczywiście, można było go spokojnie zastąpić innym muzykiem, jednak nie da się ukryć, że to właśnie Rhoads przyczynił się w dużym stopniu do triumfu oraz renomy artystycznej "Blizzard of Ozz" i "Diary of a Madman". Mimo tego nieszczęścia, Ozzy nie tylko zaczął występować na żywo (co zaowocowało wydaniem koncertówki "Speak of the Devil"), ale i przygotowywał się do nagrania trzeciego albumu studyjnego.

Dotychczasowy zastępca Rhoadsa, Brad Gillis, odszedł z ekipy Ozzy'ego, by ponownie dołączyć do swojej grupy - Night Ranger. Do składu przyjęto więc niejakiego Jake'a E. Lee, który wcześniej brał udział w dwóch heavymetalowych kapelach - Rough Cutt i Ratt. Śmiało można powiedzieć, że wokalista odkrył kolejnego uzdolnionego muzyka. Lee może nie dorównywał Rhoadsowi i często popisywał się techniką, ale przy tym tworzył całkiem ciekawe riffy i zapamiętywalne solówki - w odróżnieniu od wielu nieodróżnialnych od siebie wyczynów Zakka Wylde'a z następnych dzieł. Poza tym, do składu wrócił basista Bob Daisley, a za bębnami ponownie (po "Speak of the Devil") usiadł Tommy Aldridge, znany m.in. z udziału na pojedynczych studyjnych płytach Motörhead, Whitesnake czy Gary'ego Moore'a. Całość wsparł również klawiszowiec Don Airey, dla którego była to ostatnia współpraca z Ozzym.

Po wydaniu "Bark at the Moon" pojawiła się informacja, że autorem wszystkich utworów jest jedynie Ozzy Osbourne. Po takiej informacji można by pomyśleć, że to pierwszy w pełnym tego słowa znaczeniu solowy album wokalisty. Tymczasem był to zabieg mający na celu zatrzymania większej ilości pieniędzy na rzecz Osbourne'ów. Dziś już wiadomo, że ogromny wkład w powstanie krążka mieli Bob Daisley i Jake E. Lee - gitarzysta napisał znaczną część muzyki, zaś basista rolę pełnił rolę głównego tekściarza. Z perspektywy czasu można stwierdzić, że muzycy biorący udział w grupie Ozzy'ego nie byli godnie traktowani pod względem twórczym. Nauczony tego Daisley zgodził się więc wstępnie na nieumieszczenie swojego nazwiska pod stworzonymi utworami, by nie mieć już potem prawnych komplikacji.

Pod koniec nagrywania albumu Sharon Osbourne, która od początku kariery solowej Ozzy'ego nie była zadowolona z tego, że inni muzycy mieli znaczący wpływ na kształt muzyki wokalisty, przedstawiła Jake’owi Lee umowę, zawierającą kluczowy paragraf oznajmiający, że gitarzysta zrzeka się wszelkich praw do muzyki, a zarazem oświadcza, że jej autorem jest wyłącznie Ozzy. Lee miał nigdy nie zgłaszać w tej sprawie żadnych roszczeń, a także nie mówić publicznie o całej sprawie. Wszystko pod groźbą zwolnienia i przyszłych konsekwencji prawnych. Inne, niewłaściwe pod względem prawnym czyny małżeństwa (czy też wtedy jeszcze pary) Osbourne, doprowadziły wcześniej do zwolnienia Daisley'a i perkusisty Boba Kerslake'a. Gdy płyta "Diary of a Madman" została wydana okazało się także, że nie dopisano ich na liście muzyków grających na płycie, a także współautorów do żadnej z kompozycji, przez co nie wypłacono im należnych tantiem. Jeśli chodzi o kwestie autorstwa, podobnie postąpiono w przypadku "Bark at the Moon".

W momencie premiery longplay ukazał się w dwóch wersjach - amerykańskiej i europejskiej. Zmianie uległa okładka pod względem kolorystycznym, ale większą uwagę przykuwała nieco inna tracklista. Europejska wersja zawierała dość nietypowy dla solowego Ozzy'ego niepokojący utwór "Spiders", z uwypukloną partią basu i ciekawymi partiami gitary, z kolei na wydaniu amerykańskim znalazł się galopujący, całkiem dobry "Slow Down", odpychający jednak tym, co było znakiem rozpoznawczym mainstreamu lat 80., czyli kiczowatą partią syntezatorów. Zmianie uległa kolejność kawałków (przykładowo - "Rock 'n' Roll Rebel" został umieszczony na samym początku), a kompozycja "Centre of Eternity" została nazwana w edycji europejskiej "Forever". Wersja amerykańska stała się podstawą do reedycji CD. Mimo to, w każdym wydaniu utwór "Spiders" był dołączany w formie dodatku (na reedycji z 1995 roku nazwany jako "Spiders in the Night"). Na reedycji z 2002 roku zebrano wszystkie kompozycje z sesji i zamieszczono inny dodatek - dość nieciekawy "One Up the 'B' Side", faktycznie brzmiący jak odrzut na stronę B danego singla. Dobrze, że w opisywanych reedycjach przynajmniej obyło się bez nagrywania partii sekcji rytmicznej na nowo, jak to miało miejsce w przypadku dwóch poprzednich krążków.

Produkcyjnie album znacznie się postarzał, ale myślę, że już w czasie wydania wypadał pod tym względem niezbyt dobrze. Instrumenty brzmią płasko, są rozmyte, brak im odpowiedniej przestrzeni, a nad całością dominują plastikowo brzmiące syntezatory. I problem ten nie dotyczy jedynie wymienionego wcześniej "Slow Down". Słychać, że muzykom zamarzyło się tworzenie singlowych hitów w amerykańskich klimatach, na znacznie większą skalę niż w poprzednich dwóch wydawnictwach. Może właśnie dlatego wszystko brzmi tak lekko i bez mocy. A szkoda, bo o ile kompozycyjnie też nie jest tak dobrze, jak w przypadku poprzednich dzieł, to pewien określony poziom został zachowany. Z lepszą produkcją te kawałki mogłyby tylko zyskać.

Już na starcie pojawia się przecież bardzo dobry, drapieżny "Bark at the Moon", w którym swoimi niemałymi umiejętnościami może się wykazać Lee. Poza tym twórcy wykorzystali w nim w dość racjonalny sposób syntezator, tak by nie przeszkadzał reszcie instrumentów. Choć jeszcze lepiej (mimo znacznie większej roli klawiszy) prezentuje się "You're No Different" - niby balladowy, ale niepozbawiony ostrzejszych fragmentów. Intrygujące nagranie z ciekawą zawartością instrumentalną i przejmującą partią wokalną Ozzy'ego, najlepszą na tym longplayu. Sama kompozycja również prezentuje się najlepiej z całości. Reszta materiału nie wypada już tak dobrze, jak pierwsze dwa kawałki. Rzecz w tym, że to właśnie środek płyty robi najmniej zadowalające wrażenie. "Now You See It (Now You Don't)" to całkiem niezły metalowy czad, tylko z okropnymi, komicznie brzmiącymi wstawkami syntezatorów, nadających całości przesadnego kiczu - nawet jak na standardy heavy metalu. Nieco lepiej sprawa ma się z "Rock 'n' Roll Rebel", ale i tu nie ma rewelacji - po prostu przyzwoity rocker i tyle.

"Centre of Enternity" zaczyna się całkiem interesująco odgłosami dzwonów i kościelnego chóru, ale szybko okazuje się, że to kolejny żwawy kawałek, jeden z najszybszych w zestawie. Niby nie fatalny, ale w odróżnieniu od "Bark at the Moon" trochę tandetny i ze zbyt często powtarzanym refrenem. Choć muszę w nim pochwalić bardzo udane solo Jake'a. Dla odmiany "So Tired" to spokojna i zarazem niesamowicie ckliwa ballada z przesłodzoną, fortepianową melodią. Mimo pewnych uchybień mam pewną słabość do tej kompozycji i zdarza mi się czasem do niej powracać. Co ciekawe, sam Jake ma tu niewiele do roboty (gra jedynie gitarowe solo) i pewnie przez to do dziś nie cierpi tego numeru. Zostaje jeszcze niesamowicie chwytliwy "Waiting for Darkness" - zdecydowanie jeden z najlepszych fragmentów krążka. Nawet klawisze aż tak bardzo mi tutaj nie przeszkadzają i fajnie wtapiają się w resztę instrumentów. Na uwagę zasługuje także część instrumentalna, gdzie po raz kolejny umiejętnościami błyszczy Jake E. Lee.

Trzecie studyjne dzieło solowego Osbourne'a to prawdziwy ewenement. Mimo że nie posiada zachwycających kompozycji (choć momenty się zdarzają), a i nie unika licznych uchybień, to w całości słucha się go całkiem dobrze. Dlatego należy mu się wysoka ocena z mojej strony. Longplay ten pokazał, że i bez wsparcia Randy'ego Rhoadsa ekipa Ozzy'ego może nagrać całkiem ciekawy materiał. Mimo to, album wypada dość blado w porównaniu do poprzednich dwóch, a także następnego, na którym skład z Jakiem Lee, ze zmniejszoną ilością klawiszy i potężniejszym brzmieniem, zaprezentował swoje prawdziwe możliwości.

Moja ocena - 7/10

Lista utworów:
01. Bark at the Moon (Ozzy Osbourne)
02. You're No Different (Ozzy Osbourne)
03. Now You See It (Now You Don't) (Ozzy Osbourne)
04. Rock 'n' Roll Rebel (Ozzy Osbourne)
05. Centre of Enternity (Ozzy Osbourne)
06. So Tired (Ozzy Osbourne)
07. Slow Down (Ozzy Osbourne)
08. Waiting for Darkness (Ozzy Osbourne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz