Tragiczna
śmierć Randy'ego Rhoadsa nie rokowała dobrze dla solowej kariery
Ozzy'ego. Oczywiście, można było go spokojnie zastąpić innym
muzykiem, jednak nie da się ukryć, że to właśnie Rhoads
przyczynił się w dużym stopniu do triumfu oraz renomy artystycznej
"Blizzard of Ozz" i "Diary of a Madman". Mimo
tego nieszczęścia, Ozzy nie tylko zaczął występować na żywo
(co zaowocowało wydaniem koncertówki "Speak of the Devil"),
ale i przygotowywał się do nagrania trzeciego albumu studyjnego.
Dotychczasowy
zastępca Rhoadsa, Brad Gillis, odszedł z ekipy Ozzy'ego, by
ponownie dołączyć do swojej grupy - Night Ranger. Do składu
przyjęto więc niejakiego Jake'a E. Lee, który wcześniej brał
udział w dwóch heavymetalowych kapelach - Rough Cutt i Ratt. Śmiało
można powiedzieć, że wokalista odkrył kolejnego uzdolnionego
muzyka. Lee może nie dorównywał Rhoadsowi i często popisywał się
techniką, ale przy tym tworzył całkiem ciekawe riffy i
zapamiętywalne solówki - w odróżnieniu od wielu nieodróżnialnych
od siebie wyczynów Zakka Wylde'a z następnych dzieł. Poza tym, do
składu wrócił basista Bob Daisley, a za bębnami ponownie (po "Speak of the Devil") usiadł Tommy
Aldridge, znany m.in. z udziału na pojedynczych studyjnych płytach
Motörhead, Whitesnake czy Gary'ego Moore'a. Całość wsparł
również klawiszowiec Don Airey, dla którego była to ostatnia
współpraca z Ozzym.
Po
wydaniu "Bark at the Moon" pojawiła się informacja, że
autorem wszystkich utworów jest jedynie Ozzy Osbourne. Po takiej
informacji można by pomyśleć, że to pierwszy w pełnym tego słowa
znaczeniu solowy album wokalisty. Tymczasem był to zabieg mający na celu zatrzymania większej ilości pieniędzy na rzecz Osbourne'ów. Dziś już wiadomo, że ogromny wkład w powstanie
krążka mieli Bob Daisley i Jake E. Lee - gitarzysta napisał znaczną część muzyki, zaś basista rolę pełnił rolę głównego
tekściarza. Z perspektywy czasu można stwierdzić, że muzycy biorący udział w grupie Ozzy'ego nie byli godnie traktowani pod względem twórczym. Nauczony tego Daisley zgodził się więc wstępnie na nieumieszczenie swojego nazwiska pod stworzonymi utworami, by nie mieć już potem prawnych komplikacji.
Pod
koniec nagrywania albumu Sharon Osbourne, która od początku
kariery solowej Ozzy'ego nie była zadowolona z tego, że inni muzycy
mieli znaczący wpływ na kształt muzyki wokalisty, przedstawiła
Jake’owi Lee umowę, zawierającą kluczowy paragraf oznajmiający, że gitarzysta zrzeka
się wszelkich praw do muzyki, a zarazem oświadcza, że jej
autorem jest wyłącznie Ozzy. Lee miał nigdy nie zgłaszać w tej
sprawie żadnych roszczeń, a także nie mówić publicznie o całej
sprawie. Wszystko pod groźbą zwolnienia i przyszłych konsekwencji
prawnych. Inne, niewłaściwe pod względem prawnym czyny małżeństwa
(czy też wtedy jeszcze pary) Osbourne, doprowadziły wcześniej do
zwolnienia Daisley'a i perkusisty Boba Kerslake'a. Gdy płyta "Diary
of a Madman" została wydana okazało
się także, że nie
dopisano ich na liście muzyków grających na płycie, a także współautorów do żadnej z kompozycji, przez co
nie wypłacono im należnych tantiem. Jeśli chodzi o kwestie autorstwa, podobnie postąpiono w
przypadku "Bark at the Moon".
W
momencie premiery longplay ukazał się w dwóch wersjach -
amerykańskiej i europejskiej. Zmianie uległa okładka pod względem
kolorystycznym, ale większą uwagę przykuwała nieco inna
tracklista. Europejska wersja zawierała dość nietypowy dla
solowego Ozzy'ego niepokojący utwór "Spiders", z
uwypukloną partią basu i ciekawymi partiami gitary, z kolei na
wydaniu amerykańskim znalazł się galopujący, całkiem dobry "Slow
Down", odpychający jednak tym, co było znakiem rozpoznawczym
mainstreamu lat 80., czyli kiczowatą partią syntezatorów. Zmianie
uległa kolejność kawałków (przykładowo - "Rock 'n' Roll
Rebel" został umieszczony na samym początku), a kompozycja
"Centre of Eternity" została nazwana w edycji europejskiej
"Forever". Wersja
amerykańska stała się podstawą do reedycji CD. Mimo to, w każdym wydaniu utwór "Spiders"
był dołączany w formie dodatku (na reedycji z 1995 roku nazwany
jako "Spiders in the Night"). Na reedycji z 2002 roku
zebrano wszystkie kompozycje z sesji i zamieszczono inny dodatek -
dość nieciekawy "One Up the 'B' Side", faktycznie
brzmiący jak odrzut na stronę B danego singla. Dobrze, że w
opisywanych reedycjach przynajmniej obyło się bez nagrywania partii
sekcji rytmicznej na nowo, jak to miało miejsce w przypadku dwóch
poprzednich krążków.
Produkcyjnie
album znacznie się postarzał, ale myślę, że już w czasie
wydania wypadał pod tym względem niezbyt dobrze. Instrumenty brzmią
płasko, są rozmyte, brak im odpowiedniej przestrzeni, a nad
całością dominują plastikowo brzmiące syntezatory. I problem ten
nie dotyczy jedynie wymienionego wcześniej "Slow Down".
Słychać, że muzykom zamarzyło się tworzenie singlowych hitów w
amerykańskich klimatach, na znacznie większą skalę niż w
poprzednich dwóch wydawnictwach. Może właśnie dlatego wszystko
brzmi tak lekko i bez mocy. A szkoda, bo o ile kompozycyjnie też nie
jest tak dobrze, jak w przypadku poprzednich dzieł, to pewien
określony poziom został zachowany. Z lepszą produkcją te kawałki
mogłyby tylko zyskać.
Już na
starcie pojawia się przecież bardzo dobry, drapieżny "Bark at
the Moon", w którym swoimi niemałymi umiejętnościami może
się wykazać Lee. Poza tym twórcy wykorzystali w nim w dość
racjonalny sposób syntezator, tak by nie przeszkadzał reszcie
instrumentów. Choć jeszcze lepiej (mimo znacznie większej roli
klawiszy) prezentuje się "You're No Different" - niby
balladowy, ale niepozbawiony ostrzejszych fragmentów. Intrygujące
nagranie z ciekawą zawartością instrumentalną i przejmującą
partią wokalną Ozzy'ego, najlepszą na tym longplayu. Sama
kompozycja również prezentuje się najlepiej z całości. Reszta
materiału nie wypada już tak dobrze, jak pierwsze dwa kawałki.
Rzecz w tym, że to właśnie środek płyty robi najmniej
zadowalające wrażenie. "Now You See It (Now You Don't)" to całkiem
niezły metalowy czad, tylko z okropnymi, komicznie brzmiącymi
wstawkami syntezatorów, nadających całości przesadnego kiczu -
nawet jak na standardy heavy metalu. Nieco lepiej sprawa ma się z
"Rock 'n' Roll Rebel", ale i tu nie ma rewelacji - po
prostu przyzwoity rocker i tyle.
"Centre
of Enternity" zaczyna się całkiem interesująco odgłosami
dzwonów i kościelnego chóru, ale szybko okazuje się, że to
kolejny żwawy kawałek, jeden z najszybszych w zestawie. Niby nie
fatalny, ale w odróżnieniu od "Bark at the Moon" trochę
tandetny i ze zbyt często powtarzanym refrenem. Choć muszę w nim
pochwalić bardzo udane solo Jake'a. Dla odmiany "So Tired"
to spokojna i zarazem niesamowicie ckliwa ballada z przesłodzoną, fortepianową melodią. Mimo pewnych uchybień
mam pewną słabość do tej kompozycji i zdarza mi się czasem do
niej powracać. Co ciekawe, sam Jake ma tu niewiele do roboty (gra jedynie gitarowe solo) i
pewnie przez to do dziś nie cierpi tego numeru. Zostaje jeszcze
niesamowicie chwytliwy "Waiting for Darkness" -
zdecydowanie jeden z najlepszych fragmentów krążka. Nawet klawisze
aż tak bardzo mi tutaj nie przeszkadzają i fajnie wtapiają się w
resztę instrumentów. Na uwagę zasługuje także część
instrumentalna, gdzie po raz kolejny umiejętnościami błyszczy Jake
E. Lee.
Trzecie
studyjne dzieło solowego Osbourne'a to prawdziwy ewenement. Mimo że
nie posiada zachwycających kompozycji (choć momenty się zdarzają),
a i nie unika licznych uchybień, to w całości słucha się go
całkiem dobrze. Dlatego należy mu się wysoka ocena z mojej strony.
Longplay ten pokazał, że i bez wsparcia Randy'ego Rhoadsa ekipa
Ozzy'ego może nagrać całkiem ciekawy materiał. Mimo to, album
wypada dość blado w porównaniu do poprzednich dwóch, a także
następnego, na którym skład z Jakiem Lee, ze zmniejszoną
ilością klawiszy i potężniejszym brzmieniem, zaprezentował swoje
prawdziwe możliwości.
Moja ocena - 7/10
Lista utworów:
01. Bark at the Moon (Ozzy Osbourne)
02. You're No Different (Ozzy Osbourne)
03. Now You See It (Now You Don't) (Ozzy Osbourne)
04. Rock 'n' Roll Rebel (Ozzy Osbourne)
05. Centre of Enternity (Ozzy Osbourne)
06. So Tired (Ozzy Osbourne)
07. Slow Down (Ozzy Osbourne)
08. Waiting for Darkness (Ozzy Osbourne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz